cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 31 października 2019

Zwierzoobjaśniarka


"Zwierzoobjaśniarka" jest książką niby dla dzieci, ale też dla dorosłych, italianistycznym cacuszkiem docenionym przez kapitułę Nagrody Literackiej im. Leopolda Staffa za przekład Joanny Wajs. Rzeczywiście, pod względem językowym publikacja wyróżnia się na tle innych propozycji chociażby tego (wielkiego!) wydawcy – Naszej Księgarni. Stylizacja na starodawną, nieco naukową polszczyznę podkreśla humorystyczny charakter przedstawionych przez autora mądrości, ale do przedziwnych wynalazków najlepiej pasuje słowotwórcza odkrywczość tłumaczki. W "Zwierzoobjaśniarce" ujawnia się bowiem moc neologizmów. Chociaż właściwie sama już nie wiem, może najbardziej ujęła mnie umiejętność przekładu włoskiego tekstu na polską frazeologię.

Jak powszechnie wiadomo, w sprzedaży są obecnie różne typy zwierzoobjaśniarek. Można dostać objaśniarki brzuchomówcze i teleobjaśniarki (supernowoczesne modele, w których rozwiązano już problemy nie do przejścia dla Bonawentury Karczocha). Istnieją też jednak objaśniarki nakręcane, na baterie słoneczne i na fale mózgowe. Wszystko zależy od ceny.
Bywają również eleganckie objaśniarki designerskie (te, które mają z tyłu nadgryzioną wiśnię). Żeby sobie taką kupić, trzeba się nieźle wykosztować!
Zwierzoobjasniarki najnowszej generacji, o których mówimy, że są smart, to urządzenia bardzo zaawansowane technicznie. Pozwalają rozmawiać (za pośrednictwem czatu) z ponad setką gatunków zwierząt, łączyć się ze stworzeniami na drugim końcu świata, a nawet przygotować posiłek dla stołowników o bardzo różnych gustach. Co ugotować, gdy na kolację wpadną: znajomy adwokat, jego pies Szamburek i pan Orzeszko, twój przyjaciel weganin? Zostaw decyzję pichcizwierzoobjaśniarce. To urządzenie w mig przyrządzi smaczne zrazy z liści sałaty w panierce z prosa na podściółce z psich chrupek.

Książka Sergia Olivottiego łączy traktat (popularno)naukowy z przewodnikiem czy poradnikiem użytkowania omawianego urządzenia i skarbczykiem anegdot. Oczywiście i niestety zwierzoobjaśniarka jest wynalazkiem fikcyjnym i ten fakt leży u źródła całego dowcipu. Autor nasycił tekst aluzjami do współczesnej techniki, mód, języka marketingu, lifestyle'u, dawniejszej literatury włoskiej, światowej sztuki oraz odwiecznych i nieprzemijalnych cech ludzkości oraz wybranych gatunków fauny. Niektóre z tych akcentów pozostaną niezrozumiałe dla młodszych czytelników, zwłaszcza odniesienia do literatury, która na włoskim gruncie jest powszechnie znana, a u nas – niekoniecznie. Mnie natomiast trochę przytłoczył nadmiar "easter eggów", bo też książka jest zbudowana właściwie tylko z nich. I z miłości do zwierząt. To właśnie głęboka sympatia do omawianych obiektów, bardziej niż humorystyczny opis sposobów, na jakie psy, koty i inne zwierzęta domowe postrzegają świat i czego od niego oczekują, sprawia, że "Zwierzoobjaśniarka" bardzo mi się podoba. Rzecz jasna są też zwariowane, kolażowo-satyryczne ilustracje autora wchodzące w skórę rozmaitych epok i konwencji artystycznych, ale bez słów byłyby tylko zbiorem wesołych, pozbawionych kontekstu (jeśli nie sensu) obrazków.

"Codex Moclob" (1848) traktuje o perypetiach i wynalazkach Bonawentury Karczocha, czyli Karczochiusza, którego wszyscy znamy jako genialnego konstruktora zwierzoobjaśniarki.
Karczochiusz, urodzony pod koniec XVIII wieku w dolinie rzeki Wieprzobobroświniotygrys, młodość spędził w Egongu, gdzie wynalazł swój słynny doplamiacz żyraf (jedna z jego podopiecznych zdobyła dzięki temu specyfikowi tytuł Miss Sawanny 1812). Następnie udał się w podróż po świecie, podczas której odkrywał zwyczaje osobliwych plemion, co najmniej tak tajemniczych jak ich narzecza: Rzępolaków, Miauczykanów, Dlaelizejczyków i wielu innych.
P przyjeździe do Włoch w 1815 roku Karczochiusz miał zaledwie dwadzieścia pięć lat, lecz już wtedy dużo potrafił: zagrać pod pachą "Panie Janie", niepostrzeżenie przylepić glut z nosa pod stołem, określić trajektorię lotu pijanej muchy. Lecz przede wszystkim władał niezliczonymi językami (ponoć podczas strzyżenia u fryzjera udało mu się przetłumaczyć "A wczora z wieczora" na nepalski).

Nawet w tak krótkiej próbce tekstu widać, że niektóre żarty dotrą tylko dla dorosłych, a te o glutach, graniu pod pachą i pijanej musze spotkają się z uznaniem maluchów, które jeszcze nie wiedzą, co to XVIII wiek ani "codex". Kolejne rozdziały streszczają życiorys Bonawentury i jego zmagania z przekładem języków zwierząt na ludzki, a następnie relacjonują, o czym rozmawiają koty, psy i "inne zwierzęta". Są to tematy ważkie z punktu widzenia dysputantów, choć dla nas niepoważne i zabawne, zwłaszcza, jeśli obcujemy ze zwierzętami na co dzień i mieliśmy dotąd wrażenie, że rzeczywiste pragnienia i uczucia naszych podopiecznych odbiegają nieco od tych opisanych w "Zwierzoobjaśniarce" – przecież powinny się koncentrować na nas, właścicielach!Tymczasem tu wszystkie czworonogi, istoty żyjące w wodzie i powietrzu rozmawiają o: łowach (pozyskiwaniu żywności od staruszek), miłości (ale nie do człowieka), terytorium, rasach, jedzeniu, kupach; owce lubią sobie popić, ryby – pokoncertować, kury ciągle się kłócą, mrówki wymieniają wojskowe komendy, a pająki – uwagi o inżynierii pajęczyn. Spośród moich ulubieńców, to jest dzikich ptaków, rozpracowane zostały tylko jaskółki, ale w jednozdaniowym, niezbyt ciekawym skrócie. Ogólnie część książki streszczająca rozmowy zwierząt wydała się nam najmniej udana, przy powtórnej lekturze ledwie się uśmiechaliśmy, a i to tylko w niektórych momentach. Przypuszczam, że obrazkowo-satyryczna miniatura Olivottiego wpisuje się po prostu w nurt rozrywki, który niezbyt pasuje do naszych gustów, może jest zbyt wykwintny lub zanadto skoncentrowany na zabawie z samym sobą, zamiast z czytelnikiem. Niewątpliwie jednak należy do publikacji spójnych, przemyślanych i dopracowanych (meta)artystycznie.

Bożena Itoya

Sergio Olivotti, Zwierzoobjaśniarka. Wynalazek, który zmienił świat, przełożyła Joanna Wajs, Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz