cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 29 listopada 2012

Królewna i goblin



„Królewna i goblin” to jedna z najnowszych propozycji Muchomora. Książka Georga MacDonalda, szkockiego pioniera powieści fantasy, ukazała się już w Polsce kilka lat temu. Teraz kolejna odsłona, tym razem w jednym z moich ulubionych wydawnictw. Mam nadzieję, że pojawienie się tego tytułu na rynku wzbudzi większe zainteresowanie, niż jego poprzednia edycja. „Królewna i goblin” spełnia wszelkie warunki prawdziwej baśni: dobro triumfuje nad złem, mądrość nad głupotą, a siłę pokonać można odwagą, sprytem i wytrwałością. I tak naprawdę nie trzeba nic więcej, by wnieść radość i poczucie bezpieczeństwa do dziecięcego świata.
Historia opowiedziana w książce jest dosyć prosta: jako głównych bohaterów mamy królewnę, ośmioletnią Irenkę, oraz młodego i dzielnego górnika Curdiego. I świat, w którym żyją, a więc z jednej strony pałac, ogród, służbę, rycerzy, a z drugiej – podziemne korytarze kopalni, w której pracują górnicy, dziką przyrodę i ubogie ludzkie siedliska. W głębi ziemi żyją też tajemnicze gobliny, mityczne istoty o wrednym charakterze i nieprzyjemnym, nieco groteskowym wyglądzie. I, niestety, złych zamiarach wobec ludzi, którzy ich kiedyś skrzywdzili. Podstępne istoty chcą uprowadzić królewnę i zabić górników, niszcząc ich kopalnię. Przypadkiem dowiaduje się o tym Curdie i za wszelką cenę stara się zapobiec nieszczęściu. Tymczasem sam pada ofiarą goblinów, a ratunek przychodzi ze strony, z której się nikt nie spodziewał, nawet czytelnik… Bo jest też w tej baśni i inny świat, jeszcze bardziej wymykający się rzeczywistości pałacu i podziemia. Świat zaczarowany, w którym żyje tajemnicza praprababka królewny. Dostęp do niej jednak gwarantuje już tylko wiara i pokora, cechy właściwe dzieciom, chociaż również nie w każdych okolicznościach. Bohaterom powieści także zdarza się zwątpić i unieść pychą. Mają jednak szczęście, gdyż czuwa nad nimi mądrość, którą uosabiają postacie kobiece, prababka królewny i całkiem realna matka Curdiego, ciekawe przykłady bardzo pozytywnych, archetypicznych wręcz postaci kobiecych w literaturze.
 Prozą MacDonalda fascynowali się pisarze takiej klasy, jak J.R.R. Tolkien, S.C. Lewis, czy Edith Nesbit. Czytając książkę, nie mogłam się oprzeć refleksji, jak bardzo różne są gobliny u MacDonalda, który tworzył na przełomie wieków (zmarł w 1905 roku!), od tych u Tolkiena. W książce o królewnie Irence mamy zaledwie początek rozłamu i nieprzyjaźni między ludźmi, a światem tajemniczych istot. U Tolkiena degeneracja tej rasy postępuje i stwory dzieli od ludzkiego świata rozziew nie do pokonania. W dzisiejszych produkcjach fantasy, i to zarówno książkach, jak i filmach, groza i wynaturzenie posunęły się jeszcze dalej. Ciekawa jest obserwacja dynamiki konfliktów, które wybuchają nieraz o drobiazg, a kończą się sytuacją patową, w której obie strony nie są już w stanie zupełnie się porozumieć…
Wysmakowany projekt graficzny Urszuli Woźniak uzupełniają ilustracje Piotra Bednarczyka. Są trochę mroczne w kolorystyce i oszczędne w barwach, ale za to jak pięknie pokazany został zachód słońca w górach za pomocą kilku walorów szarości i czerni! Zwróciły moją uwagę ujęcia krajobrazów, przypominające nieco renesansowe pejzaże północnoeuropejskich mistrzów pędzla, z zaznaczoną drogą wijącą się między wzgórzami… Niektóre obrazki pojawiają się skromnie obok tekstu, inne zaś są bardziej eksponowane, zawieszając nawet na kilka stron tok narracji. Jest to pomysł dobry, o ile ilustracja współgra z tekstem, jak to ma miejsce w przypadku tej książki.  
Po „Królewnę i goblina” mogą sięgać już dzieci w wieku wczesnoszkolnym, ale zaciekawi ona z pewnością i starszych, a nawet dorosłych. Mnie wciągnęła na jeden (długi!) wieczór. Dorośli też lubią baśnie…
Agnieszka Jeż


"Królewna i goblin" to opowieść o przygodach ośmioletniej królewny Irenki i Curdiego, syna górnika. Curdie próbuje uchronić Irenkę przed porwaniem przez mieszkające w podziemiach ich świata gobliny, które chciałyby przejąć władzę nad królestwem ludzi. 

wtorek, 27 listopada 2012

XY


Niezwykłą książkę ostatnio przeczytałam. Tym razem także wydawnictwa Muchomor, ich pozycje kupować można w ciemno. Pod skromnym, lecz tajemniczym tytułem „XY” Joanny Rudniańskiej skrywa się przepiękna opowieść. Niby to bajka, choć zainspirowana prawdziwą historią, rozgrywającą się w całkiem realnej scenerii ziemi polskiej w czasie II Wojny Światowej.
Bohaterkami są dwie siostry bliźniaczki, o takim samym imieniu. Obie Hanie, dla rozróżnienia nazwane przez Autorkę Hania X i Hania Y… Zaraz, zaraz, zapyta ktoś, jak rodzice mogli nazwać jednakowo swoje córki? Nie starczyło im wyobraźni? Cóż, w zwyczajnym życiu pewnie by się tak nie zdarzyło. Ale obie Hanie nie miały łatwego i zwykłego życia. Opuszczone przez matkę, zresztą, wbrew jej woli, przygarnięte, każda osobno, przez obcych ludzi, wychowywały się w zupełnie innych domach, chociaż obie w Warszawie, mieszkając niedaleko od siebie, a jednak nie wiedząc wzajemnie o swoim istnieniu. To, że jedna z nich stała się Żydówką, a druga Polką, nie miało większego znaczenia aż do wybuchu wojny. Wtedy losy obu dziewczynek niespodziewanie się skrzyżowały. Nie odbiorę przyjemności przyszłym czytelnikom „XY” i nie napiszę, jak się historia kończy. A jest bardzo wciągająca. Czytałam, podobnie, jak inną literaturę poświęconą Zagładzie i dramatowi wojny, z ogromnym wzruszeniem i ściśnięciem gardła. Nie trzeba się jednak obawiać, że książka ta będzie dla dzieci zbyt trudna. Autorka nie epatuje okrucieństwem, przytacza tylko proste fakty, które ja, jako osoba dorosła, mogę sytuować w kontekście swojej wiedzy o tamtych czasach. Dzieci zaś dostają obraz prawdziwy i przejmujący, który jednak nie łamie ich wrażliwości. Słyszą, że jest zło, które może opanować człowieka, ale widzą też potęgę dobroci, odwagi, lojalności i przyjaźni. Rudniańska wprowadziła do historii również elementy baśniowo-magiczne, m. in. postać staruszki o ametystowych oczach, która opiekuje się siostrami i ratuje je z największych tarapatów, czy też mądrego konia, który wymierza sprawiedliwość szmalcownikowi. Dzięki temu historia przybliża się do klasycznej bajki, w której dobro wygrywa ze złem, choć pewien smutek pozostaje już na zawsze…
Wrażenie robi projekt graficzny książki autorstwa Emilii Pyzy i oryginalne ilustracje Jacka Ambrożewskiego, niezwykle się zapowiadającego młodego talentu z warszawskiej ASP. Obrazki wykonane są w różnych technikach ze szczególnym uwzględnieniem kolażu. „Wojenną”, czarno - białą kolorystykę (charakterystyczną dla książek o podobnej tematyce) przełamuje żywa, wibrująca, turkusowa zieleń. Autor rysunków wykorzystuje różne motywy, m. in. ludzkie ręce, czy drzewa, nadając im symboliczne znaczenie właśnie za pomocą tego koloru (zwłaszcza poruszające są „stemplowane” dłonie na obu wyklejkach!). Niektóre obrazki – szkice samolotów na czarnym tle - przypominają prace ze słynnego albumu „Wojna w oczach dziecka”. Genialnym posunięciem artystycznym jest także wykorzystanie pustki przez pozostawienie wolnych, niezadrukowanych stron, czy ich fragmentów. Siła projektu graficznego i ilustracji ma w tej książce siłę rażenia. Piękna historia, baśniowo opowiedziana, sugestywnie przekazana – długo się nie da zapomnieć…
Agnieszka Jeż
Historia dwóch sióstr bliźniaczek, Hani X i Hani Y, które wychowują się w dwóch różnych rodzinach , polskiej i żydowskiej, w czasie drugiej wojny światowej.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Stary niedźwiedź ...


Wydawnictwo Muchomor działa na polskim rynku już od dziesięciu lat. W międzyczasie dorobiło się
sporej, nieraz bardzo aktywnej konkurencji, ale dla mnie od zawsze było i pozostało do dziś synonimem dobrej i interesującej książki dla dzieci, wydanej z pomysłem. Pierwsze tytuły kupowałam dla moich pociech, które wtedy właśnie się pojawiły na świecie. Sentyment pozostał mi do tej pory. Muchomor, czyli dzieciństwo moich córek…
Szczególnie wspominam zupełnie wyjątkową serię twardych, tekturowych książeczek „do czytania i śpiewania”. I z radością odkryłam, że wciąż pojawiają się nowe! Ostatnie, świeże jeszcze zupełnie, to „Stary niedźwiedź” i „Krakowiaczek jeden”. Pomysł ten sam: tradycyjna, prosta piosenka, która znają raczej
wszyscy rodzice, przynajmniej ci z mojego pokolenia. Nawiasem mówiąc, coraz mniej jest takich piosenek. Rzadziej wspólnie się śpiewa w domach i przy ogniskach na wakacjach. Łatwiej wieczorem włączyć płytę, niż, siedząc przy łóżeczku, zanucić dziecku kołysankę, jak to robili moi rodzice. Co będą śpiewać swoim potomkom nasze dzieci?
Repertuar całej serii dobrany jest tak, że doskonale odnajdą się w śpiewaniu i wspólnym oglądaniu także dziadkowie. Dla nich te staroświeckie już nieco dzisiaj piosenki to wspomnienie własnego dzieciństwa. Poręczny format pozwala zabrać książeczki na spacer, do samochodu na wycieczkę, czy do poczekalni u lekarza (czego nikomu jednak nie życzymy…).
W książkach dla dzieci rolę zasadniczą odgrywają ilustracje. W najnowszych tytułach Muchomora są to prace Agnieszki Żelewskiej, które charakteryzują się wyrazistą kreską, czystym kolorem i swoistą deformacją rysowanych postaci, przypominających nieco dziecięce rysunki. Zajmując się ilustracją dla dzieci próbuję nie dorosnąć i tak się bawiuńkam od kilkudziesięciu lat - napisała o sobie artystka na stronie wydawnictwa.  Język jej obrazów przemawia do dzieci – sprawdziłam to na moich córkach…
Agnieszka Jeż

niedziela, 25 listopada 2012

Moje szczęśliwe życie


Jest późno, ale Dunia nie może zasnąć.
Niektórzy, żeby zasnąć, liczą owce, ale nie ona!
Dunia liczy, ile razy była szczęśliwa. (…)

Tak rozpoczyna się książka dla młodszych dzieci Moje szczęśliwe życie szwedzkiej autorki Rose Lagercrantz, wydana ostatnio przez Zakamarki. Liczenie owiec, aczkolwiek niekiedy skuteczne, zawsze wydawało mi się zupełnie nieinspirującym zajęciem. Dlatego od razu polubiłam pomysł wieczornego „przeglądu” szczęśliwych chwil w życiu. Praktyka ta ma, zresztą, długą tradycję propagowaną przez przewodników duchowych i terapeutów. Postawa wdzięczności wobec losu za to, co nas spotyka, jest punktem wyjścia do akceptacji siebie i swojego życia. Czyż może więc być lepsza rada na kłopoty z zasypianiem, niż ta, którą intuicyjnie praktykuje mała, sześcioletnia zaledwie bohaterka opowieści?
Zwłaszcza, że jej krótkie życie już od początku naznaczone jest stratą. Z kart książki dowiadujemy się, że nie ma już mamy, mieszka z tatą i kotem. Z drżeniem oczekuje pierwszego dnia szkoły – rozbudzone nadzieje ścierają się z niepewnością i lękiem, tak dobrze znanym wszystkim dzieciom. Początek jest trudny, ale już po krótkim czasie Dunia znajduje wśród szkolnych kolegów swoją bratnią duszę, Fridę. Szczęście posiadania prawdziwej przyjaciółki jest pełne i niezakłócone aż do dnia, który szykuje Duni kolejną stratę - Frida musi się przeprowadzić do innego miasta. Znów świat sypie się w gruzy, a rozpacz dziewczynki jest ogromna. Ze bólem jednak można sobie powolutku poradzić… I o tym właśnie jest ta książka – o pogodzeniu się ze stratą bez zaprzeczania własnym uczuciom. O niełatwej drodze w życiu, które mimo to może być piękne i szczęśliwe.
Autorka pisze również dla dorosłych, a tematyką, którą często porusza, są tragiczne żydowskie losy w Europie w dobie dwóch wojen światowych. Temat straty jest tam stale obecny. W książeczce o Duni autorka czyni próbę przedstawienia jej oczami dziecka, które, znajdując w otoczeniu wsparcie, przekracza ją w sobie. Prosty język sprawia, że książka jest szczególnie bliska dziecięcemu rozumieniu świata. Bardzo udane są również ilustracje Evy Eriksson, jednej z czołowych szwedzkich ilustratorek. Artystka znana jest w Polsce m.in. właśnie dzięki książkom wydawnictwa Zakamarki, od lat skutecznie promującego w naszym kraju literaturę szwedzką dla dzieci.
Agnieszka Jeż

Od wydawcy: Pogodna opowieść o szkole i przyjaźni z perspektywy pierwszoklasistki - w sam raz dla początkujących czytelników nie tylko ze względu na treść, ale i formę. Czytanie ułatwiają prosty język, duża czcionka, przejrzysty układ strony i świetne rysunki Evy Eriksson.

piątek, 23 listopada 2012

Głupiutki piesek! i Niedobry kotek!

Wydawnictwo Łajka, o którym wspominałam już tutaj przy okazji „Hansa i Matyldy”, ustawiło sobie
poprzeczkę wysoko i, jak na razie, spełnia moje rozbudzone nadzieje. Dobre książki dla bardzo małych dzieci to prawdziwy skarb w dzisiejszym świecie, w którym tyle rozmaitych atrakcji rywalizuje o przyciągnięcie dziecięcej uwagi. Truizmem wydaje się myśl, że dla tak małego, skupionego czytelnika, jak przedszkolak, oglądana właśnie książeczka jest całym światem. Obrazy kształtują wyobraźnię i wrażliwość na piękno, teksty zapadają w pamięć… Dlatego warto sięgać tylko po piękne i ciekawe książki, a do takich z pewnością należą dwie pozycje Adama Stowera, znanego brytyjskiego artysty, czerpiącego z najlepszych wyspiarskich tradycji ilustracji dla dzieci. „Głupiutki piesek! ” i „Niedobry kotek!” to krótkie powiastki o małej Lilce, dziewczynce, która bardzo lubiła zwierzęta. Przyjaźń z czworonogami zazwyczaj czyni życie zdecydowanie ciekawszym i pełnym nieoczekiwanych zdarzeń.
Zwłaszcza, gdy z pobliskiego parku Safari uciekły dzikie zwierzęta i przebywają wciąż na wolności… Lilka wierzy, że uda jej się oswoić pieska i nauczyć porządku niesfornego kotka. Z uroczym i radosnym, dziecięcym entuzjazmem zajmuje się swoimi przyjaciółmi, którzy raz po raz wpędzają ją w kłopoty. Słynny angielski humor to chyba szczególna zaleta tych książeczek, a jego esencja tkwi właśnie w ilustracjach, niespodziewanie dopowiadających nowe znaczenia do zwięzłej narracji, prowadzonej z poziomu dziecka.

Ciekawym i godnym uwagi pomysłem, który moim dzieciom bardzo się spodobał, jest dołączenie do książek plakatów z ilustracjami Stowera, zaprojektowanych sprytnie w formie obwoluty. Papier jest dobrej jakości, nie strzępi się, a urocze rysunki zasługują na oprawienie. Będą z pewnością ozdobą dziecinnego pokoju, do którego dzieci nieraz będą wracać pamięcią, nawet wtedy, gdy będą już całkiem dorosłe…
Agnieszka Jeż


Od wydawcy: Pewnego ranka, kiedy Lilka wygląda przez okno swojego pokoju, spotyka ją niespodzianka - wymarzony piesek! Lecz nie jest to zwyczajny piesek, ma mnóstwo dziwacznych nawyków, a co gorsza poszukują go pracownicy pobliskiego ogrodu zoologicznego.
Wybierz się z Lilką i jej włochatym przyjacielem na super wycieczkę.
Książka jest w obwolucie, która stanowi podwójny poster z ilustracją z książki - imponująca niespodzianka dla dziecka.

Od deski do deski absolutnie zachwycająca.

piątek, 16 listopada 2012

Klara. Proszę tego nie czytać


„Klara. Proszę tego nie czytać” to propozycja wydawnictwa Czarna Owieczka dla dzieci w wieku od dziewięciu lat. Jednak, jak wiele dobrych książek dla najmłodszych, spodoba się z pewnością starszym, a nawet ich rodzicom. Jest to bowiem pamiętnik Klary, stąd „klauzula tajności” w podtytule. Wiadomo, że pamiętnikowi powierza się zarówno wielkie sekrety, jak i codzienne, spontaniczne spostrzeżenia, wolne od poprawności, „niegrzeczne”….
Gdyby rodzina Klary (rodzice, młodszy brat i babcia) przeczytali te notatki, pewnie nie byliby zachwyceni. Może trochę oburzeni, zdziwieni, ale, jak sądzę, przede wszystkim rozbawieni.
Perspektywa świata widzianego oczami dziecka nie jest w literaturze dla dzieci nowym pomysłem, czego najlepiej dowodzi wielka kariera Mikołajka. Książek tego typu znajdujemy na rynku wydawniczym coraz więcej, jednak Marcin Wicha, autor „Klary”, podszedł do tematu twórczo, włączając w nurt komentowanej rzeczywistości ciekawe problemy, jeszcze do tej pory niewyeksploatowane. Z ironicznym nieco przymrużeniem oka w stronę rodziców pisze o takich sprawach, jak domowa ekologia (elektrośmieci, segregacja), dyskryminacja kobiet, edukacja dzieci pod kątem wyścigu szczurów. Dyskretne aluzje dosięgają nawet wszechobecnego niemal kultu zmarłego polskiego Papieża… Wszystko to dzieje się bez odautorskiego komentarza, bo taki ma być efekt: zarówno komizm sytuacyjny jak i absurdalność niektórych przejawów rzeczywistości mają same w sobie siłę rażenia, zwłaszcza, gdy ukazane są oczami naiwnego, spontanicznego i, przede wszystkim, sympatycznego dziecka. Przyjemność z lektury na poziomie odszyfrowywania humorystycznego podtekstu książeczki będą mieli nie tylko rodzice: właściwie już dzieci w wieku Klary doskonale rozumieją przynajmniej niektóre subtelne dwuznaczności i ironię. Możliwość spojrzenia z zewnątrz na czyjś świat jest bardzo cenna – pozwala zrozumieć lepiej własny, w którym nieznośne rodzeństwo gra na nerwach, a „starzy” trochę się czepiają…
Na uwagę zasługuje szata graficzna książki - doskonały projekt graficzny spółki Frycz i Wicha. Proste, czarno-białe rysunki mają swój styl i humor, dzieciom szczególnie podobają się te z komiksowymi „dymkami”. Trochę, jakby narysowane przez samą Klarę, a trochę jakby przez kogoś, kto dziewczynkę bardzo dobrze zna i lubi. Może książeczka będzie zachętą dla dzieci do pisania pamiętników? Niech jednak nie zapomną o uwadze na okładce: proszę tego nie czytać!
Agnieszka Jeż

Klara chodzi do szkoły, marzy o golden retriverze i pisze pamiętnik. Rodzice nie będą zachwyceni, jeśli go kiedyś przeczytają... Za to Wy możecie mieć niezłą zabawę!

czwartek, 15 listopada 2012

Hans i Matylda

„Hans i Matylda” to jeden z trzech tytułów wydawnictwa Łajka. Nowa sopocka inicjatywa ma ogromne szanse na sukces, książeczka jest bowiem cudowna! Przeznaczona dla dzieci w wieku przedszkolnym, opowiada prostą, dziwnie bliską wszystkim historyjkę. Na pewno to znamy: grzeczna, posłuszna dziewczynka i jej nieznośny brat. Albo idealna córka sąsiadki, z którą nas bezustannie w dzieciństwie porównywano, a której za to nie mogliśmy ścierpieć.
Ileż przyszłych konfliktów i problemów generują takie sytuacje! Im bardziej grzeczna jest dziewczynka, tym mocniej w głębi serca zazdrości swawolnemu bratu. Im bardziej brat jest nieposłuszny i psotny, tym mniejszą widzi dla siebie szansę na poprawę. Siła etykietek, jakimi naznacza się dzieci, jest ogromna. A źródło tej stygmatyzacji tkwi często nie tyle nawet w usposobieniu dziecka, co w szkodliwych społecznych stereotypach. I generalnie w niezbyt mądrym pomyśle, że człowiek jest, po prostu, jakiś. I kropka. A tymczasem rzeczywistość natury ludzkiej jest o wiele bardziej dynamiczna i ciekawa. W każdym z nas tkwi tak wiele możliwości, barw i odcieni, że doprawdy szkoda, nawet samemu sobie, przyklejać na zawsze etykietę. Choćby i pozytywną, na przykład słodkiej, grzecznej dziewczynki. Ile przez to można stracić! O wiele przyjemniej dać się zaskoczyć różnym stronom swojej osobowości. I o tym właśnie jest ta książka. Króciutka historia o dwóch kotkach, Matyldzie i Hansie, którzy byli TAK różni… Japońska autorka Yocococo (właściwie: Yoko Shima) przedstawiła ją w formie opowiadania – zagadki kryminalnej, z nieoczekiwaną pointą. Ilustracje autorskie są zabawne i na równi ze słowami współtworzą narrację. Już sam podział na strony „grzecznej Matyldy”( jasne i kolorowe), oraz niegrzecznego Hansa (czarne), podkreśla zamierzony kontrast obu postaci. Myślę, że dzieci będą równie jak dorośli zaskoczone zakończeniem historii! Sądzę też, że warto chwileczkę z nimi porozmawiać po wspólnym przeczytaniu książki. Może czas podważyć szkodliwe stereotypy, pokazując dziecku, że raz jesteśmy tacy, a raz zupełnie inni, zwrócić uwagę na bogactwo i potencję, które ma w sobie. Zachowanie nasze zależy od nas, a nie od roli, jaką nam przypisują inni – tę lekcję z powodzeniem mogą wziąć do siebie również dorośli!
Agnieszka Jeż
Rewelacyjnie zilustrowana, pełna humoru mini opowieść kryminalna dla najmłodszych autorstwa uznanej na świecie ilustratorki Yokococo. Bardzo sympatyczna lektura dla najmłodszych czytelników. Zdobywca Junior Design Awards 2012.

środa, 14 listopada 2012

Sztuka latania



„Sztuka latania” Jana Bajtlika to kolejna pozycja dla małych dzieci, wydana przez Hokus-Pokus. Autor tekstu i rysunków jest artystą plastykiem, członkiem Stowarzyszenia Twórców Grafiki Użytkowej, twórcą plakatów, ilustracji i projektów książkowych. Dlatego właśnie prezentowana książeczka jest szczególnie pięknie zilustrowana, a tekst doskonale współgra z szatą graficzną. Historyjka o pingwinie, który nie umiał latać, chociaż bardzo tego chciał, jest krótka. Ilustracja, nawiązująca do stylistyki plakatu, również nie jest przegadana, co w połączeniu z dyspozycją tekstu na stronach (po jednym zdaniu) nadaje narracji nieco scenicznego dramatyzmu. Obraz, tekst, kolejna odsłona… I wreszcie symboliczna pointa, z której znaczeniem dzieci powinny sobie intuicyjnie poradzić. Najlepiej jednak chwilkę porozmawiać z nimi o tym, po skończeniu czytania. Bardzo lubię takie książki, które prowokują do rozmowy. Dzieciom na pewno na długo zapadną w pamięć, a i rodziców skłonią do refleksji…
Agnieszka Jeż


Obrazkowa książka dla najmłodszych z lapidarnym tekstem o pingwinie, który pragnął latać. Rzecz o marzeniach - co z tego, że nierealnych, skoro doprowadzą nas do prawdziwej pasji... W 2008 r. książka zdobyła nominację do nagrody głównej za najlepiej zaprojektowaną książkę dla dzieci w konkursie "Książka dobrze zaprojektowana - zacznijmy od dzieci".