cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 26 lipca 2021

Siedem dni i Zadurzenie



Trudne tematy w literaturze dla młodzieży już nie szokują. Potrzeba powieścioterapii (jako kontynuacja dziecięcej bajkoterapii) jest stale silnie odczuwana zarówno przez zagubionych nastolatków, jak i przez zapewniających im wsparcie dorosłych: wydawców, jurorów konkursów literackich, pisarzy, pedagogów, rodziców. Co roku poszerza się więc oferta książek pomagających zrozumieć traumy i uzależnienia ‒ od toksycznych relacji, przemocy, internetu, mediów społecznościowych, gier, adrenaliny, używek ‒ oraz, co ważne, wykonać pierwszy krok do wyjścia z nich. Tylko pierwszy, bo literatura zawsze pozostaje literaturą, nie zastąpi profesjonalnej diagnozy i terapii.

Eve Ainsworth jest angielską pisarką opowiadającą o wykluczeniu, porzuceniu, braku samokontroli i wiary w siebie, schematach postępowania osób prześladujących i prześladowanych (w domu, szkole, na osiedlu), o pustce, depresji, śmierci. Mimo tak ciężkich, pozornie dołujących i nie dających dobrych rokowań stanów czy zachowań, powieści tej autorki niosą dużo nadziei, mówiąc kolokwialnie: dają kopa. Po ich przeczytaniu otwiera się szeroko oczy, zaczyna rozglądać i podejmować działania, także skierowane w siebie samego.

Na polskim rynku księgarskim (i bibliotecznym) dostępnych jest pięć publikacji Eve Ainsworth, dwie pierwsze: "Siedem dni" oraz "Zadurzenie", ukazały się w 2017 roku w przekładzie Marcina Mortki. To był bardzo ambitny i odważny ruch ze strony wydawnictwa Zielona Sowa. Głównymi tematami książek są bowiem odpowiednio brutalny bullying oraz pierwsza miłość, odczuwana przez czternastolatkę do agresywnego chłopca przejmującego kontrolę nad jej życiem. Trudno sobie wyobrazić okazję, na którą prezentem mogłyby być te powieści. Początek roku szkolnego? Pierwszy poważny związek? Podarunek zawsze wypadłby złowróżbnie, lepiej więc obie podsunąć i przeczytać w ramach profilaktyki dojrzewania, choć nie jest ono żadną chorobą.

"Siedem dni" zbudowane zostało na koncepcie podwójności, dwuznaczności, dwustronności. Można próbować dopasowania metafor dwóch stron medalu, dwóch końców każdego miecza, ale tak naprawdę chodzi po prostu o racje obu stron, empatię, psychologiczne podejście do osoby nękanej (Jess) i nękającej (Kez). Powieść ma formę przeplatających się pamiętników dwóch dziewcząt, których role wraz z rozwojem akcji okazują się coraz bardziej dramatyczne i nieoczywiste. Eve Ainsworth pracowała jako szkolny pedagog, w swoich książkach czerpie garściami z rozmów przeprowadzanych z młodzieżą, z korespondencji z nimi oraz z innych własnych doświadczeń. W "Siedmiu dniach" znajdziecie dużo dosadności, szarości, gwałtowności, dosłowności i rozpaczy. Czeka was również spotkanie z osiedlowym aniołem stróżem, zwykłym chłopcem, którego znaczenie niektórzy mogą przeoczyć. Później jednak sięgną po drugą książkę, bo kto przejdzie katharsis "Siedmiu dni", raczej na pewno zechce przeżyć "Zadurzenie", w którym gdzieś z boku akcji znów pojawi się Lyn.

"Zadurzenie" opowiada o nastoletniej miłości, która pochłania całą uwagę i czas. Bohaterka może wydawać się zaślepioną idiotką, pustą laską spełniającą się jako odbicie w oczach szkolnego przystojniaka, pozbawioną wsparcia przyjaciół i rodziny outsiderką, która wreszcie znajduje zainteresowanie, ale to tylko pozory. Charakterystyka Anny jest znacznie bardziej rozbudowana, warto zrezygnować z uproszczeń i lepiej ją zrozumieć, by dogadywać się z młodzieżą ‒ niezależnie, czy w waszym przypadku oznacza to rówieśników, własne dzieci czy uczniów. W wielu nastolatkach możecie dostrzec coś z Anny lub jej chłopaka Willa, którego krótkie listy następują po każdym rozdziale prowadzonym w dziewczęcej narracji pierwszoosobowej. Znów mamy więc dwie skrajne perspektywy i, podobnie jak w "Siedmiu dniach", dwójkę bohaterów funkcjonujących na granicy wytrzymałości. A może już poza nią? Według mnie nagromadzenie problemów w obu książkach jest nieprawdopodobne, napięcie sięga zenitu, a potem odlatuje gdzieś w kosmos. Rozumiem potrzebę wskazania, skąd biorą się kompleksy oraz zachowania "przemocowe", w tym autoagresja, jednak tak wysokie stężenie trudności i patologii, z jakim spotkałam się w powieściach Eve Ainsworth, pasuje bardziej do podręczników czy poradników psychologicznych niż do literatury. Chyba że tej popularnej, z niezbyt gustownymi okładkami poskładanymi z darmowych zdjęć i obrazków przez słabego grafika. Do literatury fachowej nie pasują tylko optymistyczne zakończenia, które zresztą niezbyt mnie przekonały ‒ zwłaszcza w przypadku "Siedmiu dni".

Obie powieści prezentują zarówno sytuacje spotykane na co dzień w przeciętnej polskiej szkole, na każdym podwórku i w wielu domach, jak również realia charakterystyczne tylko dla wielkiego miasta, mieszkań i klatek niekończących się blokowisk. Pojawiają się również podziały głębsze, będące specyfiką między innymi angielską: na lepsze i gorsze rodziny, szkoły, dzielnice oraz osiedla. Na wyraźnie zarysowane klasy społeczne. Dla polskiego czytelnika niektóre akcenty świata przedstawionego zabrzmią obco, może nawet niezrozumiale. Mnie ten wniosek wydał się budujący: nasze dzieci nie doświadczają tak wyraźnej presji i dyskryminacji ze względu na miejsce wychowywania się, swojej nauki czy pracy rodziców. Bohaterom udaje się czasem przeskoczyć granice, które nas przeważnie nie dotyczą, w naszych warunkach nawet nie istnieją, co nie oznacza, że powinny pozostać niewidzialne. To kolejna forma zapobiegania społecznym nieszczęściom, tylko tym razem dotyczącym ogółu, a nie jednej osoby przeżywającej własne koszmary. Czytajmy Eve Ainsworth, by mieć świadomość nierówności, krzywd, wykluczeń i zwalczać je w zarodku.

Bożena Itoya

Eve Ainsworth, Siedem dni, przekład Marcin Mortka, wydanie II, Zielona Sowa, Warszawa 2017.

Eve Ainsworth, Zadurzenie, przekład Marcin Mortka, wydanie II, Zielona Sowa, Warszawa 2017.

Na zawsze Milena

Opowiadanie o chłopcu, który wie, jak długo trwa miłość jest trzecią książką z serii o Dawidzie, bohaterze Pera Nilssona (tekst) i Pii Lindenbaum (nieodłączne ilustracje tworzące nasz obraz protagonisty i jego kompanów). Przygoda podzielona na sześć dni tygodnia rozgrywa się w szarej, szkolno-domowej codzienności, ale roi się w niej od małych dramatów, z których wybrnięcie może zaważyć o wielu aspektach życia młodych ludzi. Nie tylko teraz, ale i w dorosłości, gdy zdobywane przez rówieśników Dawida kompetencje społeczne oraz umiejętności wyrażania i porządkowania emocji będą decydować o ich szczęściu. Krótkie opowiadanie kryje potencjał dziesiątek rozmów... i monologów, które pozwolą czytelnikowi dojść do porozumienia z samym sobą, szkolnymi kolegami, rodzicami. Również ci ostatni powinni czytać bardzo uważnie, bo zachowanie mamy i taty Dawida uważam za kluczowe dla całej historii. Czy potrafilibyśmy zachować się jak oni?

Dawid jest zakochany i chodzi z Mileną (nie tylko do klasy), tata Dawida chodzi z Ewą, która ma córkę, Agnes, chcącą chodzić na spacery z suczką Dawida, Busią, i nim samym. Na pierwszej takiej przechadzce dostrzega ich Milena, po czym odwraca się i przez kolejne dni nie odzywa do Dawida, a koleżanki z klasy tworzą żywą barierę między zakochanymi, nie dopuszczając chłopca ani do dziewczyny, ani do słowa. Czy chodzi o ten niewinny spacer? Dawid cierpi, czasem gotuje się od gniewu, robi trochę głupot, ale głównie postępuje mądrze, co jest godne podziwu, bo pamiętam z dzieciństwa, że w podobnych sytuacjach zachowanie zimnej krwi graniczy z cudem.

À propos zimna (i oziębłości), ciekawym i bardzo realistycznym elementem fabuły jest wpływ pieska Dawida na przełamywanie lodów między skłóconymi lub dopiero zapoznającymi się ludźmi. Wesoły czworonóg rzeczywiście często rozładowuje napięcie, pozwala też wypełnić pustkę, gdy nie wiadomo, co powiedzieć: zabawą, ruchem. Zwróciłam też uwagę na dyskretnie zarysowane wątki relacji między rodzeństwem, pojmowania języka obcego (samej ukochanej Mileny!) przez dziecko oraz formowania się podziałów w grupie. Te pozornie drugoplanowe sytuacje są według mnie ważne na równi z innymi, podkreślanymi przez autora problemami: rozwodem rodziców, niszczycielską siłą plotek, głęboko przeżywanym młodzieńczym zakochaniem i miłosnym zawodem. Rozpoetyzowanie Dawida może wprawiać w zakłopotanie mniej wrażliwych czytelników, budzić ich zażenowanie i powodować dystansowanie się od bohatera, który wierzy w dozgonną miłość nie będąc jeszcze nawet nastolatkiem. Jednak wspomniane urywki codzienności równoważą ewentualne zniechęcenie do lektury, składając się na wciągający, wielobarwny obrazek literacki o dużej wartości praktycznej (książka niewątpliwie ma charakter terapeutyczny), ale też artystycznej, jak to bywa w sztuce użytkowej. "Na zawsze Milena" to opowieść spleciona misternie, choć z wykorzystaniem nitek powszedniości, bez brokatów czy innych fantastycznych efektów, książka, którą po prostu musicie przeczytać.

Bożena Itoya

Per Nilsson, Na zawsze Milena. Opowiadanie o chłopcu, który wie, jak długo trwa miłość, ilustrowała Pija Lindenbaum, przełożyła ze szwedzkiego Marta Rey-Radlińska, Zakamarki, Poznań 2019.

czwartek, 1 lipca 2021

Coś i Nic

 


Czy coś jest lepsze niż nic? Zazwyczaj tak nam się zdaje. Tak też sądzili bohaterowie tej książki, tytułowi Coś i Nic. Do czasu!

Anna Paszkiewicz przygląda się utartym zwrotom, których używamy na co dzień: „coś wspaniałego”, „nic z tego”, „to dopiero coś!” i snuje z nich opowieść o tym, jak wskutek drobnego wydarzenia zawsze pomijane, smutne i osamotnione Nic zostaje dostrzeżone i docenione. Cała warstwa fabularna opiera się na na jednym koncepcie: że „coś” i „nic” są samoświadomymi bytami, które słuchają, co się o nich mówi, a powiedzonka, które wypowiadamy zupełnie nieświadomie, wpływają na poczucie własnej wartości u naszych abstrakcyjnych bohaterów. Można próbować się w tym doszukiwać różnych głębi, ja jednak nie bardzo je dostrzegam i chętnie pozostanę przy interpretacji, że jest to sympatyczna zabawa językiem.

Mocną stroną książki są ilustracje autorstwa Kasi Walentynowicz. Po pierwsze, udało jej się w bardzo prosty i przekonujący sposób przedstawić Coś i Nic. Coś to skłębione kolorowe linie. Coś zajmuje miejsce, pęcznieje, rozpycha się. Za to Nic jest prawie niewidoczne, narysowane czarną przerywaną linią, tyleż jest, co go wcale nie ma. Nic jest skromne, prawie przezroczyste. Ilustracje zostały wykonane flamastrami (albo techniką do złudzenia przypominającą flamastry). Są bardzo kolorowe, w podstawowej palecie barw, dosadne, gęste, pełne szczegółów, wesołe. Ilustratorka w ciekawy sposób wypełnia konkretem i detalem niedługi tekst, rozbudowując dzięki temu pojedyncze zdania w całe mikroświaty. 

Ronja St

Anna Paszkiewicz, Coś i Nic. Ilustracje: Kasia Walentynowicz, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2020