cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 28 sierpnia 2019

Cynamon, chłopaki i ja


Szeroka oferta wydawnictwa Media Rodzina adresowana jest do czytelników wszelkich płci, poziomów dojrzałości i zainteresowań, stąd obejmuje między innymi współczesne niemieckie powieści dla nastoletnich dziewcząt. Powieść "Cynamon, chłopaki i ja. Podwójne życie Victorii King" Dagmar Bach, pierwsza część trzytomowego cyklu, w Niemczech ukazała się w roku 2016, a w Polsce trzy lata później. Skuszeni opisem i "magiczną" okładką sugerującymi, że głównym wątkiem książki będzie podróżowanie bohaterki między równoległymi wymiarami, sięgnęliśmy po tę pozycję z dużym zainteresowaniem. Niestety, okazało się, że autorka bardzo dosłownie i staroświecko rozumie pojęcie książki dla dziewcząt, błądząc na granicy dobrego literackiego smaku i kiczu. "Cynamon" jest jak radiowy hit, który podoba się prawie wszystkim wokół, ale dla innych jest tylko sprytnie opracowaną, prostą kompilacją popularnych motywów, taką nutą pod publiczkę.
Główna bohaterka ma piętnaście lat i myślę, że jest to górna granica wieku czytelniczek, natomiast dolną określiłabym jako dziesięć lat – co prawda z książką poradziłyby sobie i młodsze dziewczynki, ale pewnie nie byłyby zainteresowane fabułą. Ta sprowadza się bowiem do perypetii szkolnych, towarzyskich i rodzinnych dojrzewającej nastolatki. Victorii podoba się chłopiec-bożyszcze dziewczęcych tłumów, członek trzyosobowej grupy przeprzystojnych pasjonatów informatyki. Trudno z nim nawet porozmawiać, najpierw z powodu ograniczonej dostępności do bóstwa, później zaś z uwagi na rozbieżność zainteresowań, ale też pojęć kultury osobistej. Codzienność Victorii szybko zaczyna zapełniać towarzystwo innego przedstawiciela trio modeli-informatyków i jest to wcale nie zaskakujący, wręcz bardzo spodziewany przez czytelników zwrot akcji, a więc właściwie żaden "twist". Są też perypetie "modowe", bo dowiadujemy się sporo o stylizacjach mamy Victorii, kolorystyce ubrań Konstantina w obu wymiarach, informacje na temat ulubionych, wygodnych ciuchów samej narratorki, która w wyniku krawieckich szaleństw swojego alter ego zaczyna chodzić w miniówach.
Niestety rozwinięcie niektórych wątków wywołuje wątpliwości odnośnie stałości bohaterki, jej charakteru, wartości, które są dla niej ważne, a tym samym zastanawiamy się, co właściwie chciała przekazać młodzieży autorka. Ja doszłam do wniosku, że niewiele, celem nie jest tu bowiem pochwała określonych postaw, a jedynie zabawienie czytelniczek o ciągotach do romantycznych lektur, nieco ambitniejszych od słynnej serii Harlequin. Nie darzę zrozumieniem tego nurtu literatury popularnej, czytając "Cynamon" starałam się więc uchwycić motywów fantastycznych. Rozmyślałam, na ile rozbudowane i komplementarne są wymiary stworzone przez Dagmar Bach, wcale niesymetryczne, przez co ciekawe. Może (ale tego po pierwszym tomie nie wiemy) i wszystko ma tu swoje odpowiedniki "po drugiej stronie", jednak pewne osoby i sprawy nie znajdują oczywistych przeciwieństw, różnią się nieznacznie lub wcale. W książce pojawiają się sugestie, że Victoria nie jest jedynym podróżnikiem między wymiarami, a przenoszenie się może dotyczyć również płaszczyzny czasu. Wszystkie te wątpliwości i "rozkminki", w połączeniu z interesującym, częściowo szczęśliwym, ale też trochę nieodgadnionym zakończeniem powodują, że pewnie sięgnę po drugi tom serii "Podwójne życie Victorii King". By zaspokoić ciekawość i wiedzieć, jak pisze się dla młodzieży w Niemczech.
Bożena Itoya

Dagmar Bach, Cynamon, chłopaki i ja. Podwójne życie Victorii King, tłumaczyła Anna Urban, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2019.

Słoń Eriki


Wydawnictwu Zielona Sowa udało się już odejść bardzo daleko od wizerunku, jaki zapamiętałam jeszcze sprzed dziesięciu lat, to jest fabryki tanich, wątpliwej jakości edycji lektur z opracowaniami dla niewiele rozumiejących uczniów. Książki publikowane aktualnie pod egidą Zielonej Sowy są zróżnicowane, nowoczesne, dobrze zredagowane, atrakcyjne wizualnie, dopasowane do poszczególnych kategorii wiekowych i wyraźnie o nich informujące. Taki jest też "Słoń Eriki", debiut Sylvii Bishop, angielskiej pisarki znanej nam już ze świetnych (mini)powieści "Panna Jones i książkowe emporium" oraz "Tajemnica nocnego pociągu".

Może pójdziemy na spacer? – zaproponowała Erika, kiedy Słoń dosyć się już napatrzył. – Co chciałbyś zobaczyć?
Słoń przeglądał ulotki z wyrazem niezdecydowania. Wyjrzał przez okno na migoczące w oddali morze, wrócił do ulotek, zerknął na Erikę, a potem dłuższą chwilę gapił się na sufit. W końcu kiwnął łbem w stronę okna i zaTRĄBił z nadzieją.
Morze? Ależ oczywiście.
Erika i Słoń zbiegli – jedno ciszej, drugie znacznie głośniej – po schodach, potem poszli chodnikiem i wzdłuż kamienistej plaży. Kroki Słonia były trochę nierówne. Prawdopodobnie jego kolano nie było jeszcze całkiem zdrowe.
Na plaży nie było piasku, tylko drobne kamienie, a porywisty wiatr od morza boleśnie szczypał w policzki. Słoniowi to wyraźnie nie przeszkadzało. Było po nim widać, że wprost uwielbia morze. Erika pokazała mu swoją ulubioną zabawę: podejść jak najbliżej linii wody, poczekać na falę i w ostatniej chwili odskoczyć. Słoniowi zabawa szła raczej fatalnie – zwierzęta te nie umieją skakać – ale bardzo się starał. Mrużąc ze skupieniem oczy, pilnie obserwował każdą falę, po czym chwiejnie uciekał, chlapiąc wodą i wydając głośne, zwycięskie TRĄB w przekonaniu, że świetnie sobie poradził. Erika poczuła, że zaczyna bardzo lubić Słonia.

Erika ma dziesięć lat, ale jej historia spodoba się także nieco młodszym dzieciom (na okładce: "wiek 6+"), które z pewnością zostaną zachęcone dużą czcionką i wesołymi (mimo szaro-białości) ilustracjami Ashley'a Kinga. Jest to typ opowieści umiejscowionej we współczesnych, w miarę realnych i bliskich czytelnikom okolicznościach, doprawionej jednak pewną dozą absurdu i radosnego szaleństwa. Erika w dużym stopniu przypomina Pippi, choć nie jest aż tak wyzwolona i samodzielna. Mieszka sama, bo opiekujący się nią wujek Jeff jest zakręconym naukowcem – ornitologiem badającym egzotyczne okazy w Indiach. Właśnie stamtąd nadchodzi pod angielskie drzwi Eriki dziwna przesyłka: słoń. Dziewczynka zabiera go na wycieczkę i do domu, w końcu słonie indyjskie są stosunkowo niewielkie.

W porze lunchu zjawili się biznesmeni w garniturach, z kawą i kanapkami na wynos, a wówczas Słoń dla zabawy zaczął rozwiązywać i na powrót wiązać im trąbą krawaty (wywarło to tak wielkie wrażenie, że nawet Erika klaskała), mierzwić im włosy i podkradać komórki, gdy akurat próbowali wykonywać Ważne Telefony. Erika częstowała wszystkich lemoniadą i organizowała przejażdżki. Słoń był rozanielony, że znowu może wozić ludzi. Utykał trochę, ale nikomu to nie przeszkadzało.

Słoń zyskuje rozgłos, co bawi tylko przez chwilę, a ostatecznie okazuje się bardzo problematyczne. Cenne zwierzę towarzyszące dziecku wydaje się oczywiście łatwym łupem dla złoczyńców, a nietypowy tandem – tematem plotek i sąsiedzkich interwencji u władz. Zawiązuje się intryga, której rozwiązanie przyjdzie może dość łatwo starszemu dziecku, ale książka i tak nada się nawet dla dwunastolatków. O jej wartości decyduje i fabuła, i sposób jej prezentacji, jest to bowiem opowieść po prostu bardzo dobrze napisana. Autorka oddaje cześć klasycznej literaturze dla dzieci, zamieszczając w "Słoniu Eriki" piękne, ale nie tak długie jak u Orzeszkowej opisy krajobrazu czy emocji bohaterów, dając im dużo czasu i scen na wzajemne poznanie się (i nam na ich polubienie), a równocześnie posługuje się błyskotliwym, dyskretnym humorem charakterystycznym dla zaawansowanych (choć niekoniecznie zawodowych) komików. Sylvia Bishop zresztą, jak dowiadujemy się z noty redakcyjnej, "wykonuje monologi komediowe na scenie i stanowi połowę duetu artystycznego Peablossom Cabaret". Mnie chyba bardziej od dowcipu przekonały inne cechy tej książki, przede wszystkim bijące od niej ciepło, pozytywne nastawienie, jakaś pochwała bliskości i przyjaźni. Sięgnijcie po "Słonia Eriki", jeśli brakuje wam książki-przyjaciółki, to znaczy waszym dzieciom, bo oczywiście wszyscy czytamy książki dla najmłodszych tylko ze względu na nich, a nie ku własnej uciesze.

Bożena Itoya

Sylvia Bishop, Słoń Eriki, zilustrował Ashley King, przełożyła Barbara Górecka, Zielona Sowa, Warszawa 2018.

środa, 21 sierpnia 2019

Tańcz, Córko Księżyca!


Książka "Tańcz, Córko Księżyca!" jest ciekawą próbą przybliżenia polskim młodym czytelnikom sztuki opowiadania i ogólnie ludowości charakterystycznych dla innych części świata. Nie mamy tu do czynienia ani z legendą, ani z mitem, nie czytamy i nie oglądamy też ludowej bajki. Kouam Tawa i Fred Sochard demonstrują poezję tańczenia i tańczenie poezji, bo ich książka jest bardzo melodyjna, dynamiczna, rozedrgana, co jednak nie wynika z rytmu tekstu, tylko z emanującej zeń miłości do afrykańskiego myślenia o muzyce i ruchu (a także uwielbienia dla innych elementów kultury – opisano nawet świąteczny jadłospis). Grafika zaś uzupełnia zwrotki spiralami, pasami i rozbłyskami kolorów oraz "etnicznych" wzorów, układając się jakby w ożywione rysunki naskalne lub malunki na ceramice czy drewniane rzeźby.

Zna ją cała wioska:

mężczyźni, kobiety
i dzieci,

pieśni, przysłowia
i legendy,

konie, bawoły
i ptaki,

równiny, góry
i rzeki,

cała wioska zna
tę staruszkę.

Staruszkę,
która idzie i co chwilę przystaje,

staruszkę,
która wspina się palona słońcem
na pagórek długi i zakurzony.

Lecz nikt nie nazywa jej
staruszką, o nie.

Ona jest dla wszystkich
Córką Księżyca,
wielką Córką Księżyca.

Idź do wioski
i zapytaj drogę,
kim jest Córka Księżyca.

Mimo że przypomina nieco wiejską przyśpiewkę z ilustracjami w stylu "Pyzy na polskich dróżkach", tylko w wersji z Czarnego Lądu, historia Córki Księżyca nie jest banalna ani łatwa. Obrazy odbiegają od powszechnego wyobrażenia o tym, co podoba się małym dzieciom, narracja unosi się gdzieś między wierszem a prozą, umykając wszelkim typowym dla polskiej literatury sposobom pisania dla dzieci, a pełna dźwięków, radości i nadziei opowieść zmierza ku niespodziewanemu rozwiązaniu. Nie tak wygląda punkt kulminacyjny bajek o księżniczkach, nie takie szczęśliwe zakończenia odbijają od stereotypowej matrycy twórcy animowanych filmów z fabryki Disney'a. Spróbujcie wytłumaczyć dzieciom, że tak też jest dobrze, że spełnienie ma różne oblicza.

Cała wioska była dumna
ze swojej rodziny artystów.
Zapraszano ich na wszystkie
uroczystości w okolicy.
Przychodzono zobaczyć, jak ojciec gra
radości i smutki wioski.
Przychodzono posłuchać, jak matka śpiewa
przeszłość i bieżące sprawy wioski.

Lecz przede wszystkim przychodzono
popatrzeć, jak córka tańczy
życie i przyszłość wioski.

Przekaz książki Kouama Tawy i Freda Socharda jest tym silniejszy, że w świecie tradycji umiejscowili oni nowe myślenie o społecznej funkcji kobiety, o naturze, istnieniu w niej człowieka, muzyki, wspólnotowości. Ta antropologiczna perełka pobudzi dzieci do refleksji, czytających z nimi dziadków czy rodziców do opowiadania o tym, jak było kiedyś, w jakiej kulturze wyrastali. Każdej rodzinie przyda się myślenie i mówienie o dojrzewaniu, starzeniu się, a Córka Księżyca jest symbolem i trwania, i rozwoju, i przemijania. Wszystko to wytańczy wam słowami i kolorami, lepiej niż jakakolwiek książeczka z rozmaitymi efektami ruchu lub 3D.

Bożena Itoya

Kouam Tawa, Tańcz, Córko Księżyca!, ilustracje Fred Sochard, przełożyła z francuskiego Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2019.

Niezwykłe przyjaźnie w świecie roślin i zwierząt


"Niezwykłe przyjaźnie w świecie roślin i zwierząt" to książka Emilii Dziubak i kota Homera. Właśnie sympatyczny kocur zwiedzający labirynty przyjaźni zwierzęcych, roślinnych i roślinno-zwierzęcych "kradnie każdą scenę", podkręca humor i scala zupełnie odmienne historie współżycia, rozgrywające się na ziemi i pod nią, w wodzie, na drzewach, w drzewach i innych roślinach, a nawet w organizmach zwierząt. Niezwykłość tej książki polega również na jej formie: mimo że należy do "kartonówek", i to tych w dużym formacie, kojarzonym raczej z odbiorcą w wieku przedszkolnym, to spodoba się nawet młodszym nastolatkom (potwierdzono empirycznie). Choć obrazkowe i nawiązujące do sztuki komiksu, "Niezwykłe przyjaźnie" zachowują wysoki poziom merytoryczny i dostarczają profesjonalnych informacji czytelnikom w każdym wieku, zaś charakter i wartość grafiki czynią z publikacji niepowtarzalne, artystyczne dziełko.
Zaokrąglone kocisko opuszcza bezpieczną przystań domu, obrażone z powodu przeludnienia, to znaczy przekocenia, a właściwie przezwierzęcenia ukochanego dotąd lokum. Podąża własnymi ścieżkami poszukując idealnego przyjaciela, a my dzięki tej książce drogi odwiedzamy zakątki niedostępne zazwyczaj człowiekowi. W warstwie tekstu zjawiska przyrodnicze opisane są zgodnie z rzeczywistością i antropomorfizacja ogranicza się do określania związków między organizmami mianem przyjaźni, natomiast w sferze ilustracji autorka popuściła wodze fantazji, dodając oczy, usta i mimikę wszystkim bohaterom "Niezwykłych przyjaźni", nawet jeśli są nimi glon, grzyb, kwiat czy żołądź. Obrazki te są zabawne, wielobarwne, choć stonowane, wnoszą do publikacji lekkość i wyobraźnię, które w zestawieniu z naukową ścisłością tekstu dają oryginalny, świeży i po prostu wspaniały efekt. Całość jest czytelna i ciekawa, jak przystało na dobrą pozycję popularnonaukową.
Wśród nietypowych "zaprzyjaźnionych" par poznajemy między innymi mrówki i mszyce, krowę i bakterie, koźlarza i brzozę, mysz i kwiat, wilka i kruka, żółwia sępiego i żabę (uwaga! fałszywy przyjaciel! i to wcale nie tłumacza...). Szczególnie interesujące wydały nam się działy "Fałszywy przyjaciel", "Przyjaciel od święta" i "Zakochany przyjaciel" – podobnie jak pozostałych sześć ("Przyjaciel opiekun", "Przyjaciel na dobre i na złe", "Nieświadomy przyjaciel", "Idealny przyjaciel", "Przyjaciel z pracy", "Przyjaciel z sąsiedztwa") zajmują po dwie strony, a na poświęconej im rozkładówce tuli się lub zjada od 4 do 7 duetów. Między bohaterami spaceruje, zasiada lub zwija się w kłębuszek Homer, prezentując typowe kocie pozy i podejście do życia. Najbardziej ubawiło nas ugniatanie łapkami wiewiórczego ogona, obserwacja rybek (koniecznie w pozycji z łapkami podwiniętymi pod ciało), leniwe mycie brzuszka, obojętne wobec ostrzegawczego śpiewu pawiana oraz intensywne drapanie na stronie opowiadającej o czyszczeniu "przyjaciela" z insektów. Głębokie zainteresowanie przejawia Homer w przypadku opowieści o krzyżowaniu gatunków: kota domowego i żbika. Zapewne odczuł pokrewieństwo i zew natury, chociaż tylko na chwilę, bo zaraz wrócił do ciepłego, miłego domku i oddającego mu właściwą cześć właściciela.
Oprócz wysokiej dawki wiedzy i wesołej historii Homera, książka Emilii Dziubak zawiera też aktywizujące dodatki: test "Jakim przyjacielem jesteś?" (oczywiście z ilustracjami i odpowiedziami) oraz labirynt. To naprawdę dobra i jedyna w swoim rodzaju lektura, ucząca, pogodna, ładna, poczciwa, mądra i troszkę szalona.

Bożena Itoya

Emilia Dziubak, Niezwykłe przyjaźnie w świecie roślin i zwierząt, konsultacja merytoryczna dr Julita Korczyńska, dr Anna Szczuka, Wydawnictwo "Nasza Księgarnia", Warszawa 2018.

niedziela, 18 sierpnia 2019

Zaczekaj


Tomik wierszy Joanny Papuzińskiej "Zaczekaj", który ukazał się na początku 2019 roku w wydawnictwie Literatura Piętro Wyżej, jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że zawiera poezję adresowaną do dorosłych. Wybitna pisarka dziecięca i poetka stworzyła dziesiątki tekstów dla dojrzałych czytelników, choć przeważnie są to utwory krytycznoliterackie. Jednak i wśród wierszy tej autorki spotykałam już takie głębsze, poważniejsze, trafiające do mnie na równi z moim synem, jak choćby w przypadku zbioru "Opowieść". Na niepowtarzalność "Zaczekaj" składają się według mnie i zawarte w tomiku utwory, i okoliczności wydania książki, i moje subiektywne z nią spotkania. Premiera publikacji towarzyszyła obchodom jubileuszu 80. urodzin Joanny Papuzińskiej, na które to spotkanie zostałam zaproszona przez wieloletniego wydawcę pani profesor, Wydawnictwo Literatura. Styczniowy wieczór pełen był literackich sław, wzruszeń, przemów, kwiatów i dedykacji. Po autografy jubilatki, właśnie w tomiku "Zaczekaj", i po chwilę rozmowy ustawili się w długiej kolejce cenieni przeze mnie pisarze, od których dedykacje sama zdobywam przy okazji rozmaitych wydarzeń czy spotkań autorskich. Swój egzemplarz tej publikacji dostałam na Warszawskich Targach Książki, podczas których tradycyjnie stawiłam się na "dyżur autografowy" pani profesor i zrobiłam sobie z nią pamiątkowe zdjęcie. Właśnie takie książki jak "Zaczekaj" są dla mnie pełnowartościowe – ciekawe treścią, uzupełnione osobistymi spotkaniami, wspomnieniami i dedykacjami. A do tego moimi własnymi słowami, bo recenzja bardzo mocno wiąże piszącego z omawianą publikacją i jej autorem, wydobywa z recenzenta głęboko ukryte lub często mu towarzyszące, ale rzadko wypowiadane publicznie myśli oraz smutki i radości, w każdym razie zawsze prowadzi do pewnego obnażenia, niekiedy krępującego. Stąd relację recenzenta z pisarzem, nawet jeśli nie byłaby odczuwana przez tego ostatniego, określiłabym jako bliską, często wręcz intymną.

Zapalę

Zapalę czarną świecę
przez obłoki podrepcę
do tej bożej przedsieni
co się w zachmurach mieni
świetlistą mgłą usłana
pójdę zawołam znajdę
bo to niemożliwe
żeby już nic

Intymności nie brakuje również wierszom należącym do zbioru "Zaczekaj". W krótkich utworach poetyckich Joanna Papuzińska oddała wielość i rozległość stanów, którym podlega człowiek kochający, chorujący, modlący się, tęskniący, odchodzący, ale wciąż pytający, wierzący, czy to w znaczeniu religijnym, czy w sensie posiadania nadziei. Niektóre wiersze wydały się zamknięte dla mnie, niedostępne – może jestem na nie za młoda, a może po prostu nie przeżyłam tego, co trzeba, by je zrozumieć. Większość jednak poruszyła mnie, często do łez, przypominając o starości mojej nieżyjącej babci, o niespełnionej, od i na zawsze tej samej miłości, o chwilach spędzonych w kościołach w różnych częściach Polski i Europy. To poezja refleksyjna, rozjątrzająca i kojąca zarazem. A do tego bywa, że mówi o samej sobie zupełnie bez romantyzmu, gorzko diagnozując swoje pochodzenie i sens.

Poezja

Poezja zaczyna się od naszej dziwności,
że plączą się po głowie myśli których ani
przy rodzinnym obiedzie
ni przy herbacie w pracy
wypowiedzieć nie sposób nie budząc popłochu.
Szukamy zatem kogoś
kto może włada tą samą mową.
Zwinięte arkusiki nosimy w kieszeniach.
Powoli zarastamy
samotnością,
coraz mniej nas obchodzi
cokolwiek nie jest wierszem.
Wreszcie spotykamy poetów
lecz oni
nie zamierzają słuchać, pragną tylko mówić.
Możliwe jest jedynie wspólne narzekanie.
Zostaje jeszcze Pan Bóg
z jego cierpliwością
dla wszelkich naszych stękań.
W końcu zatracamy granicę
między wierszem a pacierzem.

Tom "Zaczekaj" to wyznanie, podsumowanie, może nawet testament, który powierza nam Joanna Papuzińska. Przypuszczalnie jego pełne zrozumienie dostępne będzie tylko dla czytelników znających osobowość twórczą autorki, jednak w znacznej mierze przekaz jest uniwersalny. Dowolnie, odnosząc do własnych doświadczeń możemy interpretować choćby wiersz "Jemioła", bo przecież każdy człowiek wrażliwy na poezję czuje się czasem wycięty z innych czasów czy świata.

Jemioła

Upuszczona przez ptaka pomiędzy konary
przyrastam do wieczności
ona mnie przygarnia
choć liść mój niepodobny
i zieleń nie taka
przytulam się
i zrzucam białe łzy na ziemię
z wysoka

Autorka tych poruszających wierszy kilkakrotnie wspomina o poczuciu wykorzenienia, czy to pokoleniowego, czy osobistego. Ludzka materia opiera się jednak temu "pieleniu", przywierając mocno do ziemi i życia, nawet mimowolnie. Och, jakbym chciała, by współcześni uczniowie analizowali tę poezję w szkołach, odnosząc ją do bliskich osób lub zasłyszanych w mediach historii z terenów doświadczonych konfliktami...

Perz

Już mnie wyrwali, wykopali
wszystką ziemię ze mnie wytrzepali
ułożyli ciało w słońcu, żeby wyschło.
Dobrze mi jest. Nie cierpię.
Uchodzi ze mnie wilgoć jak krew.
Z jasności w ciemność
i z ciemności w jasność
łagodnym kołysaniem.
I tylko powoli
od spodu
w ziemię wkręcam
te kłącza
doprawdy niechcący.

Na co dzień nie chcemy słuchać zwierzeń ludzi starych, zwłaszcza mówienie o starzeniu się ciała krępuje nas, młodych. Wolimy z kpiną uznawać te tłumy chorujących, przesiadujących w poczekalniach za gderliwe gaduły mające zbyt dużo czasu. Dzięki "Zaczekaj" zaglądamy głębiej, poznajemy smutek, samotność, rezygnację. Szpitalne odchodzenie jest straszne, a w obiektywie poezji Joanny Papuzińskiej staje się tak realne, pierwszoosobowe, że czytelnik zmienia punkt widzenia, chce ratować wszystkich bliskich, którzy są, byli lub będą zmuszeni tracić nadzieję w "sterylnych" salach.

Dostałam tylko

Dostałam tylko kawałeczek światła
Jak w dzieciństwie, gdy kładło się na głowę worek
Z wyciętymi szparkami by udawać ducha
Albo kata
z piosenki o tej krakowiance
Co listeczki zbierała pod zieloną lipką.
W okienku czasem srebrny termometr zaświeci
To ręka się pokaże
Mocująca kroplówkę
Twarze bliskich pocięte smutkiem
Historia o poranku
I w pustej dali ułamek sufitu.

Najbardziej poruszającym dla mnie tematem tomiku "Zaczekaj" jest miłość. Dojrzałe, głębokie uczucie zostało oddane zwięźle, obrazowo i przejmująco jak w najlepszych piosenkach, choć wierszom Joanny Papuzińskiej nie towarzyszy przecież (jeszcze) żadna muzyka. Są tu rozważania o wieczności, o możliwości bycia razem, zjednoczenia gdzieś tam, nawet jeśli rozstanie dwojga ludzi nastąpi na długo przed śmiercią lub w ogóle dopiero po niej dojdzie do bliskiego spotkania.

Pytanie

Dwie proste równoległe czy też się spotkają
w nieskończoności
Niby biegły tak blisko tak długo
ale oddzielone
i nigdy jak jedno
owszem ciała niekiedy ale nigdy dusze
a umysły tym bardziej
za tą szklaną szybą równoległości
nie do dotknięcia
więc to jest pytanie
czy też się roztopi
ta ściana osobności
i wiecznej tęsknoty

Wbrew matematyce i innym ścisłym podejściom wierzymy, że nieskończoność istnieje i przełamuje wszelkie racjonalne zasady, nie jest wyłącznie przedłużeniem teraźniejszości, może coś zmienić, dodać – zwłaszcza jeśli chodzi o ziemskie niespełnienie. Miłość, choć ogólnie w poezji bywa banalna, ujmująca tylko dla aktualnie zakochanych, według mnie zajmuje tu pierwszy plan. Skąd bowiem tytuł zbioru, co oznacza? Znalazł się w "Zaczekaj" taki utwór, którego nie można psuć żadnym opisem, każdy wers, nawet słowo ma moc wymykającą się omówieniom. I jest to właśnie wiersz tytułowy.

Zaczekaj

Jeśli wyruszysz pierwszy, to na mnie zaczekaj
w tych korytarzach gdzie za bielą biel
i jeszcze zdążą chwycić końce palców
nim też stały się bielą
i teraz wirują we dwoje
jak nigdy nie umieli blisko
zniknęły
ściany
osób

Książka została opatrzona tylko jedną ilustracją Piotra Fąfrowicza. Grafika znalazła się na okładce i starczy za wszelkie obrazy, nic więcej do tych wierszy dodawać nie trzeba. Oto kamienica pokreślona znakami przypominającymi wojenne napisy na warszawskich budynkach, tak bliskich autorce "Asiuni", "Mojego taty szczęściarza" i "Krasnali i olbrzymów". Ten dom poezji jakby unosi się na nocnym niebie, wygaszone lub zarośnięte zieloną ścianą okna osób, których już nie ma, zostały zestawione z górującym nad nimi, jedynym rozświetlonym, symbolem jasnej obecności poetki.

Bożena Itoya

Joanna Papuzińska, Zaczekaj, ilustracja na okładce Piotr Fąfrowicz, wstęp Grzegorz Leszczyński, Wydawnictwo Literatura (Literatura Piętro Wyżej), Łódź 2019.

Co się stało? Wielkie plamy. Straszny bałagan

 Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że Karolina i Hans Lijklema, autorzy książki "Co się stało? Małe wypadki" (wydanej przez oficynę Widnokrąg w 2017 roku), nie poprzestaną na tym jednym concept booku. W 2018 roku ukazały się dwie nowe odsłony cyklu: "Straszny bałagan" oraz "Wielkie plamy". Podobnie jak w tomiku otwierającym serię, czytelnicy w wieku od przedszkolaków do dziadków znajdą w tych małych, kolorowych i zupełnie wyjątkowych publikacjach dużo humoru oraz oryginalnych kompozycji tekstowo-plastycznych. Duet autorski łączy role pisarza, copywritera i grafika, może także twórcy memów. Dowcipne, krótkie przekazy zawarte w każdej ilustracji i towarzyszącym jej jednozdaniowym komentarzu (zapisanym bardzo dużą czcionką) mają w sobie urok, "to coś", co odczuwałam czytując jako dziecko paski z przygodami Profesora Filutka. Każda minihistoryjka jest perełką, napisaną i narysowaną lekko, ze smakiem, nawet jeśli jej tematem jest pamiątka pozostawiona na czapce dziecka przez ptaszka.
Sekret obu książek tkwi w braku dosłowności, przyjętym w takiej sytuacji i ujęciu, że i tak każdy w miarę bystry czytelnik zrozumie, na czym polega komizm scenki. Mali sprawcy (lub ofiary, jeśli przyjąć domniemanie niewinności) wielkich plam i strasznego bałaganu wypowiadają się o swoich przypadkach bez skarg (na tatę, dziadka, kolegę, brata...), ubolewania nad własną dolą, kajania się czy innych oczekiwanych wtrętów. Są bardzo radośni, niefrasobliwi wręcz, a jeśli na obrazkach widać ich twarze, są to buzie wesołe i zupełnie niewinne, a jakże! Przecież to wszystko zdarza się na co dzień w każdej rodzinie, no, może tylko jedna czy dwie z pokazanych sytuacji przytrafiła się nam raz lub dwa. Jeśli częściej, zawsze możemy odwołać się do serii "Co się stało?", pokazując domownikom, że skakanie na fotelu, strzyżenie lalki, brodzenie w wodzie w mieszkaniu, siadanie na świeżo malowanym, paćkanie się jedzeniem (w dowolnej fazie dzieciństwa) są zajęciami zupełnie typowymi, skoro nawet pokazują je w książce. Na pewno będziecie chcieli dodać coś od siebie: uzupełnić ilustrację opowieścią o zdarzeniach sprzed i po ujęciu widocznym na książkowej "fotografii", opisem powypadkowego otoczenia, dopowiedzieć swoje małe, zabawne tragedie – proszę bardzo, Karolina i Hans Lijklema przygotowali na tę okazję pustą ostatnią stronę.
Czytając "Straszny bałagan" i "Wielkie plamy" pękałam ze śmiechu, ale i z dumy, że polski, "dziecięcy" rynek wydawniczy ma się już na tyle dobrze, by możliwe było publikowanie książek niewielkich objętością, kompletnie niestandardowych, niepodążających ślepo za społecznymi trendami i modami, nieskazanych na nagrody we wszystkich po kolei polskich konkursach "literackich". Widnokrąg nie kalkuje cudzych pomysłów, nie rozkręca fabryki bestsellerów, stawia na talent oraz koncept, a ja wierzę, że ta bohaterska postawa opłaci się na wielu płaszczyznach.

Bożena Itoya 

Karolina & Hans Lijklema, Co się stało? – Straszny bałagan –, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2018.
Karolina & Hans Lijklema, Co się stało? – Wielkie plamy –, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2018.