Przyznam, że z niecierpliwością wyglądałam trzeciego tomu opowieści o Doktorze Proktorze i dwójce jego
sympatycznych przyjaciół, których przygody opisane w książkach wydawnictwa Czarna Owieczka miałam przyjemność już tutaj komentować. Niby to rzecz dla dzieci, ja czytuję na co dzień zdecydowanie poważniejsze lektury, ale… spodobało mi się. Zwłaszcza, że po gatunek, który Jo Nesbø reprezentuje w twórczości dla dorosłych – „ostry” kryminał, ocierający się o horror – pewnie prędko nie sięgnę. W wydaniu dla dzieci jednak – jak najchętniej.
Chociaż w trzecim tomie zatytułowanym „Doktor Proktor i koniec świata. Być może”Autor posunął się w materii, moim zdaniem, zdecydowanie dalej. Napięcie rośnie! Tym razem nie chodzi już o osobiste kłopoty bohaterów, towarzyskie problemy dzieci, czy miłosne perypetie Doktora. Zbliża się koniec świata, który szykują nie świadomym niczego, zahipnotyzowanym Ziemianom tajemnicze i okrutne Kameleony Księżycowe. Tylko kilka osób nie uległo ogłupieniu (nota bene, za pomocą jakże popularnego wciąż medium, telewizji – Autor nie zarzuca ani na chwilę sarkastycznej ironii wobec kulejącej ludzkiej kondycji!) - i są to właśnie nasi bohaterowie. Misja ocalenia świata jest szalenie niebezpieczna i, wobec rażącej przewagi wroga, niemal od początku skazana na porażkę. A jednak… Mamy wciąż po swojej stronie Bulka z jego brawurą i fantazją, mamy rozsądną, pomysłową Lisę, jest też wreszcie Doktor Proktor i jego wynalazki. Oraz jeszcze pewne postacie, zupełnie nowe i zaskakujące. Wspólnymi siłami, dosłownie „o mały włos”, katastrofa zostanie zatrzymana. W końcu to tylko bajka, która, na szczęście, dobrze się kończy.
Twórczość Jo Nesbø docenią szczególnie nieco starsze dzieci, które rozumieją poczucie humoru Autora, oparte na pozornie tylko bezstronnym, ironicznym komentarzu rzeczywistości. Po raz kolejny zmierzymy się z problemem owczego pędu i braku refleksji, tym razem w świecie polityki dorosłych. Nesbø dyskretnie obśmiewa głupotę, ksenofobię i polityczne nadęcie. Robi to w dodatku w ciekawy sposób: nie tyle komentując, co przedstawiając zachowania w taki sposób, by czytelnik mógł sam wyciągnąć wnioski. Podobnie zachowują się pozytywni bohaterowie książki. Jedną z ich sympatyczniejszych cech jest również to, że nie szufladkują ludzi, więc podział na dobrych i złych, chociaż bardzo wyraźny, dotyczy głównie ich aktualnych zachowań. Każdy ma szansę się zrehabilitować, nawet u kresu przygody.
Na koniec trzeba wspomnieć o doskonałym tłumaczeniu Iwony Zimnickiej, która jak zwykle sprostała wyzwaniu i doskonale oddała pełen humoru, lecz zarazem powściągliwy styl Autora. Osobiście lubię też bardzo ilustracje Pera Dybviga, przypominające ołówkowe,niewykończone szkice. Są dobrym uzupełnieniem tekstu, utrzymane w podobnej konwencji. Trudno sobie już wyobrazić „Doktora Proktora” bez nich!
Agnieszka Jeż