cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 23 marca 2021

Zlatanka i ukochany wujek

Rozumienie i wyrażanie swoich emocji to wielka sztuka, której posiąść nie potrafi większość dorosłych. Trudno się więc dziwić małym dzieciom, ich automatycznym reakcjom ‒ złości, żalowi, krzykom, tupaniu, płaczom, kłamstwom, obrażaniu się lub, co gorsza, zamykaniu się w sobie, obgryzaniu paznokci, jąkaniu. Przy tych wszystkich wewnętrznych pożarach maluchy rzadko potrafią skoncentrować uwagę na kimś innym niż "ja", a równocześnie czas przedszkola jest okresem, w którym powinny zostać zbudowane podstawy empatii, bo ta nie weźmie się znikąd w wieku szkolnym i dojrzałym. Wiadomo: dobra książka ułatwia rodzicom czy nauczycielom wdrażanie wartości i postaw. Pomaga na przykład wyjaśnić, jak radzić sobie z gniewem i czemu warto dobrze przyjrzeć się innym ludziom, wczuć w ich rolę, nie skreślać. Taka pożyteczna lektura nie musi być typową bajką terapeutyczną, wystarczy dobra historyjka bez wyraźnie wypowiedzianego morału. Ten łatwo sobie dopowiedzieć, kiedy jest się inteligentnym dzieckiem, niekoniecznie "grzecznym", a nawet bardzo kłopotliwym, jak bohaterka książki Pii Lindenbaum. Ella, inaczej nazywana Zlatanką, stoczy walkę z zazdrością i potrzebą posiadania ukochanej osoby na własność.

Teraz całe dnie będę z Tonim. Nie pójdę do przedszkola.

Pójdziesz, pójdziesz, Zlatanko ‒ mówi Toni. ‒ Muszę też czasem trochę odpocząć.

Nazywa mnie Zlatanką od imienia mojego ulubionego piłkarza. Bo tak naprawdę mam na imię Ella.

Wujek Toni mógłby zostać określony jako czarna owca w rodzinie, bo od niej odstaje. Ale to inni są czarno-biali, natomiast Toni mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Babcia jest ciepłą, okrąglutką starszą panią pokazywaną tylko jako gospodyni domowa, inni wujkowie wyglądają jak korporacyjne trojaczki emanujące powagą i nudą, mieszkają z babcią, zaś "on prawie zawsze jest w jakimś innym miejscu na świecie". Nagle wpada i już jest do końca książki, zabawnie uczesany, co dzień w innej barwnej koszuli.

Takie spodziewane zmiany, odmienność (także od siebie nawzajem) i szaleństwo są wpisane w przyjaźń dziewczynki z wujkiem. Zlatanka kocha piłkę nożną, chodzi w stroju sportowym, korkach i z piłką, wujek zaraża ją muzyką i śmiesznymi zabawami, co dzień zmienia jej kolor włosów, zabiera do kawiarni, rozmawia i gapi się z nią na ludzi, ale na sporcie się nie zna. W tej dziedzinie króluje za to Stef, przyjaciel Toniego, odrzucany (i obrzucany ‒ różnymi przedmiotami, nieprzyjemnymi spojrzeniami oraz komentarzami) przez Zlatankę, powód jej zazdrości, przyczyna rewolucji w świecie, który znała dotąd na wylot. Nieprzewidziana i niechciana zmiana.

Po filmie strasznie chce nam się siku i biegniemy do toalety. Ja jestem pierwsza. Potem ma wejść Stef. Wrzucam papier toaletowy do wody. Żeby sobie nie myślał.

To co, idziemy jutro na basen? ‒ pyta Toni.

Figa z makiem podkalakiem ‒ odpowiadam.

Bo nie mam zamiaru się kąpać.

Wracaj do tego swojego Trelleborga mówię do Stefa i zatrzaskuję im drzwi przed nosem.

Dorosły czytelnik od początku będzie pewny tego, co wyczuwa Zlatanka: Stef jest kimś bardzo bliskim Toniemu, jego partnerem, czy raczej chłopakiem, mówiąc po dziecięcemu. Zlatanka przestaje więc być jedyną ukochaną wujka, jak być może dotąd siebie postrzegała, stąd zazdrość i przemeblowanie w emocjach. Dziecko słuchające książki nie uzna jej za opowieść o homoseksualizmie (bo też w ogóle nią nie jest), ponieważ związek dwóch mężczyzn jest tu pokazany z dużą dyskrecją i naturalnością, jako tło przeżyć bohaterki. Jeśli temat miłości nieheteroseksualnej jest dla was krępujący, nie obawiajcie się "Zlatanki", nie musicie prowadzić z dzieckiem wielkich rozmów uświadamiających, choć powinniście przygotować się na proste pytania oraz oczywiste odpowiedzi. Tylko one uzbroją dzieci na ich własne walki z emocjami, przygotują do rozwiązywania konfliktów, okazywania empatii i wsparcia bliskim. Zachowania te widzimy choćby na ostatniej ilustracji, gdzie wujkowie oraz babcia wreszcie wychodzą z domu, tracą powagę, za to nabierają kolorów. Obrazki są tu bardzo ważne, szybko zauważamy, że nie tylko towarzyszą tekstowi, ale też go dopowiadają, tworząc wspólnie wielki ładunek miłości, akumulator dla czytelników chwilowo pozbawionych nadziei, przewodnik dziecięcej energii. Bez uziemienia i narzucania z góry ustalonych, jedynie słusznych tras.

Bożena Itoya

Pija Lindenbaum, Zlatanka i ukochany wujek, przełożyła ze szwedzkiego Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2012.

Historia kobiet

W ostatnich latach księgarnie obrodziły w zbiory opowiadań o silnych dziewczętach i kobietach, opowieści o prawach kobiet i feminizmie oraz popularnonaukowe ujęcia tych tematów. Książka Katarzyny Radziwiłł (tekst) i Joanny Czaplewskiej (ilustracje) "Historia kobiet" należy oczywiście do tej ostatniej kategorii. Pokaźny format nie narzuca dużej objętości ‒ jest to publikacja raczej zwięzła, zarys historii kobiecych obowiązków i przyjemności w wybranych kręgach cywilizacyjnych oraz epokach. Dzieci chętnie sięgają po tak kolorowe wydawnictwa, pełne scenek i drobiazgów, a rodzicom dobrze czyta się krótkie notatki. Podkreślam jednak, że mimo wyraźnej czcionki nie polecam "Historii kobiet" do nauki samodzielnego czytania, ponieważ niektóre sformułowania, pojedyncze słowa czy historyczna otoczka będą niezrozumiałe dla siedmiolatka. Bez asysty dorosłego znudziłby się lekturą.

Na ścianach jaskiń malowano zwierzęta i sceny polowań. Był to rodzaj czarów ‒ wierzono, że namalowane zwierzęta pojawią się w okolicy i będzie można na nie zapolować. Na malowidłach często widać byki, które uważano za święte zwierzęta.

Z kamieni kobiety tworzyły małe figurki, przedstawiające żeńskie postacie. Niektóre z nich przedstawiały boginię matkę, inne były swojego rodzaju portretami żyjących wówczas osób.

Podróż w czasie, w którą zabrała czytelników Katarzyna Radziwiłł, rozpoczyna się od pierwszych ludzi żyjących w jaskiniach, a kończy w XXI wieku, w sklepach dyskryminujących kobiety ze względu na cenę adresowanych do nich kosmetyków. Rozstrzał poruszanych kwestii jest więc olbrzymi, czytelnik liźnie i trochę sztuki, i etnografii, i antropologii, historii oraz rozmaitych innych nauk społecznych, by na koniec przejść do współczesnego postrzegania świata i dzisiejszych problemów: parytetu, urlopu tacierzyńskiego, (nie)równości płac czy praw konsumenta. Autorka mimochodem podpowiada, jak zmieniał się sposób myślenia o kobiecie, co i kiedy ewoluowało (lub nie) w społecznym odbiorze jej funkcji czy praw. To niewątpliwie ambitne przedsięwzięcie. Poważne podejście do popularnonaukowej książki dla dzieci zostało potwierdzone przez przytoczenie bibliografii, o czym przecież nie zawsze pamiętają twórcy rozmaitych beletryzowanych przewodników i leksykonów (oczywiście tak nienazywanych, żeby nie zniechęcić rodziców poważnymi terminami).

W średniowieczu dużo rozprawiano o miłości między kobietą i mężczyzną. Ale miłość nie musiała, a nawet nie powinna mieć nic wspólnego z małżeństwem. Rycerze mieli swoje damy, często żony innych mężczyzn, damom tym w sposób określony przez specjalne kodeksy okazywali swoje uczucie, szacunek i przywiązanie. Walczyli dla nich w turniejach, składali hołdy. Potrafili wyzwać na pojedynek innego rycerza, jeśli nie chciał przyznać, że to właśnie ta dama jest najpiękniejsza.

Zauważone przeze mnie niedoskonałości książki to głównie nieścisłości. Po pierwsze, począwszy od średniowiecza w tytułach rozdziałów (średniowiecze, XVI-XVII wiek, XIX wiek, XX wiek, XXI wiek) i ich treści brakuje informacji, że mowa o Europie, że istniały (i istnieją) zupełnie inne kultury, w których panują odmienne zwyczaje. Precyzowane są pojedyncze lokalizacje ‒ to wydarzenie miało miejsce w tym kraju, ale szerszy kontekst, rozróżnienie choćby na kontynenty, są pomijane. Moją uwagę przyciągnęły również zawirowania stylistyczne: całkowity brak zakończenia książki, powtórzenia (sporadyczne, ale widoczne wobec zwięzłości poszczególnych notatek, zamykających się czasem w dwóch zdaniach), ewidentny błąd ("przed piętnastoma urodzinami") oraz dziwne zdanie dotyczące nagłego (bardzo późnego) zainteresowania kobiet sportem.

Pod koniec XIX wieku kobiety zaczęły interesować się sportem.

Pomijając wspomniane niedociągnięcia, "Historia kobiet" jest dobrą lekturą. Nie można nazwać jej kompendium wiedzy o roli kobiety na przestrzeni wieków, jest to raczej autorski przegląd pewnych zagadnień i obszarów kultury. Wielką wartością książki są ilustracje Joanny Czaplewskiej ‒ powiedzieć, że stanowią integralną część publikacji, to za mało. Obrazki te często nie tylko uzupełniają tekst, ale szeroko go rozbudowują, oswajają młodego czytelnika z widokiem pierwszych ludzkich narzędzi czy wytworów sztuki, z przedstawieniami bóstw. Rolę atlasu pełnią zwłaszcza ilustracje towarzyszące pierwszym rozdziałom: 30000‒10000 lat p.n.e., 10000‒5000 lat p.n.e., Starożytny Egipt, Starożytna Grecja, Starożytny Rzym. Ilustratorka znakomicie oddała wszelkie szczegóły przedmiotów czy strojów, równocześnie zapewniając dzieciom dużą dawkę współczesnej grafiki artystycznej. Dzięki temu "Historia kobiet" nadaje się do oglądania choćby dla dwulatka, choć tekstu zechce wysłuchać pewnie za kolejne trzy czy nawet cztery lata.

Bożena Itoya

Katarzyna Radziwiłł, Historia kobiet, ilustracje Joanna Czaplewska, Wydawnictwo Muchomor, Warszawa 2019.

Sufrażystki i sufrażetki. Walka o równość

 



Książka "Sufrażystki i sufrażetki" jest opowieścią o historii rewolucji snutą w tradycyjnej formie, autor przyjął bowiem klasyczny styl ilustracji i popularnonaukowego tekstu ułożonego w dwóch kolumnach. Taki wybór wydaje się słuszny, zwłaszcza zważywszy na niewielką znajomość tematu wśród polskich młodych czytelników, ponieważ gwarantuje przejrzystość, nie zakłóca przekazu, a właśnie wartość informacyjna jest tu najważniejsza. O konkretnym, nieco encyklopedycznym charakterze publikacji świadczy już przedmowa, której autorka (Lauren Laverne) nie ogląda się na ewentualnych czytelników spoza Anglii i nie pieści z ich dziecinnością, powołując się na całkiem dojrzałe pojęcia – i nie definiując ich – jak "postęp", tytułowe "sufrażetki", "wiktoriańskie społeczeństwo" czy "wyższe sfery" i "niższe warstwy". Po tym wstępie, skądinąd inspirującym i rzeczywiście zachęcającym "abyście mimo pozornej niemocy próbowali uczynić świat lepszym miejscem", zupełnie nie wiedziałam, do jakiej grupy wiekowej adresowana jest książka Davida Robertsa. Chociaż w przypadku serii Art Egmont z założenia najistotniejsza jest forma prezentacji treści, kolekcjonowanie źródeł wiedzy, a niekoniecznie jej wykuwanie z zachowaniem świętych polskich szkolnych ram programowych obowiązujących dziecko w danej klasie.


Wstęp autora ‒ Davida Robertsa ‒ doskonale wprowadza w klimat książki, opisuje jej kiełkowanie w ilustratorze i pisarzu, a także podnosi na duchu: on również, jako dziecko wychowywane w Anglii, nie uczył się w szkole o sufrażetkach. Sam zgłębił temat, jako nastolatek i dorosły. Krótka zajawka historii słynnych bojowniczek o prawo do "głosu" podpowiada podobieństwo do współczesnych polskich (i nie tylko) strajków kobiet, ożywia czytelnika, więc polecam nie pomijać wstępu, bo właśnie tutaj najłatwiej łyknąć haczyk historycznej opowieści.

Nie jestem ekspertem, raczej entuzjastą zainspirowanym działaniami różnych ludzi, odważnych, zdeterminowanych, nastawionych pokojowo i wojowniczych, a wszystkich skupionych na jednym: uzyskaniu prawa do głosowania.

Sto lat po tym, jak kobiety po raz pierwszy wywalczyły dla siebie prawo wyborcze, nadal stawiamy sobie wyzwania w kwestii równości płci oraz oczekiwań wobec kobiet i mężczyzn i ich ról. Powoli usuwamy ograniczenia i bariery stojące na przeszkodzie równości, na które napotykały poprzednie pokolenia, a także wielu ludzi do dziś. Kobiecość nie jest jednoznaczna ze słabością, a równouprawnienie płci przynosi korzyści wszystkim.

Pierwsze dwa rozdziały kontynuują formę wstępu, tym razem bardziej historyczno-społecznego, autor przybliża bowiem "Męski świat" oraz "Czym jest prawo wyborcze?". Dalsza część książki ma już układ chronologiczny (od 1832 do 1928 roku), w rozdziały nazwane datami wplecione są te poświęcone konkretnym osobom lub akcjom, aż do finału zatytułowanego "Walka o prawo wyborcze dla kobiet na świecie", złożonego z krótkich biogramów i wizerunków bohaterek sportretowanych na tle flag państwowych (świetny pomysł, wpływający na czytelność oraz zapamiętywanie przekazu graficznego). Mimo wszelkich starań autora, by książka była przystępna i nienużąca, jest to publikacja bardzo obszerna, pełna poważnych sformułowań i odniesień do rzeczywistości historycznej znanej naprawdę tylko ponadprzeciętnym młodym czytelnikom. W jednym krótkim, zaledwie dwuzdaniowym akapicie trafiają się na przykład "radykalne poglądy społeczno-polityczne", "życie kobiet z klasy robotniczej" i "entuzjastyczne wsparcie". Fragmenty naładowane fachowymi określeniami i faktami są jednak łagodzone przez lżejsze i krótsze rozdzialiki, na przykład taki poświęcony konkretnemu sloganowi czy określonej sytuacji. A punktem kulminacyjnym, najbardziej dla mnie fascynującym momentem opowieści, okazały się narodziny określenia "sufrażetki", opisane przez autora (i tłumaczkę) z językoznawczo-kulturoznawczym wyczuciem. To połączenie walki o równouprawnienie kobiet ze zmianami językowymi ponownie budzi skojarzenia z XXI wiekiem, z naszym polskim piekiełkiem dyskusji o feminatywach.

Pozornie ugrzecznione ilustracje z czasem nabierają dynamiki, a ich klasyczny charakter połączony z wiernością realiom epoki (jaka dbałość o szczegóły garderoby i fryzur!) jaskrawo kontrastują ze scenami zgiełku i bójek towarzyszących demonstracjom sufrażystek. To szalone zestawienie dobrze oddaje ducha protestów, atmosferę skandalu wiązaną w XIX i XX wieku z wystąpieniami bojowników o prawo wyborcze kobiet. Czytelnik szybko odczuwa też pokrewieństwo opisywanych tu wydarzeń i poglądów z tymi aktualnymi, dostaje po prostu mały leksykon "nieposłuszeństwa obywatelskiego", walki o postęp mimo zgorszenia wynikającego z zachowawczości dominującej grupy społeczeństwa.

"Sufrażystki i sufrażetki" przyjemnie mnie zaskoczyły brakiem nachalności, rzetelną historyczną relacją pozbawioną prób wpajania czegokolwiek. Publikacja ta ma same walory: jest po prostu mądra, niezwykle wartościowa pod względem wiedzy, której nie znajdzie się w każdym podręczniku czy encyklopedii, do tego znakomicie przetłumaczona przez Annę Klingofer-Szostakowską oraz opatrzona ładnymi, nieco starodawnymi, przyciągającymi uwagę ilustracjami autora. Chyba pierwszy raz spotkałam się z książką tak doskonale zrównoważoną na poziomie artystycznym oraz merytorycznym i pod oboma względami zapełniającą lukę w ofercie polskich księgarni.

Bożena Itoya

David Roberts, Sufrażystki i sufrażetki. Walka o równość, tłumaczenie: Anna Klingofer-Szostakowska, Wydawnictwo Egmont (Art Egmont), Warszawa 2019.