"Wróg" jest książką, którą każdy powinien przeczytać, najlepiej przynajmniej raz w roku. Dowodem na to, że w formie niepozornej publikacji dla dzieci mieści się czasem więcej niż w wielkich traktatach filozoficznych: więcej treści, symboli, przesłania, czystego, nieobciążonego "naukawymi" nalotami morału. Można tu bowiem dotknąć esencji humanitaryzmu.
Siła przekazu zaczyna na nas napierać już po otwarciu okładki, kiedy wzrok szaleje obserwując na wyklejkach szeregi żołnierzy. Taki szlaczek z szeregowców całego świata, wszelkich niegdysiejszych, aktualnych i przyszłych armii. Można poczuć nieprzyjemne mrowienie w oczach, odnieść wrażenie powtarzalności, seryjności, jakiegoś nonsensu, może nawet beznadziei. Tym bardziej, że pierwsze strony są czarne i głoszą: "Jest wojna.". Następnie zostajemy wprowadzeni we wrogą sytuację żołnierzy stacjonujących w przeciwnych okopach, a dopiero później następuje strona tytułowa i redakcyjna. Tak oto wojna wskakuje na pierwsze miejsce, okazuje się preludium do sytuacji, nikt nie tłumaczy, dlaczego, czy to nienawiść, zdrada czy zemsta, po prostu jest wojna i to ma nam starczyć jako uzasadnienie wszystkiego. Niestety, to nie wymysł autorów, a relacja na żywo z naszego świata.
Historia jest dalej opowiadana przez jednego z dwóch żołnierzy, zdającego nam sprawozdanie z harmonogramu każdego identycznego dnia spędzanego z obecnym gdzieś, tam, po drugiej stronie, lustrzanym odbiciem ‒ wrogiem. On strzela w powietrze, to ja też. Rozpalam ogień, by coś podgrzać, dopiero kiedy on to zrobi. Jest sam i głodny, jak ja. Oto spirala zachowań nakręcana przez obu aktorów tego absurdalnego przedstawienia. Poznajemy też źródło wszystkich wojen: stereotyp i propagandę.
Tych kilka rzeczy to jedyne, w czym jesteśmy podobni, wróg i ja.
Poza tym wszystko nas różni.
On jest dziką bestią. Ni zna litości.
Zabija kobiety i dzieci. Zabija bez powodu.
To jego wina, że jest wojna.
Wiem to wszystko, bo nie jestem głupi.
Przeczytałem o tym w instrukcji.
Zacytowanemu fragmentowi towarzyszy czerwień, rzadko rozżarzająca wojskową zieleń, biel i czerń ilustracji. Czerwona jest krew przelewana przez wroga, wspomniana instrukcja, mała książeczka, źródło ślepej wiary żołnierza (a wiarę rozumiem na dwa sposoby, bo po zdobnych rękawach, w jakie odziane są wręczające instrukcję ‒ wraz ze strzelbą ‒ ręce można sądzić, że wpojenie celowości wojny wiąże się z działaniami przywódców wyznaniowych) oraz ordery dowódców wojskowych, reżyserów tego teatru marionetek.
Może wojna już się skończyła.
A może wszyscy zginęli, a my jesteśmy dwoma ostatnimi żołnierzami i ten, który przeżyje, wygra wojnę.
Czasem myślę, że świata już nie ma.
Ukazany we "Wrogu" mechanizm wojny i ogólnie nienawiści w dużym stopniu pokrywa się z ostrzeżeniami i raportami o stanie ludzkości podsuwanymi przez Karla Čapka, mojego ulubionego wizjonera literatury, choćby w "Fabryce Absolutu"... wydanej w 1922 roku! Cóż, niewiele się nauczyliśmy przez te 100 lat i nie będę tu szafować błyskotliwymi stwierdzeniami, że gdyby cała Ziemia czytała "Wroga", byłoby inaczej. Choć w książce duetu Cali&Bloch dostajemy też poruszający obraz narodzin refleksji, nadchodzącego za nią stopniowego olśnienia co do manipulacji, której zostaliśmy poddani i z jakiej powinniśmy się wyzwolić. Nie otrzymamy natomiast jednoznacznego rozwiązania sytuacji, jedynie trochę nadziei, że szeregowi opamiętają się, dogadają wbrew wpojonym im schematom. Może przypadek wrogów skłoni nas do odrzucenia własnych instrukcji, które przecież wciska nam się z racji przynależności wyznaniowej, rasowej, narodowej, kulturowej, politycznej, zawodowej czy płciowej. Ale najpewniej historia wrogów będzie się powtarzać w nieskończoność, w rozmaitych, czasem bardzo codziennych i subiektywnych realizacjach.
Bożena Itoya
Davide Cali (tekst), Serge Bloch (ilustracje), Wróg, przełożyła z francuskiego Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz