Zawsze
chciałam gdzieś, publicznie, choćby farbą na murze, napisać
powyższe zdanie. "Zawsze", bo seria o Mikołajku
towarzyszy mi od kiedy pamiętam. Najpierw książki Goscinnego i
Sempego czytała mi mama, a ja tylko oglądałam wesołe ilustracje.
Potem podczytywałam sama, w dzikim okresie, kiedy to biega się po
zarośniętym placu pełnym gratów, gra w piłkę nożną starą
puszką i maże po ścianach. W późniejszej podstawówce i liceum z
"Wakacji Mikołajka" (między innymi) uczyłam się
francuskiego. Od kilku lat "Mikołajka" czytuję mojemu
synowi, podobnie jego babcia, u której na półce stoją kolejne
części serii wydane w latach 70. i 80. XX wieku. Teraz, nareszcie,
syn dostał komplet własnych "Mikołajków", w nowej
edycji, ale w tłumaczeniu i formacie uwielbianym przez trzy
pokolenia naszej rodziny.
Niewielkie,
poręczne, lekkie książki z "trochę twardymi",
kolorowymi okładkami są bardzo atrakcyjne i wygodne dla
początkujących samodzielnych czytelników. Każdy z pięciu tomów
kolekcji ma swój dominujący kolor (wiśniowy, pomarańczowy,
ciemnozielony, turkusowy, jasnozielony), widoczny na okładce,
wklejkach, w spisie treści i tytułach rozdziałów. Na tylnej
okładce znajduje się tabliczka z wybranym cytatem i towarzyszącą
mu ilustracją – według mnie całą serię najlepiej
charakteryzuje zdanie: "Kiedy będę duży, kupię sobie klasę
tylko po to, żeby w niej grać w piłkę".
W
"Mikołajkach" znajdziemy rozwiązania (niezbyt poważne)
wszelkich kwestii dręczących serca i umysły młodych ludzi, na
przykład: co się robi na wagarach? ("Świetnieśmy się
bawili"), jak to jest zapalić papierosa? ("Palę cygaro"),
czy choroby i lekarze są straszni? ("Ręka Kleofasa",
"Lekarze", "Rufus jest chory"...), co się
dzieje, kiedy na świat przychodzi mały braciszek? ("Joachim ma
kłopoty"), jak daleko można się posunąć w obrażaniu się
na rodziców? ("Uciekam z domu"), czy rodzice są dorośli?
("Rower", "Mecz piłki nożnej"), co to jest
hazard? ("Ruletka"), i wreszcie – czy da się bawić z
dziewczynami? ("Ludeczka", "Urodziny Jadwini",
"Jadwinia").
Bohaterami
książki są bowiem chłopcy, narratorem tytułowy Mikołaj,
dziewczęta pojawiają się głównie jako partnerki w kłótni,
przedmiot uwielbienia, powód zazdrości, ale i drwin kolegów. Mnie
nigdy nie przeszkadzał taki obraz dziewcząt w "Mikołajku",
nawet się nie zastanawiałam, czy jest to poprawne i właściwe.
Jako dziecko wcale nie preferowałam książek z dziewczęcymi
bohaterami, a mój syn ma kilka ulubionych lektur, w których chłopcy
prawie się nie pojawiają. Pewnym problemem, zwłaszcza dla rodziców
(do których niewątpliwie kierowanych jest wiele fragmentów), może
być wizerunek mamy Mikołaja: niepracującej, pozornie zajmującej
się tylko prowadzeniem domu i przekomarzaniem z mężem. Jeśli
jednak ktoś zwraca uwagę na rolę kobiety we współczesnym
społeczeństwie (w latach 50. XX wieku wyglądało to nieco
inaczej), będzie usatysfakcjonowany tym, kto naprawdę rządzi w
rodzinie Mikołaja.
"Mikołajek"
jest kopalnią gagów, zabawnych sytuacji, ironicznym zwierciadłem
relacji rodzinnych, sąsiedzkich oraz szkolnych (z nauczycielami i
kolegami). Ilustracje oraz tekst mają wielką moc "książkową"
i "komiksową" – to takie korzenie współczesnej
literatury dziecięcej. Goscinny i Sempé stworzyli bowiem matrycę
humorystyczną, literacką oraz graficzną, z której wciąż
korzystają nowi autorzy i ilustratorzy książek dla dzieci. Czasem
celowo, bo naiwny, ale uważny dziecięcy (szczenięcy, koci...)
narrator przeważnie gwarantuje sukces książki, ale też w wielu
przypadkach nieświadomie, po prostu Mikołajek żyje w nas i
"wychodzi na wierzch". Moim zdaniem nie można uniknąć i
nie należy się wstydzić korzystania z tej matrycy, choć wzoru i
tak nie uda się prześcignąć.
Bożena Itoya
Bożena Itoya
Od wydawcy: Mikołajek, Joachim, Euzebiusz, Maksencjusz, Alcest, Ananiasz… To imiona najpopularniejszych łobuziaków w historii literatury dziecięcej. Ich przygody bawią polskich czytelników już od pół wieku!
Przez lata książki ukazywały się w niezmienionej szacie graficznej – ten charakterystyczny kwadratowy format rozpoznawał każdy fan serii.
Ach, mamy dwa komplety książek o Mikołajku i jego kompanii (jeden stareńki, drugi nowszy) :-)
OdpowiedzUsuńMąż cytuje z pamięci ;-)
Ale oboje uważamy, że tę serię docenią dopiero dorośli (no, może jakaś młodzież). Nie są to raczej książki dla dzieci :-)