Niewielka książka Beaty Ostrowickiej "Mój kochany kotopies" jest adresowanym do przedszkolaków i najmłodszych uczniów opowiadaniem o kształtowaniu pewności siebie i asertywności. Kolorowa, łagodna oprawa graficzna autorstwa Elżbiety Grozdew ułatwia właściwe podanie i przyswojenie tematu. Publikacja ma niewątpliwie charakter terapeutyczny, ale sprawdza się też jako zwyczajna historyjka na dobranoc.
Gałgankowy, kolorowy tułów pasował zarówno do kota, jak i do psa. Ale jak na kota, ogon był zdecydowanie za krótki. A smukły pyszczek z zielonymi ślepiami wcale nie miał wąsów.
Tytułowy stworek jest nieudaną pluszową maskotką uszytą przez babcię Oli i Krzysia. Starsza pani od dawna zajmuje się tworzeniem podobnych zabawek, ale ten akurat dziwak nie podoba się nawet autorce, ląduje więc na strychu, gdzie podczas wakacji spędzanych u babci zostaje znaleziony przez Olę. Dziewczynka zabiera kotopsa do domu i uznaje za ukochaną zabawkę. Szybko jednak zaczyna się go wstydzić, bo o ile była w stanie wytrzymać kpiny brata, to śmiechy i szyderstwa koleżanek z klasy druzgoczą jej pozycję towarzyską. Ola wypiera się więc kotopsa, chowa go i zapowiada wyrzucenie. Sytuację poznajemy też z punktu widzenia samego pluszaka (nazywanego tu przytulakiem), przy czym nie jest to zabieg wprowadzający elementy fantastyczne, tylko typowa narracja stosowana w książkach i filmach dla najmłodszych, nauka empatii pobierana przez przedszkolaki na przykładzie ich słodkich codziennych towarzyszy: maskotek.
Kotopies zamieszkał w pokoju dziewczynki.
W dzień siedział na jej biurku i patrzył, jak odrabia lekcje. Najbardziej lubił, gdy pisała literki. Na początku wszystkie były krzywe, z czasem zaczęły wyglądać coraz ładniej. Podobało mu się również, gdy rysowała.
I cały czas do niego mówiła. To było najwspanialsze. Opowiadała o szkole, o koleżankach, o Bartku, z którym się przyjaźni, o tym, co przeczytała w książce, kogo spotkała w sklepie, o lekcjach angielskiego i treningach karate. Gdyby kotopies potrafił mówić, mógłby pochwalić się, ile zna angielskich słówek. Prawie tyle samo, co Ola.
Pod płaszczykiem opowiadania kryją się rady dla przedszkolaków i świeżo upieczonych uczniów: jak postępować, gdy wszyscy się śmieją z twoich rzeczy, przyjaciół lub rodziny? Poddać się i przyłączyć do drwin oraz grupy (pewnie znajdując też nową ofiarę-zastępcę), czy postawić na swoim i zignorować ciśnienie "grupy rówieśniczej"? Porzućmy złudzenia, świat nie roi się od małych twardzieli i idealistów, większość kilkulatków wybiera oczywiście pierwszą opcję. Dzięki książce Beaty Ostrowickiej jest jednak szansa, że mali czytelnicy, sami albo z pomocą dorosłych omawiających z nimi historię kotopsa, przeniosą doświadczenia Oli na własne podwórko i dołączą do drużyny superasertywnych bohaterów.
Bożena Itoya
Beata Ostrowicka, Mój kochany kotopies, ilustrowała Elżbieta Grozdew, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz