Wydawnictwo
Media Rodzina opublikowało dotychczas trzy książki Toma
Anglebergera, których tytuły przyciągają przede wszystkim osoby
obeznane ze światem Gwiezdnych wojen: "Dziwny przypadek
papierowego Yody", "Darth Paper kontratakuje",
"Zagadkowy Wookie i jego tajemnica". Jest to seria
adresowana do młodszych nastolatków (bohaterowie są rówieśnikami
naszych "początkujących" gimnazjalistów), chociaż może
zainteresować również czytelników dziewięcio- czy
dziesięcioletnich.
Autor
stosuje wiele konwencji – językowych, literackich, do tego
dochodzą nietypowe (przynajmniej do niedawna) rozwiązania
graficzne, w książkach o papierowym Yodzie bardzo istotne, bo
stanowiące właściwie element narracji. Trudno zakwalifikować
twórczość Anglebergera do jakiegoś gatunku literackiego. Krótkie
książki należące do omawianej serii nie są powieściami
fantastycznymi, powiedziałabym raczej, że obyczajowymi, jednak mam
wątpliwości, czy w ogóle są to powieści. Mamy tu kilkunastu
narratorów, na przemian spisujących i komentujących grupowy
pamiętnik (we wszystkich tomach są to "akta" jakiejś
sprawy), każdemu z nich autor przypisał inny punkt widzenia,
odmienny styl wypowiedzi, a nawet czcionkę (co wprowadza
zamieszanie).
Bohaterowie
są zwyczajnymi nastolatkami, wielbicielami, czy raczej wyznawcami,
świata Gwiezdnych wojen. Związek z fantastyczną sagą właściwie
na tym się kończy, bzik na punkcie Star Wars funkcjonuje tu jako
humorystyczne "zagajenie" tematu innych, poważniejszych
spraw młodzieży. Muszę jednak przyznać, że dla czytelnika
nieznającego poszczególnych postaci i wydarzeń z filmowego cyklu o
Gwiezdnych wojnach, a nawet utartych opinii o tychże filmach,
książki Anglebergera nie byłyby ani zabawne, ani interesujące.
Wyjaśniłem
Sarze, jaka jest sytuacja, a ona zapytała, który z filmów o
Gwiezdnych wojnach to mój ulubiony.
– Wojny
klonów – powiedziałem, a ona na to:
– Nie,
to musi być jedna z sześciu części.
– Część
pierwsza.
–
Pierwsza? Mroczne widmo to twój
ulubiony film? – spytała.
– Ludzie
zawsze robią wielkie halo, kiedy to mówię. I co? (...)
("Zagadkowy
Wookie i jego tajemnica")
Szczęśliwie
i ja, i syn należymy do tych fanatyków, których z filmowej sagi
można (z sukcesem) przepytywać o dowolnej porze dnia i nocy,
chociaż w moim wypadku dotyczy to tylko trzech dawniejszych
produkcji. W książkach o papierowym Yodzie nie było dla nas
niezrozumiałych fragmentów, początkowo nawet uznaliśmy tę
lekturę za banalną i przesadnie stylizowaną.
Język
bohaterów nie tyle odbiega od ideału, co przypomina "gangsterskie"
rymowanki z amerykańskich teledysków. Czytając "Dziwny
przypadek papierowego Yody" mój syn cytował mi ze zdziwieniem
kolejne kwestie (monologi i dialogi), a ja pomyślałam, że nigdy
nie słyszałam dzieci posługujących się tak prymitywnym i
ograniczonym słownictwem oraz mających tak niewiele w głowie. Cóż,
pewnie przybędzie mi doświadczenia, gdy syn zostanie gimnazjalistą.
Tymczasem doszliśmy z synem do wniosku, że czytelnik nie uzna
bohaterów za zwyczajnych rówieśników, jakby kolegów z klasy,
osiedla czy szkoły, bo taki chyba był cel autora, ale raczej za
zbieraninę niezbyt inteligentnych typków plujących na chodnik pod
klatką. Myślę, że młodzież wyrażająca się i myśląca w ten
sposób, co bohaterowie (na pierwszy rzut oka, czyli na początku
serii), o ile w ogóle istnieje, i tak nie czyta książek. W jakim
celu kolejni autorzy i wydawcy zniżają literaturę dla młodzieży
do poziomu wtórnego analfabetyzmu, nauki czytania i koncentracji na
jakimkolwiek tekście?
Jednak,
mniej więcej w połowie pierwszego tomu serii o papierowych "star
warsach", przekonałam się, że pierwsze wrażenie było mylne.
W książkach Anglebergera tkwi coś więcej niż podlizywanie się
wyluzowanym nastolatkom nielubiącym książek. My nie należymy do
tej grupy, a mimo to łakomie połknęliśmy wszystkie części i
czekamy na czwartą.
Niewątpliwie
jest to lektura lekka i szybka – każdy tom zdołaliśmy przeczytać
w dwie do czterech godzin. Papierowy Yoda, Darth Paper i zagadkowy
Wookie zapewne spodobają się tej części młodzieży, która
narzeka na nudne, ciągnące się w nieskończoność i napisane
niezrozumiałym językiem lektury szkolne. Tu rozdziały są krótkie,
nie ma opisów przyrody (poza owadami na lekcji biologii), a język
jest zrozumiały i przystępny. Podobnie każdy czytelnik powinien
zrozumieć przesłanie książek.
Autor
w czytelny sposób propaguje uczciwe zachowania: solidarność w
grupie rówieśniczej, empatię, przyjaźń gotową na poświęcenia.
Bohaterowie, a wraz z nimi czytelnik, uczą się akceptować i
doceniać inność, rozumianą tu na przykład jako nietypowe
zachowania (wycofanie, unikanie kontaktów z rówieśnikami,
zwracanie na siebie uwagi poprzez wygłupy i szkolne "wykroczenia"),
brzydki zapach, dość agresywne (czy "zaczepne")
zabieganie o uwagę kolegów (jak w przypadku młodszego chłopca w
skateparku).
Akcja
bardzo często koncentruje się wokół kontaktów damsko-męskich,
nieśmiałości, pierwszych wspólnych tańców i randek. Seria o
papierowym Yodzie spodoba się nie tylko chłopcom, ale i
dziewczętom, które w wielu historiach odgrywają decydującą rolę.
– (...)
Widzisz, Moc nie jest jedyną mocą na świecie.
– A
jakie są jeszcze?
– Siła
dziewczyn!
("Zagadkowy
Wookie i jego tajemnica")
Niestety
rady, jakich udzielają papierowe figurki, czasem pociągają za sobą
papierowe rozwiązania – w kilku przypadkach zakończenie przygody
nie jest żadnym wyjściem z sytuacji, tylko tymczasowym odsunięciem
problemu. Trzeba jednak pamiętać, że nie są to książki
terapeutyczne, ale humorystyczne i przygodowe. Nie może być zbyt
poważnie, zresztą może lepiej, że autor nie narzuca gotowych
rozwiązań, a jedynie oswaja młodzież z pewnymi sprawami?
Bardzo
spodobał mi się obraz biblioteki szkolnej jako miejsca spotkań,
rozmów i schronienia uczniów. Najpierw spędzają w niej czas na
grach komputerowych, później na "niekomputerowych", a w
trzecim tomie biblioteka staje się ostoją wolności oraz forum
dyskusji i działań.
– Właśnie
o tym mówię! – zdenerwowała się pani dyrektor i jednym
szarpnięciem zdarła mi z palca Dartha Papera/Anakina! –
Dekoncentracja. (...) Nie obchodzi mnie, kogo przedstawia twoja
pacynka. Rzecz w tym, że jej miejsce jest poza szkołą. Nie życzę
sobie żadnego origami w szkole. To proste.
(...)
– Przykro mi, ale niestety nie mogę się zgodzić z panią
dyrektor.
Odezwała
się bibliotekarka, pani Calhoun!
– Słucham?
– zdumiała się pani Rabbska.
– Nie
jestem entuzjastką wprowadzania zakazów w bibliotece – wyjaśniła
pani bibliotekarka. – Ciesze się zawsze, kiedy dzieci czegoś się
tutaj uczą. Ostatnio wzbogaciliśmy się o całkiem atrakcyjny dział
origami, ponieważ młodzież zaczęła się ogromnie interesować tą
tematyką.
Przez
chwilę myślałem, że dyrektorka zastosuje na pani bibliotekarce
Duszenie Mocą Vadera, ale minęło kilka sekund i nic się nie
zdarzyło. Dyrektorka w końcu lekko skinęła głową (...).
– W
porządeczku – zadecydowała. – Nie ma sprawy, skoro nie
przeszkadza pani, że dzieci zajmują się tym w bibliotece. (...)
Zwróciła
mi Dartha Papera i sobie poszła, a pani Calhoun stała się naszą
bohaterką. (...)
Dziwne,
nigdy dotąd o tym nie pomyślałem. Fakt, mamy w bibliotece mnóstwo
książek o origami i o Gwiezdnych wojnach. To na pewno pani Calhoun
je kupuje. Nie miałem pojęcia, że w ogóle zwraca uwagę na to, co
robimy. Wydawało mi się, że interesuje ją tylko mówienie mi i
Kellenowi, żebyśmy "ryczeli nieco ciszej".
("Zagadkowy
Wookie i jego tajemnica")
Ilustracje
świetnie pasują do tekstu i niejednokrotnie rozbawiły nas do bólu
brzucha. Natomiast nie przypadło nam do gustu rozwiązanie
graficzne, które nazwałabym efektem gniecionego papieru: na
wszystkich stronach każdej z powieści w tle tekstu znajduje się
nadruk/obraz imitujący pogniecioną kartkę. Wiem, miało być
zabawnie i młodzieżowo, jednak nam, z dziada pradziada szanującym
książki, trudno było wyzbyć się chęci wyprasowania tych
"biednych książeczek".
Bożena
Itoya
Tom
Angleberger, Dziwny przypadek papierowego Yody, Darth Paper
kontratakuje, Zagadkowy Wookie i jego tajemnica, tłumaczyli
Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, Media Rodzina
2012, 2013, 2014.
Dziwny przypadek papierowego Yody
Historia
papierowego Yody wiąże się z szóstą klasą pewnego gimnazjum. Jeden z
jej uczniów, Dwight, uważany za klasowego frajera, w jednym jest dobry –
jest mistrzem orgiami. Pewnego razu stworzył pacynkę papierowego Yody z
Gwiezdnych wojen.
Darth Paper kontratakuje
Większość
szóstoklasistów była pewna, że używa Mocy. Teraz jednak, po roku, w
gimnazjum McQuarriego nastały mroczne czasy. Dwight został zawieszony w
prawach ucznia i grozi mu wydalenie, a to byłby koniec papierowego Yody.
Zagadkowy Wookie i jego tajemnica
Trzecia
część przygód gimnazjalistów z origami w tle. Figurkę papierowego Yody,
który dawał uczniom mądre wskazówki, zastąpił papierowy Chewbacca -
równie dobry doradca