cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 20 lutego 2019

Sylaboratorium, czyli leksykon młodego erudyty


"Sylaboratorium" jest zbiorowym dziełem dziesięciorga polskich pisarzy i jednego ilustratora (wszyscy tworzą dla starszych lub młodszych dzieci), wydanym ze wsparciem agencji kreatywnej Huncwot (autorów bardzo w książce istotnych liter pozyskanych z typo.polona.pl) w ramach serii Egmont Art. Publikacja ta reprezentuje nowe, w dużym stopniu także nowatorskie spojrzenie na książkę dla dzieci. Młodego czytelnika nie traktuje się protekcjonalnie, co właściwie stanowi już normę w wydawnictwach z pewną renomą, specjalizujących się w literaturze na dobrym poziomie (do których Egmont, gigant wydawniczy, dotąd zdawał się nie pasować, zwłaszcza po "skasowaniu" Literackiego Egmontu). Tutaj dziecko uważa się za inteligentnego człowieka, który w rozmaitych książkach szuka nie tylko wiedzy (a na pewno nie pouczania w starym, bo chyba jeszcze dziewiętnastowiecznym stylu, którym raczono w dzieciństwie nas, dzisiejszych rodziców, i naszych rodziców), ale też pożywki intelektualnej i wrażeń artystycznych. Wszystko to znaleźliśmy w "Sylaboratorium", i to w smakowitej otoczce literackiej. Mnie osobiście bardzo ubawiła obserwacja, jak dorośli, zasłużeni autorzy wcielają się w rolę ucznia wykonującego zadanie z języka polskiego: "na podstawie definicji słownikowej przygotuj o danym pojęciu krótki tekst zgodny z wymogami wybranego gatunku literackiego".

Sentymentalny wierszyk kryty gontem

W moim kącie za szafą leniwie płyną dni.
Dzikie gęsi kursują po trzy, co trzy, na trzy.

Jan Mruk pomruk wydaje przeciętnie raz na noc.
Można go zlekceważyć, wciskając łeb pod koc.

Nie ma tu żadnych węży, pająków ani os.
Na ścianie wisi zegar, w zegarze gwiżdże kos.

Nie zegar to, lecz domek, ma gontem kryty dach.
Pod dachem krytym gontem niestraszny żaden strach!

Ach, jak mi tutaj dobrze, ach, jak cieplutko mi!
Choć zbliża się już burza i gdzieś hen, hen już grzmi.

/Gont, Justyna Bednarek/

Idei publikacji najwierniejsze wydają się wiersze, choć moje serce podbiły i inne literackie drobiazgi, będące fantazjami na temat terminu czy po prostu słowa. Te humorystyczne objaśnienia obrazują, jak dogłębnie pisarze rozumieją wzięte na warsztat pojęcia, ale także ogólnie język polski, oraz w jakim stopniu są pedagogami. Miernikiem wszystkich wymienionych wartości będzie reakcja młodego czytelnika, bo nie wątpię, że "Sylaboratorium" spodoba się dorosłym erudytom. Inaczej może być z dziesięcio- i nastolatkami. Świadomość uniwersum młodszej młodzieży, chęć i umiejętność przenikania doń wcale nie są cechami wszystkich współczesnych polskich autorów piszących dla dzieci, ba, nawet nie każdego współtwórcy "Leksykonu małego erudyty". Dużo mówi się o upadku kultury i obniżaniu się poziomu intelektualnego w najmłodszym pokoleniu, ale te dzieci i nastolatki, które są inteligentne i obyte w kulturze (także języka), funkcjonują na naprawdę wysokich obrotach. Ich sposób postrzegania świata, mądrość i bystrość przewyższają często metody oraz kryteria oceny, jakie odnoszono do nas, kiedy mieliśmy po kilka czy kilkanaście lat. Beletrystyka i literatura użytkowa rzadko nadąża za totalnością myślenia młodych, pod tym względem "Sylaboratorium" bywa publikacją w starym, nieco zdezaktualizowanym stylu, choć zdarzają się tu perełki, które śmiało mogą konkurować z celnością i dowcipem komiksów lub innych popularnych form definiowania "młodej" rzeczywistości. Daje to nadzieję na odrodzenie popularności literatury pięknej czy wysokiej dla młodych, dziś raczej elitarnego tworu kultury, powszechnie aplikowanego tylko dzieciom (i przez dzieci) do chwili nauki samodzielnego czytania. Filozofia i symboliczne przedstawienia świata obecne w publikacjach dla przedszkolaków, pierwszaków i innych młodszych uczniów, dla tych nieco starszych, już dorastających okazują się często banalne, infantylne, nudne, potrzebują oni wrażeń czytelniczych (czy to estetycznych, czy literackich) kontynuujących linię ambitnej książki z wcześniejszego dzieciństwa. Oczekiwania te w naszej rodzimej książce spełniają niemal wyłącznie powieść graficzna i komiks, z nielicznymi wyjątkami, jak "Nikt nas nie upomni" Agnieszki Wolny-Hamkałło, "Detektywi z klasztornego wzgórza" i "Biały Teatr panny Nehemias" Zuzanny Orlińskiej czy "Bjørn – Syn burzy" Pawła Wakuły. Przeważająca część publikacji dla młodzieży to literatura popularna i beletrystyka obyczajowa relacjonujące współczesność tak, by w pełni odpowiadała codziennym doświadczeniom szkolnym, koleżeńskim, rodzinnym. Niewiele jest tu mowy o wnętrzu ambitnych, pełnych wyobraźni, zainteresowań młodych ludzi, którzy poszukują nowych wyzwań, chcą budować własną tożsamość w oparciu o kulturę. Książki częściej adresuje się do osób, które niechętnie czytają niż do tych nastolatków, którzy czytać kochają. "Sylaboratorium" należy pod tym względem do chwalebnych wyjątków, nikt tu się nie cacka z książkofobami.

Ładne cacko

Cackać się należy z cackiem,
takie prawo ma cudackie.

Bo gdy cacka się nie cacka,
to natura w nim się chwacka
ze snu budzi i ladacko
psoci gracko.
To wariacko stuka packą,
to się tłucze pod posadzką,
to znów w błocko pac! omackiem...

Wnet nie będzie cacko cackiem.

/Cacko, Agnieszka Frączek/

Niektórzy autorzy włączyli do "Sylaboratorium" serie powiązanych ze sobą tekstów. Z jednej strony jest to ciekawy zabieg formalny, ale też młodszy czytelnik gubi się w odniesieniach i musi wracać do wcześniejszych haseł. Przypuszczam, że nikt poniżej dziesiątego roku życia nie czyta takiego leksykonu jednym tchem, wszak liczy 50 haseł, po 2 na każdą literę alfabetu. Wobec mnogości omawianych pojęć oraz wielokrotnego przerywania lektury i wracania do niej trudno się dziwić, że dziecko zapomina, co dokładnie i przez kogo zostało napisane kilka czy kilkanaście haseł wcześniej. U nas sprawdziło się czytanie "Sylaboratorium" nie w przyjętym przez wydawnictwo układzie alfabetycznym, ale naszym własnym, autorskim – po kolei wszystkie opowiastki Emilii Kiereś, następnie Marcina Wichy, później Mikołaja Golachowskiego i tak dalej.

Cichy, spokojny Eufemizm

Eufemizm przyjechał do nas z zagranicy. Urządził się w mysiej dziurze i tam pozostał.
Pałac to nie jest, ale zawsze... – mówił Eufemizm.
Nie sprawiał najmniejszych kłopotów. Żywił się przesadą, a czasem złym wychowaniem.
Gdy słyszałem na przykład czyjeś głośne "Ożeż!", a potem nagle jakieś niespodziewanie gładkie słówka, wiedziałem, kto to sprawił. Eufemizm!

/Eufemizm, Wojciech Widłak/

Różnorodne doświadczenia językowe w "Sylaboratorium" zaprezentowali: Justyna Bednarek, Agnieszka Frączek, Mikołaj Golachowski, Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Emilia Kiereś, Ewa Nowak, Zuzanna Orlińska, Zofia Stanecka, Marcin Wicha oraz Wojciech Widłak. Swoją genialną koncepcją i grafiką scalił je Paweł Pawlak, ilustrator nad ilustratorami, którego wizja dominuje w publikacji, nadaje jej charakter, dodaje dowcipu (z kapką cynizmu i abstrakcji). Wystarczy spojrzeć na moich faworytów – prace towarzyszące hasłom giezło, euforia, mezalians, prestidigitator, trybunał, wiorsta, zachciewajka i zagwozdka, by zrozumieć ideę leksykonu małego erudyty, pełnioną przez niego funkcję małej galerii literatury i sztuki.
Drobiazgowe artystyczne ilustracje, często z efektem 3D zapewnionym przez fotografowanie papierowych figurek lub tworzenie kolaży, podkreślają moje ogólne wrażenie z tej książki. Jej podtekstem jest dla mnie kult papieru: tradycyjnej książki, niekomputerowej grafiki, ujmowania wiedzy w hasła, organizowania wieloosobowego zespołu specjalistów, którzy notują, gromadzą fiszki, są współautorami, a nie researcherami czy "opracowującymi". Również czytelnik może dołączyć do grona twórców, bo na końcu publikacji znajdują się plansze z literami-naklejkami, które przydadzą się do wypełnienia kart poświęconych na "notes erudyty". Zabawa w wyklejanie własnych, nikomu nieznanych słów zajęła nam długie godziny i była naprawdę wyśmienita.

Bożena Itoya

Sylaboratorium, koncepcja graficzna książki, ilustracje i skład: Paweł Pawlak, teksty: Justyna Bednarek, Agnieszka Frączek, Mikołaj Golachowski, Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Emilia Kiereś, Ewa Nowak, Zuzanna Orlińska, Zofia Stanecka, Marcin Wicha, Wojciech Widłak, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2017.

1 komentarz: