cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 24 stycznia 2021

Krowa Matylda obchodzi urodziny

Matylda jest niemiecką, młodszą kuzynką Mamy Mu, narysowaną i opisaną przez Alexandra Steffensmeiera. Pocieszna i śmieszna, niezupełnie bystra krowa mieszka w gospodarskim obejściu i pozornie wiedzie życie typowe dla wszystkich szczęśliwych wiejskich muciek. Chociaż te niekoniecznie ekscytują się obchodami swoich urodzin, w ogóle raczej nie są ich świadome, tymczasem Matylda już na pierwszej stronie, przy porannym dojeniu wita nas błogim uśmiechem i pełnym wyczekiwania spojrzeniem. A spodziewa się solidnych atrakcji jubileuszowych, zgodnych ze stałym harmonogramem podobnych imprez domowych: ciasto, garden party z balonami, życzenia przekazywane drogą pocztową, urodzinowy tron... Niestety, nic nie zmierza w tę stronę. Wcale nie zapowiada się na powtórkę obchodzonego tydzień wcześniej święta kurki w zielonej czapce i wszystkich innych poprzednich urodzin. O Matyldzie jakby nikt nie pamięta, nie widać przygotowań do przyjęcia, mimo dokładnego śledztwa przeprowadzonego przez jubilatkę.

Detektywistyczna gimnastyka krowy, będącej przecież zwierzątkiem pokaźnych rozmiarów, a tu wciskającej się w rozmaite kąty domowe, rozładowuje nieco smutną atmosferę zawodu. O nasz dobry humor zabiegają też kury i kurczaki, które zajmują się różnymi bardzo ludzkimi aktywnościami (w tym leżeniem). Matylda zaczyna kombinować, jak przypomnieć zajętemu sobą, a przeważnie wylegiwaniem się i innym wypoczynkiem, towarzystwu o swoich urodzinach. W piaskownicy, w której bawią się kurczaczki, stawia babkę w kształcie tortu. Zakłada na głowę starą czapeczkę urodzinową. Wyciąga zeszłoroczny prezent ‒ latawiec, i biega z nim po podwórzu. Nikt nie zwraca na nią uwagi, postanawia więc sama przygotować stosowną oprawę: bukiet z kaktusa, sucharki zamiast tortu, indywidualny piknik nad ulubionym strumieniem. Czy rzeczywiście tak będą wyglądały urodziny Matyldy? A może jednak książka zakończy się spektakularną imprezą, na której nie zabraknie nawet wydzielonego w wodzie brodzika dla kurczaczków, gramofonu i kurzych skoków z traktora na główkę? Cóż, nietrudno się domyślić. Lekka, bardzo kolorowa i wesoła historyjka będzie świetnym sposobem na spędzenie czasu z kilkuletnim czytelnikiem. Wielbiciele Pettsona i Findusa oraz Mamy Mu na pewno będą mieli skojarzenia z tymi szwedzkimi seriami, ale po zastanowieniu przypuszczalnie stwierdzą (jak my), że twórczość Alexandra Steffensmeiera jest prostszą realizacją opowieści graficznych i literackich Svena Nordqvista oraz Jujji i Tomasa Wieslanderów. Matyldzie brak tego filozoficznego sznytu, charakterków panicza kota i Pana Wrony, w jej świecie wszystko jest łagodniejsze i bardziej przystępne, przez co bohaterka ani nie wymaga od czytelnika tak dużo, jak szwedzkie pierwowzory, ani tak wiele mu nie oferuje.

Bożena Itoya

Alexander Steffensmeier, Krowa Matylda obchodzi urodziny, tłumaczyła Emilia Kledzik, Media Rodzina, Poznań 2020.

Wróg

"Wróg" jest książką, którą każdy powinien przeczytać, najlepiej przynajmniej raz w roku. Dowodem na to, że w formie niepozornej publikacji dla dzieci mieści się czasem więcej niż w wielkich traktatach filozoficznych: więcej treści, symboli, przesłania, czystego, nieobciążonego "naukawymi" nalotami morału. Można tu bowiem dotknąć esencji humanitaryzmu.

Siła przekazu zaczyna na nas napierać już po otwarciu okładki, kiedy wzrok szaleje obserwując na wyklejkach szeregi żołnierzy. Taki szlaczek z szeregowców całego świata, wszelkich niegdysiejszych, aktualnych i przyszłych armii. Można poczuć nieprzyjemne mrowienie w oczach, odnieść wrażenie powtarzalności, seryjności, jakiegoś nonsensu, może nawet beznadziei. Tym bardziej, że pierwsze strony są czarne i głoszą: "Jest wojna.". Następnie zostajemy wprowadzeni we wrogą sytuację żołnierzy stacjonujących w przeciwnych okopach, a dopiero później następuje strona tytułowa i redakcyjna. Tak oto wojna wskakuje na pierwsze miejsce, okazuje się preludium do sytuacji, nikt nie tłumaczy, dlaczego, czy to nienawiść, zdrada czy zemsta, po prostu jest wojna i to ma nam starczyć jako uzasadnienie wszystkiego. Niestety, to nie wymysł autorów, a relacja na żywo z naszego świata.

Historia jest dalej opowiadana przez jednego z dwóch żołnierzy, zdającego nam sprawozdanie z harmonogramu każdego identycznego dnia spędzanego z obecnym gdzieś, tam, po drugiej stronie, lustrzanym odbiciem ‒ wrogiem. On strzela w powietrze, to ja też. Rozpalam ogień, by coś podgrzać, dopiero kiedy on to zrobi. Jest sam i głodny, jak ja. Oto spirala zachowań nakręcana przez obu aktorów tego absurdalnego przedstawienia. Poznajemy też źródło wszystkich wojen: stereotyp i propagandę.

Tych kilka rzeczy to jedyne, w czym jesteśmy podobni, wróg i ja.

Poza tym wszystko nas różni.

On jest dziką bestią. Ni zna litości.

Zabija kobiety i dzieci. Zabija bez powodu.

To jego wina, że jest wojna.

Wiem to wszystko, bo nie jestem głupi.

Przeczytałem o tym w instrukcji.

Zacytowanemu fragmentowi towarzyszy czerwień, rzadko rozżarzająca wojskową zieleń, biel i czerń ilustracji. Czerwona jest krew przelewana przez wroga, wspomniana instrukcja, mała książeczka, źródło ślepej wiary żołnierza (a wiarę rozumiem na dwa sposoby, bo po zdobnych rękawach, w jakie odziane są wręczające instrukcję ‒ wraz ze strzelbą ‒ ręce można sądzić, że wpojenie celowości wojny wiąże się z działaniami przywódców wyznaniowych) oraz ordery dowódców wojskowych, reżyserów tego teatru marionetek.

Może wojna już się skończyła.

A może wszyscy zginęli, a my jesteśmy dwoma ostatnimi żołnierzami i ten, który przeżyje, wygra wojnę.

Czasem myślę, że świata już nie ma.

Ukazany we "Wrogu" mechanizm wojny i ogólnie nienawiści w dużym stopniu pokrywa się z ostrzeżeniami i raportami o stanie ludzkości podsuwanymi przez Karla Čapka, mojego ulubionego wizjonera literatury, choćby w "Fabryce Absolutu"... wydanej w 1922 roku! Cóż, niewiele się nauczyliśmy przez te 100 lat i nie będę tu szafować błyskotliwymi stwierdzeniami, że gdyby cała Ziemia czytała "Wroga", byłoby inaczej. Choć w książce duetu Cali&Bloch dostajemy też poruszający obraz narodzin refleksji, nadchodzącego za nią stopniowego olśnienia co do manipulacji, której zostaliśmy poddani i z jakiej powinniśmy się wyzwolić. Nie otrzymamy natomiast jednoznacznego rozwiązania sytuacji, jedynie trochę nadziei, że szeregowi opamiętają się, dogadają wbrew wpojonym im schematom. Może przypadek wrogów skłoni nas do odrzucenia własnych instrukcji, które przecież wciska nam się z racji przynależności wyznaniowej, rasowej, narodowej, kulturowej, politycznej, zawodowej czy płciowej. Ale najpewniej historia wrogów będzie się powtarzać w nieskończoność, w rozmaitych, czasem bardzo codziennych i subiektywnych realizacjach.

Bożena Itoya

Davide Cali (tekst), Serge Bloch (ilustracje), Wróg, przełożyła z francuskiego Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2014.

Operacja Czarny Las

Do norweskich kryminałów dla dzieci z cyklu Biuro Detektywistyczne nr 2 wróciłam po dłuższej przerwie. W międzyczasie mój syn wyrósł z tych niewielkich, ale obfitujących w akcję i kreskówkowe obrazki książek, a mój bratanek do nich dorósł. "Operacja Czarny Las" jest właśnie taka, jak moje wspomnienie o całej serii: wesoła, w pewnym stopniu nietypowa, ale równocześnie odwołująca się do oczekiwań kilkuletnich czytelników, głównie tych zaczynających samodzielnie czytać i dokonywać wyboru lektury. Jørn Lier Horst (tekst) w duecie z Hansem Jørgenem Sandnesem (ilustracje) przyciągają sprawdzonymi pomysłami, przede wszystkim konstrukcją świata przedstawionego, jak dobór bohaterów (para dzieci prowadzących własne biuro detektywistyczne przy minimalnym wsparciu dorosłych), miejsca akcji (małe miasteczko) i jej czasu (zamykającego się w kilku dniach), oraz samą seryjnością książek, powtarzalnością. Czytelnicy oswojeni ze stałymi realiami i typem rozwiązań fabularnych przyjmowanych przez autorów chętnie wracają do wykreowanego przez obu panów świata. Podkreślam tu znaczenie ilustracji, które dorosłym mogą się co prawda kojarzyć z boomem na paradisneyowskie malunki królujące w książkach dla dzieci wydawanych w latach 90. XX wieku, ale samym odbiorcom będą odpowiadać. Wobec dziesiątek (jeśli nie setek) publikowanych współcześnie pozycji z ambitniejszymi czy też bardziej umownymi grafikami powstała pewna luka, którą zgrabnie wypełnia wizja H.J. Sadnesa, filmowca mówiącego do dzieci językiem prostych, ładnych, bardzo kolorowych animacji. Te obrazki mają dużo większą wartość i jakość od kadrów wyciętych z popularnych kreskówek, jakie zalewają topowe "filmowe opowieści". I nie zostały znikąd "wyjęte", tylko stworzone specjalnie dla danej książki.

Szesnasta książka z serii o Biurze Detektywistycznym nr 2 (czternasta ze ścisłego cyklu ‒ ukazały się też dwie pozycje o większym formacie i nieco innym charakterze) dowodzi, że twórcy nadal świeżo patrzą na swoje dzieło, budują je starannie i z zachowaniem wszelkich zasad sztuki. "Operację Czarny Las" czyta się błyskawicznie, za jednym zamachem czy podejściem ‒ zależy, jaki styl czytelnictwa reprezentujecie. Napięcie rośnie stopniowo, podejrzenia czytelników sprawdzają się, by mogli oni poczuć satysfakcję z rozwiązania zagadki, której treść i przebieg są równocześnie solidną lekcją ekologii. Tiril (dziewczynka), Oliver (jej kolega) i Otto (pies tropiący, detektyw) spędzają czas w swoim biurze, obserwują sikory bogate (prześlicznie, z wielką sympatią i obeznaniem odwzorowane na ilustracjach) hasające przy otwartym oknie, sami wymyślają sobie sprawę do zbadania i ruszają jej tropem. A ten prowadzi do tytułowego lasu, pierwotnego, pięknego, gęstego i "głuchego". Na jego problemy głusi są dorośli, nawet ci spacerujący po urokliwych ścieżkach. Wyjątkiem okazuje się pewna Inspektor Ochrony Środowiska, z którą Biuro Detektywistyczne nr 2 nawiązuje kontakt. Niszczące środowisko działania opisane w książce znamy z własnego podwórka oraz miasta, bardzo się cieszę, że w tej literackiej mikroskali są przybliżane małym czytelnikom, i to w tak poczytnej (co stwierdzam po stanie wypożyczeń i zamówień w mojej bibliotece) serii. "Operacja Czarny Las" może się wydać tylko kolejnym, niepozornym elementem stadka, niczym sikorka, ale jest, jak sikorki, i rozrywkowa, i sprytna, i potrzebna, a na okładce nawet przystrojona w kolorystykę bogatek.

Bożena Itoya

Jørn Lier Horst (tekst), Hans Jørgen Sandnes (ilustracje), Operacja Czarny Las, (cykl Biuro Detektywistyczne nr 2), tłumaczyła z norweskiego Katarzyna Tunkiel, Media Rodzina, Poznań 2020.

Akademia Ekowiedzy: wielkie porządki, dobra energia, niezwykła woda

 Minęły już czasy, kiedy ekologia kojarzyła się z lekko nawiedzonymi działaczami i nie zajmowała ogółu społeczeństwa. Na szczęście, bo wszyscy musimy być świadomi i działać, by nasza planeta w ogóle dalej istniała, ale też niestety, ponieważ sami doprowadziliśmy do tak zaawansowanej katastrofy, pośrednio także swoim pobłażaniem dla ekologii. Teraz ekologiem musi być każdy, nawet przedszkolak, a i tak nie wiadomo, czy cokolwiek to da, skoro w ślady mądrych dzieci nie idą niemądrzy dorośli decydujący o różnych emisjach, dystrybucjach i utylizacjach. Bądźmy jednak choć odrobinę optymistami i popracujmy z dziećmi nad rozwiązaniami, sprawdźmy, co można robić i trzeba wiedzieć na co dzień, by Ziemi było lepiej. Z doświadczenia wiem, że takie publikacje, jak seria "Akademia Ekowiedzy" wydawnictwa Harper Kids, służą całej rodzinie, bo nawet rodzice i dziadkowie mogą nie znać pewnych oczywistych faktów i zachowań. Poza tym po przerobieniu tematu z najmłodszym pokoleniem wstyd nie stosować się do opisanych w książkach zaleceń. "Hipokryta" jest aktualnie bardzo popularnym słowem, zdziwicie się, jak szybko dzieci je poznają i wprowadzają do osobistego słownika.

Książki z cyklu Akademia Ekowiedzy mają formę dużych, zbliżonych do A4 zeszytów, adresowane są do dzieci w wieku przedszkolnym, a po nie tak tajnych zakamarkach ekologii oprowadzają czytelników ich rówieśnicy, rodzeństwo Ida i Filip. Każda publikacja zawiera ciekawostki, grę planszową i inne zabawy (jak kolorowanka czy labirynt) oraz dyplom. Estetyka, format i przejrzystość tych książek zachęca do ich otwarcia i utrzymuje uwagę malucha aż do ukończenia krótkiego, wesołego kursu ekologii. W naszym przypadku pierwszym była energia, opisana w książce "Dobra energia. Źródła energii w przyrodzie".

Autorzy książki, Krystyna Bardos (tekst) i Adam Bardos (ilustracje), zgrabnie połączyli ilustrowane opowiadanie z elementami encyklopedii, opatrzonej i obrazkami, i fotografiami, zeszytu ćwiczeń, zabaw oraz doświadczeń. Prosty tekst o codziennych czynnościach dzieci i ich pupili (kotki Szarusi i psa Pimpka) towarzyszy więc nieco bardziej skomplikowanym ramkom "Czy wiesz, że?", "Czas na doświadczenie" i "Jak zrobić...". Przeplatanie historyjki i zadań do wykonania oraz informacji do zapamiętania przez czytelników wypada dobrze i naturalnie. Ida i Filip są na słonecznej łące, biegają pełni energii, więc na sąsiednich stronach dowiadujemy się, jak energię pozyskują rośliny i zwierzęta, czym jest Słońce i w jaki sposób wpływa na ludzi oraz naszą planetę. Później rodzeństwo wyjeżdża z dziadkami nad morze, przechodzimy zatem do obserwacji wiatru oraz wody, ich wykorzystania przez człowieka do pozyskiwania energii. Będą również informacje o wnętrzu Ziemi, a dalej już o energii, z której korzystamy na co dzień, dla własnego komfortu i bezpieczeństwa. Czytelnicy będą się mogli wykazać rysując kabel i wtyczkę przy urządzeniach, które potrzebują prądu, poznają też oznaczenia dotyczące poziomu zużywania przez nie energii. Stąd już tylko krok (a właściwie kartka) do chyba najważniejszych zagadnień tej książki: oszczędzania energii i rozsądnego korzystania ze środków komunikacji oraz innych form przemieszczania się. Mam wrażenie, że tej świadomości nie chcemy mieć, dla własnej wygody. Publikację zamykają wspomniane już rozkładówki z grą planszową i kolorowanką, obie przemyślane i po prostu ładne.

Bardzo podobnie skomponowana została "Niezwykła woda. Rola wody w przyrodzie". We wprowadzeniu czytelnicy poznają i hobby bohaterów (pływanie, nurkowanie, przebywanie na wakacjach w pobliżu akwenów, jazda na sankach, spacery w deszczu), i typy wody na Ziemi, a także jej "oblicza", czyli stany skupienia. Będzie całkiem duże co nieco o krążeniu wody w przyrodzie, śnieżynkach, dalej autorka wspomni o tęczy, napięciu powierzchniowym, rośnięciu roślin, piciu i pływaniu zwierząt. Następnie poznamy etapy oczyszczania i uzdatniania wody oraz inne fakty dowodzące, jak jest wyjątkowa i bezcenna. Informacjom towarzyszą oczywiście doświadczenia i ćwiczenia rysunkowe oraz okazała gra planszowa, mogąca służyć jako ta pierwsza w życiu. Zagadnienia ujęte w tej odsłonie Akademii Ekowiedzy wydają się bardziej skomplikowane od "Dobrej energii", ale odpowiednio poprowadzony przez rodzica lub nauczyciela przedszkolak nie powinien stracić zainteresowania publikacją aż do jej ostatniej strony, nawet jeśli ma dopiero cztery lata.

Najmłodsi odbiorcy tym bardziej poradzą sobie z trzecią książką z cyklu. "Wielkie porządki. Recykling i sprzątanie świata" są bowiem pozycją najbliższą codzienności, rodzinną, umożliwiającą bezpośredni, natychmiastowy, ale długofalowy wpływ dziecka na środowisko. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Krystyna Bardos otwiera temat zanieczyszczenia przyrody odpadami oraz oczyszczania jej z nich. Otóż na pierwszej stronie książki pojawia się wyraźny komunikat, że natura nie wytwarza śmieci, wszystko w niej jest potrzebne, ulega rozkładowi czy zostaje powtórnie wykorzystane. Na drugiej stronie widnieje natomiast rodzina (Ida i Filip z rodzicami) dumająca nad swoimi śmieciami, bo też człowiek wyłamuje się z naturalnego trybu przetwarzania odpadów i stąd musi zadbać, by nie zniszczyć cyklu przyrody "twardymi" odpadami. Kolejne karty książki przynoszą rozmaite wskazówki, jak postępować z danymi typami śmieci oraz ćwiczenia praktyczne, naprawdę bardzo czytelne i skuteczne. Cała mała trylogia ekowiedzy znakomicie sprawdziłaby się jako podręcznik, ale ja polecam pracę z nią w domu, w gronie rodzinnym, by dzieci były świadome, że troska o środowisko naturalne jest priorytetem ich rodziny, taką wspólną sprawą. A dzięki dużym, wyraźnym i pogodnym obrazkom Adama Bardosa, rozsądnemu i czytelnemu rozłożeniu tekstu oraz jakości merytorycznej (którą zawdzięczamy również konsultacji dr Grażyny Winiarskiej), wiedza zebrana przez Krystynę Bardos i okraszona scenkami literackimi zostanie wchłonięta przez dzieci z przyjemnością, da im do myślenia, sprawi, że będą działać na rzecz ocalenia Ziemi – bo jesteśmy w takim momencie historii, że stosowne są właśnie równie doniosłe słowa.

Bożena Itoya

Krystyna Bardos, Dobra energia. Źródła energii w przyrodzie, ilustracje Adam Bardos, konsultacja merytoryczna dr Grażyna Winiarska, seria Akademia Ekowiedzy, wyd. HarperCollins Polska / Harperkids, Warszawa 2020.

Krystyna Bardos, Niezwykła woda. Rola wody w przyrodzie, ilustracje Adam Bardos, konsultacja merytoryczna dr Grażyna Winiarska, seria Akademia Ekowiedzy, wyd.a HarperCollins Polsk/ Harperkids, Warszawa 2020.

Krystyna Bardos, Wielkie porządki. Recykling i sprzątanie świata, ilustracje Adam Bardos, konsultacja merytoryczna dr Grażyna Winiarska, seria Akademia Ekowiedzy, wyd. HarperCollins Polska / Harperkids, Warszawa 2020.

piątek, 22 stycznia 2021

 

Myślisz, że tak ci źle? Życie dzieci w starożytnej Grecji




W dzieciństwie uwielbiałam książki z serii “Strrrraszna historia”. W lokalnej bibliotece była ich cała półka. Opierały się na prostym zamyśle: przekazywały wiedzę o dawnych cywilizacjach i kręgach kulturowych przez pryzmat najbardziej szokujących faktów, z naszej perspektywy okrutnych, zadziwiających lub obrzydliwych.

Autorzy serii “Myślisz, że tak ci źle?” sięgnęli po tę samą recepturę, starając się skontrastować współczesne życie odbiorców książki z trudnościami i niedogodnościami życia w starożytnej Grecji. W zamyśle książka ma koncentrować się na perspektywie dzieci, jednak po wyczerpaniu tematów dotyczących codzienności sięga jeszcze po inne tematy, wiele miejsca przeznaczając na przykład na mity i wierzenia.

Nie mam zastrzeżeń co do merytorycznej zawartości tej książki. Z lektury można wynieść wiele wiedzy. Niestety, wszechobecna formuła “a ty myślisz, że ci źle?” jest męcząca, tym bardziej, że tekst jest przepełniony niezbyt udanymi żartami. Porównania życia współczesnego i starożytnego często są tak wysilone i odległe od siebie, że w zasadzie trudno stwierdzić, co mają właściwie wspólnego. Na przykład handel niewolnikami jest zestawiony ze sprzątaniem brudnych skarpetek (swoją drogą, autorzy wydają się mieć jakąś obsesję na punkcie brudnych skarpetek i ich zapachu). Wydaje mi się, że tego rodzaju pomysł na książkę, oparty na budzeniu fascynacji różnicami i “obrzydliwościami”, w obecnych czasach już mało się sprawdza i nie pasuje do wrażliwości czytelników.

Od razu na pierwszej stronie wita nas taki tekst:

Czy zdarzyło ci się kiedyś mieć totalnie dziwaczną fryzurę, ponieważ fryzjer kichnął w niewłaściwym momencie [jest na to jakiś właściwy moment? przyp. aut.], przez co twoja głowa wyglądała jak skrzyżowanie szczotki do toalety ze smutnym jeżem? Albo stałeś sobie spokojnie na ulicy, dłubiąc w nosie, gdy jak spod ziemi wyrósł ZDZIERAS PORTKAS? (Doskonale wiesz, co to wróży. Nie na darmo tak go nazywają!) Tak, zgadza się. Zdarł ci spodnie i naśmiewał się z twoich majtek. Ale jeżeli myślisz, że CI ŹLE, pociesz się – przynajmniej masz majtki… W starożytnej Grecji nie miałbyś TAKIEJ CZĘŚCI GARDEROBY, jedynie luźną tunikę, ledwie osłaniającą WSTYDLIWE ZAKAMARKI.

Przechodzą mnie ciarki zażenowania. Taki atak na nietykalność cielesną, jak opisany powyżej, jest sprawą najzupełniej poważną, a przy tym naprawdę nie wydaje mi się typowy dla naszych czasów. Ponadto nazywanie części intymnych “wstydliwymi zakamarkami” wydaje mi się szkodliwe dla rozwoju psychoseksualnego dzieciaków. Kolejne rozdziały nie przynoszą nam już tak mocnych wrażeń, ale nadal są pełne pokracznych porównań i niezbyt śmiesznych żarcików, które psuły mi przyjemność z lektury.

Zdecydowanie lepiej wypadają ilustracje. Cechują się prostotą i wesołą kolorystyką, są dwuwymiarowe i bezpretensjonalne. Ich humor jest o wiele bardziej subtelny niż w tekście. Wielkookie postacie wyglądają sympatycznie, ich emocje są wyraziste, a całość sprawia wrażenie lekkości. Prawie każda informacja historyczna podana w tekście jest zilustrowana, dzięki czemu przekaz merytoryczny jest wzmocniony.

Potencjał ten książki był duży, lecz został w znacznej mierze zmarnowany na szukanie sensacji i niskich lotów humor. Mocną stroną są ciekawe informacje o życiu codziennym i oprawa graficzna.


Ronja St


Chae Stathie, Myślisz, że tak ci źle? Życie dzieci w starożytnej Grecji. Ilustracje: Marisa Morea, tłumaczenie Patrycja Zarawska, Wydawnictwo Wilga, Warszawa 2019