cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Dwór – Liam i mapa wieczności



Literatura dla dzieci i młodzieży cierpi na nadmiar autorów. Twórcy aspirujący do miana pisarza często produkują towary paraliterackie mające być odpowiedzią na mody, trendy, zapotrzebowanie rynku. Utwory napisane przez prawdziwych pisarzy mają inną moc i wpływ na czytelnika, imitacje literatury się do nich nie umywają, co doskonale widać w przypadku powieści mrocznych, z wątkami kryminalnymi, czasem nawiązujących do opowieści o duchach. Te gorzej napisane książki mogą narobić dużo szkody: język i fabuła sprzyjają niskim kompetencjom czytelniczym, ale równocześnie poszczególne sceny i postaci bywają nazbyt brutalne, na granicy chorobliwej fascynacji okrucieństwem i przemocą, zasiewają w młodzieży dziwny niepokój, zmywając naturalną granicę bezpieczeństwa między normalnością/dobrem a wypaczeniem/złem. Analogiczne historie wybitnych autorów rozważnie dawkują grozę i tajemnicę, nie muszą bowiem nadrabiać braków literackich nadmiarem agresji i innej dosadności. Właśnie taką książką jest "Liam i mapa wieczności", którego autorka początkowo buduje napięcie bardziej dzięki wprawnemu językowi i konstrukcji rozdziałów, niż upiorności tego, co jest opisywane. Choć potem przyjdzie pora na prawdziwe upiory.

Kiedy taksówka wreszcie się zatrzymała, poczułem ulgę i niepokój jednocześnie. Niebo wciąż było tak samo posępne i pokryte dziwnymi chmurami w kolorze sadzy, tworzącymi nad naszymi głowami rodzaj ołowianej czapy.
Znajdowaliśmy się na odludziu, na pokrytym żwirem terenie, obsadzonym wysokimi drzewami. Nie tak sobie wyobrażałem sanatorium. Na parkingu nie było żadnych samochodów (zresztą właściwie samego parkingu też nie było), na ławkach nie siedzieli kuracjusze w szlafrokach chcący odetchnąć świeżym powietrzem, brakowało też wielkich okien wychodzących na trawnik. Kiedy chciałem opisać ten jakby przytłoczony czernią nieba budynek, który miałem przed oczyma, przyszło mi do głowy słowo "dwór".

Tak brzmią dwa pierwsze akapity powieści inaugurującej cykl "Dwór". Nastrojem i tytułem przypomina "Zamek" Franza Kafki, prawda? W literaturze dla młodzieży czegoś podobnego doświadczyliśmy dotąd jedynie w powieściach Grzegorza Gortata, jednak Evelyne Brisou-Pellen tylko nawiązuje do Kafki, dalej idąc inną ścieżką. Zaznaczam, że omawiana pozycja adresowana jest do młodzieży od 12 lat, ale niektórzy czytelnicy w tym wieku mogą być na nią jeszcze niedostatecznie dojrzali. Bywa tu bowiem sarkastycznie i strasznie, na tyle, że mimo popularnego gatunku (według wydawcy "seria fantastyczno-kryminalna") uważam "Dwór" za literaturę młodzieżową z wyższej półki, dla nastolatków oczytanych oraz lubiących dreszczyk, czy raczej porządny wstrząs emocji, bo niektóre wątki tej powieści naprawdę napawają lękiem.
Wraz z piętnastoletnim Liamem poznajemy kolejnych mieszkańców dworu, postacie dziwne, różniące się od siebie, na rozmaite sposoby poprzebierane. Szybko okazuje się, że nastolatek znalazł się w tym wyjątkowym, starodawnym sanatorium po długotrwałej chorobie – beznadziejnym przypadku raka. Ale co robią tu inni, na przykład mężczyzna w stroju Spartanina, przedstawiający się w dodatku jako król Leonidas? Wydaje się, że każdy rekonwalescent ma inny problem i wyobrażenie o celu swojego pobytu.

Jakaś dziewczyna siedząca przy sąsiednim stoliku, niewiele starsza ode mnie (i jedząca... kapuśniak) dyskretnie na mnie spoglądała. Czyżby zafascynowała ją moja romantyczna uroda? Była ładną blondynką... ubraną w strój wróżki: długą, dopasowaną w talii sukienkę i wysoki czepiec na głowie. Trwał tu bezustanny bal przebierańców! "Niektórzy wydadzą się panu trochę... Zresztą sam pan zobaczy", powiedział Raul. No i rzeczywiście widziałem!
Ona siedziała przy stoliku z młoda kobietą, która miała na głowie kapelusz przypominający donicę z kwiatami, której zawartość ktoś wysypał na podstawkę, nosiła długą suknię z bufiastym tyłem i obcisły, mocno ściśnięty żakiet.
Nie czułem się dobrze. Nie było tu małego oddziału psychiatrycznego, tylko duży! Miałem nadzieję, że doktor Roy nie popełniał błędów, przydzielając chorych, i pozostawiał na wolności tylko tych, którzy byli niegroźni. Na co liczyli moi rodzice, wysyłając mnie tutaj? Że zobaczę próbkę społeczeństwa? Mój tata jest psychologiem, to na pewno był jego pomysł.

Galeria zadziwiających postaci przywodzi na myśl album ze zdjęciami dzieci w "Osobliwym domu Pani Peregrine", tu jednak mamy do czynienia z teraźniejszością, a nie ze wspomnieniami i pamiątkami dziadka. O co więc chodzi? I jeszcze to jarzące się intensywnym, nienaturalnym światłem pomieszczenie w gabinecie doktora Roy. Którą zagadkę czytelnik rozwiąże w pierwszej kolejności? I czy autorka potwierdzi nasze wnioski?
Tajemnica mieszkańców dworu wydała się oczywista mojemu jedenastoletniemu synowi, który jest koneserem powieści i filmów grozy, thrillerów fantastycznych oraz kilku innych gatunków, raczej nietypowych dla młodzieży w tym wieku. Jednak po kolejnych rozdziałach ta oczywistość okazała się czymś innym, potem z kolei... Cóż, autorka umiejętnie gubi nas w labiryncie "Dworu". Każde zdanie tej książki czytaliśmy uważnie, ale i tak do wielu fragmentów wracaliśmy, by sprawdzić, czy nie umknęło nam żadne wrażenie, odczucie albo obserwacja Liama. Potem powieść nagle się skończyła i przez kilka miesięcy przeżywaliśmy katusze, czekając na polskie wydanie drugiego tomu. Teraz takie męczarnie nikomu już nie grożą, bo kontynuacja "Liama i mapy wieczności" właśnie trafiła do księgarń, za co wydawnictwu Widnokrąg należy się wielka pochwała – tempo publikacji kolejnych części serii jest imponujące, podobnie jak decyzja o wydaniu tej akurat pozycji, wybór tłumacza (książka napisana jest dobrą, oszczędną polszczyzną, bez zawiłości i wybujałych epitetów, jakie czytujemy często w przekładach literatury młodzieżowej) oraz ilustratora.
Polską okładkę "Liama" przygotował Marcin Xulm Surma i jest to prawdziwa perełka. Obraz świetnie oddaje atmosferę powieści: mroczne kontury otoczone chmurami lub innymi oparami, okna wielkiego, starodawnego budynku rozświetlane jakby żywym ogniem, którego skrawek chyba dostał się chłopcu stojącemu pod schodami prowadzącymi do dworu. A może odwrotnie – on jest jednym ze świateł ożywiających to tajemnicze miejsce? Czytelnik rozmyśla, staje się dyskutantem, interpretatorem, krytykiem (bo też fryzura Liama i jego walizka na ilustracji odbiegają od opisu w tekście, co dla nas nie miało znaczenia), inaczej odczytuje okładkę przed i po lekturze. Wydaje mi się, że właśnie taki jest cel ilustracji okładkowej, oczywiście poza przyciągnięciem czytelnika, a my sięgnęliśmy po "Liama i mapę wieczności" właśnie skuszeni tą jedną ilustracją.
Bożena Itoya

Evelyne Brisou-Pellen, Dwór. Tom pierwszy: Liam i mapa wieczności, przełożył Przemysław Szczur, okładka Marcin Xulm Surma, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz