cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 22 czerwca 2017

Nieja i ja


Lubicie "Pippi Pończoszankę" i "Karlssona z Dachu"? Często żałuję, że Astrid Lindgren nie napisała więcej książek, zwłaszcza takich, których bohaterowie wydają się nierzeczywiści, z innego świata. Czytając po raz pierwszy o Karlssonie i Pippi błagałam w duchu, by nie okazało się, że są tylko zmyślonymi przyjaciółmi (a kapitan Pończocha – zmyślonym tatą). Z kolei kiedy nieco dorosłam, bardzo denerwowała mnie ewentualność, że Prot z filmu "K-PAX" może być tylko wytworem choroby Roberta. Dla mnie zawsze był i pozostanie prawdziwą osobą z innego świata (dlatego wyparłam z pamięci trylogię literacką G. Brewera), podobnie jak Nieja, bohaterka książki Antoniny Kasprzak. Gdyby Astrid Lindgren żyła we współczesnej Polsce, być może zamiast "Karlssona z Dachu" powstałaby właśnie książka "Nieja i ja".
Powieść zaczyna się dość typowo: poznajemy Irenkę, dziewczynkę odstającą od rówieśników starodawnym imieniem, domem, sytuacją finansową i rodzinną (pada nawet określenie "eurosierota", w danym kontekście brzmiące jak wyzwisko), a co za tym wszystkim idzie wykluczoną z klasowej grupki "fajnych" dziewcząt. Bardzo szybko jednak dostrzegłam wyjątkowość "Niei i mnie" w języku oraz sposobie opisu otoczenia Irenki. Autorka posługuje się prawdziwą współczesna polszczyzną, nie żadnym wydumanym slangiem młodzieżowym sprzed 20 lat (jak często i ciężko bywa), postaci konstruują swoje wypowiedzi tak, jak rówieśnicy mojego syna. Bez znieczulenia podane zostają także realia wielkomiejskiej szkoły. Dokładnie tak to bywa, małe diabełki, dla których nie ma usprawiedliwienia, grasują w każdej albo prawie każdej klasie, przeważnie niewidzialne dla nauczycieli i rodziców. Czytając z dzieckiem pomyślcie o tym, że może być ono równie dobrze dokuczającym jak tym, któremu się dokucza.

Pewnie się bardzo nudzisz, kiedy jesteś tak długo sama w domu? Może zaprosisz kiedyś jakąś koleżankę?
Wcale nie wiedziałam, czy ktoś chciałby do mnie przyjść. Ostatnio z dziewczynami w szkole było gorzej. Zośka na przerwie zapytała, czy oglądałam finał "Małych Gigantów". Kiedy powiedziałam, że nie, parsknęła śmiechem, a Amelka na to, z taką udawaną troską:
Wiesz, że to brzydko śmiać się z biednych ludzi.
Najpierw nie byłam pewna, czy naprawdę tak o mnie powiedziała. Mówiła w końcu szeptem. Może mi się tylko wydawało? Może one się śmiały z czegoś innego?
Ale nie, śmiały się ze mnie. Potem Amelia dorzuciła jeszcze:
Biedna, nawet na telewizor jej nie stać. Mama mówi, ze to eurosierota.
Co to znaczy? – spytała Nadia.
Że jej tata sobie pojechał, a ona musi mieszkać w tej starej chacie babuni – zachichotała Amelka.
Śmiały się wszystkie trzy, Zosia Masłoń też, bo teraz była w ich grupce.
A tu mama mówi: Zaproś koleżankę.
Może kiedyś – wykręciłam się. Mamie byłoby strasznie przykro, gdyby wiedziała, że one mi tak dokuczają.

Irenka nie koncentruje się na problemach szkolnych, bo dużo ciekawych rzeczy dzieje się wokół jej domu i rodziny. Zabytkowy budynek staje się obiektem zainteresowania lokalnego antykwariusza – przynajmniej tak głosi wizytówka imć Panka. Mężczyzna kręci się w okolicy od dnia, w którym na strychu Irenki pojawia się Nieja.

Była to... nie wiem. Dziewczynka? Mała wróżka? Krasnoludek? W każdym razie mała istotka człowiekopodobna. Czarno-biała! Chuda, blada, z włosami w koczku, z długim nosem. Ubrana w kusą sukieneczkę i rajstopy w paski – oczywiście czarno-białe. Siedziała z bardzo znudzoną miną, z nogą na nodze, i powiedziała:
No, jestem. – Jakbym na nią czekała.

Malutka panienka przybywa na harce i przekąski (z musztardą i śliwkami w occie na czele) zawsze wtedy, gdy Irenka zostaje w domu sama i zdecyduje się przywołać Nieję stukając w starą maszynę do pisania. Pamiętacie jeszcze ten niepowtarzalny dźwięk? Magia sama w sobie! Nie tylko dla tych, którzy z maszyną do pisania wiążą ciepłe wspomnienia (ja – piszącej po nocach babci). Mój syn kilka lat temu wkroczywszy do naszej biblioteki za każdym razem kierował się najpierw właśnie do stojącej w kącie maszyny do pisania i coś tam sobie wystukiwał. Może gdyby każde dziecko miało dostęp do takich eksponatów, wszystkim towarzyszyłyby przyjazne istoty z innego wymiaru?
Mimo wprowadzenia motywu magicznego, w książce Antoniny Kasprzak stale pozostajemy w kontakcie z rzeczywistością. Irenka poznaje także kogoś z własnego świata i Nieja wcale w tym momencie nie znika. Bardzo spodobał mi się się opis naturalnego nawiązywania relacji między rówieśnikami (trzecioklasistami), bo mniej więcej takie tematy i oceny towarzyszą rzeczywistym próbom "zakolegowania się". Prawdopodobne, wyważone oraz celne wydało mi się również rozwiązanie problemu wyśmiewania przez szkolne koleżanki. Autorka dobrze zna psychikę oraz sposób zachowywania się dziesięciolatków i umiejętnie przeniosła je na karty książki.

Chłopak przyszedł w sobotę po południu. Był w moim wieku. Rudy i w okularach.
Cześć, jestem Franek. Panek. Możesz do mnie mówić Fran.
Franek Panek? Ale głupio – pomyślałam.
Irenka. – Podałam mu rękę i widziałam, że on też sobie pomyślał, że mam głupie imię.
Usiedliśmy wszyscy przy stole. Franek i ja siedzieliśmy sztywni i znudzeni. Mama i dziwny Szymon rozmawiali głównie o tym, jakie wszystko u nas w domu jest piękne, co w ogóle nie było prawdą. I o tym, jak to cudownie, że pan Szymon zajmuje się bratankiem.

Ilustracje Katarzyny Bukiert bardzo dobrze komponują się z tekstem, właściwie trudno sobie wyobrazić, że mogłyby być inne. Kojarzą mi się z pewną harmonijkową książeczką z mojego dzieciństwa, w której występowała podobna do Irenki ciemnowłosa dziewczynka w czapce (i paru innych ubraniach, które nieumiejętnie przywdziewała – Irenka w pewnym momencie robi zresztą to samo). Nieja jest istotą czarno-białą (stąd w świecie Irenki występuje dużo kontrastowych barw, czasem zaskakująco zestawionych: róż z czerwienią, stroje bladoróżowe obok ciemnozielonych), ostrą w znaczeniu rysów twarzy i wyrazistości, co widać zwłaszcza na tle nieco zamglonych portretów innych postaci na końcu książki. Pod względem plastycznym książka wyróżnia się spośród pozycji, które widuję w księgarniach i bibliotekach, podobnie jak nietypowo poprowadzona jest sama opowieść. Czy także zakończenie będzie niestandardowe, jak u Astrid Lindgren? A może autorka sprowadzi historię do naszego wymiaru i Nieja okaże się wytworem wyobraźni i samotności, wyimaginowaną terapeutką? Sprawdźcie, może książka "Nieja i ja" będzie odpowiadała akurat poziomowi magii waszych dzieci, a nawet jeśli dotąd nie gustowały w podobnych tematach, powinny być oczarowane akcją, tajemnicą i czarnym charakterem.
Bożena Itoya

Antonina Kasprzak, Nieja i ja, ilustracje Katarzyna Bukiert, Wydawnictwo BIS, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz