cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 20 marca 2014

Księżycolud


Napisać  coś  o  „Księżycoludzie” Tomiego  Ungerera,  to  nie  lada  wyzwanie. Jest  to niewielka  (objętościowo)  książka  o  bardzo silnym  przekazie.  Tak  plastyczna,  że  trudno  o  niej mówić, łatwiej ją przeżywać. Na trzydziestu siedmiu stronach i w czterdziestu dziewięciu zdaniach zawarta  została kompletna  historia, melancholijna, może  trochę smutna,  nieco  zaskakująca  i  po prostu  mądra.  Po  jej przeczytaniu (i  obejrzeniu)  dziecko  nie staje się  jednak  posępnym  małym filozofem,  raczej  wpada  w pogodny  nastrój,  któremu,  zależnie  od  dojrzałości  czytelnika, towarzyszyć mogą refleksje na temat ziemskiego sposobu postrzegania tego i owego.
              Okładkę, a dokładniej jej pierwszą stronę, zobaczyłam w Internecie. Nie zainteresowała mnie, wydała się  trochę  blada  i  dziwna.  W  księgarni stacjonarnej  nie  można  książki  przejrzeć, ponieważ jest zafoliowana. Jednak  w  końcu  trafiła  do  nas.  Po  jej  rozplombowaniu  oszołomiły mnie upojne kolory i zapach, ten charakterystyczny, z drukarni, choć łatwo sobie wyobrazić, że to pachną  papierowe  kwiaty  na ilustracjach.  Ta  książka  działa  na  różne  zmysły.  „Księżycoluda” dostaliśmy może miesiąc temu, a został już przejrzany kilkadziesiąt i przeczytany kilka razy.
            Nie  jestem  pewna,  jaka  jest  dolna  granica  wieku  czytelnika.  Losy  Księżycoluda momentami są  dość  dramatyczne,  ale  chyba  tym  ciekawsze,  nawet  dla  trzylatka.  Na  pewno poruszą  wyobraźnię, filozoficzną  naturę  i  poczucie  humoru  nieco  starszych  czytelników. Eksperyment  został przeprowadzony na  próbie  osób  (nieznacznie)  powyżej  siódmego  i trzydziestego roku życia. Syna rozbawili ludzie gnający za sławą i zarobkiem – kto pierwszy do miejsca, w którym spadł meteoryt, kto najlepiej zarobi na niezwykłym zdarzeniu (robiąc zdjęcie lub sprzedając lody gapiom) – oraz policyjno­więzienna afera. Żołnierze jakby przybyli z moich ulubionych regionów  geograficznych, literackich i  historycznych  –  przypominają rumcajsowego cesarza pana i austro­węgierskich wojaków wesoło eskortujących Szwejka.


            Księżycolud sam nie świeci, jak to księżyc, ale odbija blask, kolory i przywary ludzkiego świata.
Widzimy  dzięki  niemu  kolorowe,  roztańczone  i  kwieciste  życie,  którego  można  nam pozazdrościć  i wzbudzającą  niechęć  ciekawość  ludzką,  chęć  zysku,  agresywne  nastawienie  do tego, co nieznane (na pewno jest groźne!), chęć poskromienia wszystkich i wszystkiego, a także wyalienowanie osób, które w jakiś sposób nie realizują się społecznie. Każdy ma swój świat, ale kto  wie,  czyj  jest  lepszy  –  nasz,  czy księżycowe  pustkowie  bohatera  książki?  Polecam  tę przypowieść  o  stopniowo  znikającym  i  co miesiąc  odradzającym  się  tłuściochu.  Z  pewnością każdy  z  Was  odkryje  nieco  inną  interpretację
 „Księżycoluda”,  a  dzieci  raczej  wcale  nie  będą analizować, tylko dobrze się bawić przy lekturze.
Bożena Itoya

Tomi Ungerer, Księżycolud, Wydawnictwo FORMAT, Kraków 2011.
Od wydawcy: W swej książce Tomi Ungerer opowiada, kto naprawdę żyje na Księżycu... Pewnego dnia Księżycolud postanawia odwiedzić naszą planetę i zakosztować ziemskiego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz