Matylda jest niemiecką, młodszą kuzynką Mamy Mu, narysowaną i opisaną przez Alexandra Steffensmeiera. Pocieszna i śmieszna, niezupełnie bystra krowa mieszka w gospodarskim obejściu i pozornie wiedzie życie typowe dla wszystkich szczęśliwych wiejskich muciek. Chociaż te niekoniecznie ekscytują się obchodami swoich urodzin, w ogóle raczej nie są ich świadome, tymczasem Matylda już na pierwszej stronie, przy porannym dojeniu wita nas błogim uśmiechem i pełnym wyczekiwania spojrzeniem. A spodziewa się solidnych atrakcji jubileuszowych, zgodnych ze stałym harmonogramem podobnych imprez domowych: ciasto, garden party z balonami, życzenia przekazywane drogą pocztową, urodzinowy tron... Niestety, nic nie zmierza w tę stronę. Wcale nie zapowiada się na powtórkę obchodzonego tydzień wcześniej święta kurki w zielonej czapce i wszystkich innych poprzednich urodzin. O Matyldzie jakby nikt nie pamięta, nie widać przygotowań do przyjęcia, mimo dokładnego śledztwa przeprowadzonego przez jubilatkę.
Detektywistyczna gimnastyka krowy, będącej przecież zwierzątkiem pokaźnych rozmiarów, a tu wciskającej się w rozmaite kąty domowe, rozładowuje nieco smutną atmosferę zawodu. O nasz dobry humor zabiegają też kury i kurczaki, które zajmują się różnymi bardzo ludzkimi aktywnościami (w tym leżeniem). Matylda zaczyna kombinować, jak przypomnieć zajętemu sobą, a przeważnie wylegiwaniem się i innym wypoczynkiem, towarzystwu o swoich urodzinach. W piaskownicy, w której bawią się kurczaczki, stawia babkę w kształcie tortu. Zakłada na głowę starą czapeczkę urodzinową. Wyciąga zeszłoroczny prezent ‒ latawiec, i biega z nim po podwórzu. Nikt nie zwraca na nią uwagi, postanawia więc sama przygotować stosowną oprawę: bukiet z kaktusa, sucharki zamiast tortu, indywidualny piknik nad ulubionym strumieniem. Czy rzeczywiście tak będą wyglądały urodziny Matyldy? A może jednak książka zakończy się spektakularną imprezą, na której nie zabraknie nawet wydzielonego w wodzie brodzika dla kurczaczków, gramofonu i kurzych skoków z traktora na główkę? Cóż, nietrudno się domyślić. Lekka, bardzo kolorowa i wesoła historyjka będzie świetnym sposobem na spędzenie czasu z kilkuletnim czytelnikiem. Wielbiciele Pettsona i Findusa oraz Mamy Mu na pewno będą mieli skojarzenia z tymi szwedzkimi seriami, ale po zastanowieniu przypuszczalnie stwierdzą (jak my), że twórczość Alexandra Steffensmeiera jest prostszą realizacją opowieści graficznych i literackich Svena Nordqvista oraz Jujji i Tomasa Wieslanderów. Matyldzie brak tego filozoficznego sznytu, charakterków panicza kota i Pana Wrony, w jej świecie wszystko jest łagodniejsze i bardziej przystępne, przez co bohaterka ani nie wymaga od czytelnika tak dużo, jak szwedzkie pierwowzory, ani tak wiele mu nie oferuje.
Bożena Itoya
Alexander Steffensmeier, Krowa Matylda obchodzi urodziny, tłumaczyła Emilia Kledzik, Media Rodzina, Poznań 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz