cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 17 lipca 2017

Mój przyjaciel Stefan


"Mój przyjaciel Stefan" Evy Lindström jest jedną z książek, które polecił mi mój syn, mówiąc, że muszę przeczytać, bo mi się spodoba. Skąd wiedział? Oboje lubimy trochę "szalone" książki i filmy, w których nieprzewidywalność przeważa nad racjonalnością. Także w tym szwedzkim opowiadaniu, a właściwie literacko-graficznej opowiastce, istoty oraz sytuacje znane nam z rzeczywistego świata mieszają się z fantastycznymi zdolnościami i motywami. Oboje bawiliśmy się świetnie, ponieważ zagłębieni w lekturze nie mieliśmy pojęcia, co wydarzy się na kolejnej stronie, a ponadto książka ma niepowtarzalną atmosferę i kompletnie nie potrafię jej przypisać do czegokolwiek, co wcześniej czytaliśmy.

Miał na imię Stefan i pochodził z południa kraju. Sprzedał dom rodzinny i przeprowadził się do miasta. Przez jakiś czas pracował jako sowa w przeróżnych programach przyrodniczych. (...) Teraz miał inną pracę. Wiercił dziury w ścianach sklepów, żeby potem ktoś mógł zawiesić półki, na których położy się rzeczy na sprzedaż. Te dziury śniły mu się po nocach. Były wszędzie, cały świat pełen dziur. Stefan budził się zlany potem.

Tytułowy Stefan jest puszczykiem, poznajemy go, gdy występuje w filmach, i choć pozornie nie ma w tym nic dziwnego, bo są to filmy przyrodnicze, jednak Stefan odgrywa role – jest aktorem. Chyba naturszczykiem, ponieważ nie pozostaje długo przy tym zajęciu. Naturalne poszukiwanie swojego miejsca w świecie wypełnia całą książkę. Pewnie nie każdy doceniłby, że za przyjaciela ma takiego wagabundę, to ten typ znajomych, których trochę się unika i pokpiwa z nich za ich plecami, ale mała narratorka "Mojego przyjaciela Stefana" jest pełna zrozumienia i ciepłych uczuć.

Tęskniłam za nim. Dlatego ucieszyłam się na widok ogłoszenia w gazecie:
SZKOŁA LATANIA U STEFANA
TEORIA I PRAKTYKA
TEL. 12345467865
Zadzwoniłam. Zajęcia właśnie się zaczynały i Stefan powiedział, że mogę chodzić za darmo. Po starej znajomości.

Można pomyśleć, że przyjaciółka Stefana nie będzie dobrym kursantem, skoro jest dziewczynką, a nie ptakiem. Rzecz w tym, że wielozawodowy puszczyk uczy latania właśnie ludzi, czasem nawet osiągając sukces. Robi się więc coraz bardziej nieprawdopodobnie, ale spokojnie, trafimy jeszcze na ziemię. Stefan chwyta się bowiem kolejnych zajęć i znajduje nawet wspólnika, a charakter ich współpracy oraz sposób bycia niepokojąco przypominają historie, o jakich czasem słyszymy w mediach (albo obserwujemy na osiedlowych ławeczkach).

Ten Borys był sową innego gatunku. On i Stefan mieli plany których nie chcieli mi zdradzić. Wkrótce miało z tego wyjść coś naprawdę świetnego. Teraz jednak szwendali się tylko i objadali klementynkami. Zaproponowali, żebym poszwendała się z nimi, ale nie miałam ochoty.


Wolny ptak Stefan jak zwykle goni za jakąś ideą, wpada w kłopoty, ale nadal jest sobą i ciągle ma przyjaciółkę. Choćby byli daleko od siebie, nie utrzymywali kontaktu, ta więź jest najprawdziwszym, najbardziej namacalnym elementem opowieści. Przyjaźń na odległość może być akumulatorem zasilającym, gdy to co blisko zawodzi, cieszę się, że taka relacja została pokazana w książce dla młodych czytelników.
Historyjkę zilustrowała autorka, nie dziwi więc idealne zgranie obrazu i tekstu. Twarz Stefana została jakby "wyprowadzona" z wyglądu prawdziwego puszczyka, bardziej nieprawdopodobna wydaje się natomiast dziewczynka, która równie dobrze mogłaby być panią w średnim wieku lub staruszką. Scena latania kojarzy mi się z różnymi obrazami tkwiącymi gdzieś w zakamarkach mojej pamięci, chyba najbardziej z Chagallem, choć kolorystyka jest zupełnie inna, a i twarze nie przypominają tamtych. Książka utrzymana jest w łagodnych barwach (po lekturze zapamiętaliśmy głównie jasnoszary oraz bladożółty) i konwencji dziecięcego rysunku. To bardzo spójne i wielostronne dziełko literacko-plastyczne, trochę zahaczające o nowoczesną, ilustrowaną powiastkę filozoficzną dla najmłodszych (i trochę, a nawet całkiem starszych).
Dzieci często zauważają, gdy coś nie gra w książce lub filmie: dziecko tak by nie powiedziało, nie ma takich ładnych mieszkań ani grzeczniutkich rozmów na przerwach... Jednak kiedy cała opowieść kwitnie abstrakcją, pytanie "ale jak to?" czy komentarz "to nie możliwe!" nie pada ani razu. Młody czytelnik chłonie tę atmosferę, wczuwa się w bajkowo-rzeczywistą akcję i niczego autorowi nie zarzuca. Tak właśnie został odebrany w naszym domu "Mój przyjaciel Stefan".
Bożena Itoya

Eva Lindström (tekst i ilustracje), Mój przyjaciel Stefan, przełożyła ze szwedzkiego Marta Wallin, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz