Od zawsze uwielbiałam film "Kontakt", który według większości moich znajomych
bardzo się postarzał, a dla mnie nadal jest całym wszechświatem kinematografii.
Książka Michelle Cuevas "Jak hodować i karmić domową czarną dziurę" kojarzy mi
się właśnie z tym ulubionym filmem, jej narratorka, jedenastoletnia Stella,
bardzo przypomina bohaterkę graną przez Jodie Foster, w czasach tuż po śmierci
taty. W obu obrazach mamy życie z głową w gwiezdnych chmurach, łączenie kosmosu,
komunikacji z nim, z zabawami z ukochaną, zmarłą osobą na tyle, że oczekuje się,
iż ona gdzieś tam czeka na ponowne spotkanie. Ziemskie dźwięki i sygnały
wysyłane w niezbadaną, odległą przestrzeń, oczekiwanie na odzew. Smutek i
piękno. Tęsknota i kapka nadziei. Co ciekawe, w obu wypadkach to nierzeczywiste
widzenie z widmem przeszłości dochodzi do skutku, jednak jest natychmiast
rozumiane jako coś niedosłownego, ma znaczenie terapeutyczne i pcha bohaterkę w
nowe życie oraz czyjeś ramiona. Poza tym ścieżki Stelli ("Jak hodować...") i
Ellie ("Kontakt") oraz ich znaczenia szybko się rozchodzą.
Stella to dziewczynka zabawna i po dziecięcemu urocza, ale jej szalona przyjaźń
z czarną dziurą podszyta jest żałością aż doskwierającą wrażliwemu dorosłemu.
Tata zmarł niedawno, niecały rok temu, był najbliższym przyjacielem,
przewodnikiem w świecie astronomii, bratnią duszą. Brat, cudowny pięcioletni
dziwak o imieniu Cosmo, lekko stuknięty jak sam tata, taką pokrewną istotą nie
jest. Stella unika młodego, nie pozwala mu mówić o zmarłym, w ogóle zresztą nie
oswoiła kwestii śmierci i rozmów o niej. W monologach i myślach bohaterki co
chwila następuje pustka, przerwa, zmiana tematu. Z jednej strony poznajemy
zafascynowaną astronomią nastolatkę, a z drugiej wnikamy w gęstą żałobę, do
której właściwie jeszcze nie doszło, bo Stella nie pozwala sobie na jej
przechodzenie. Sami rozumiecie, że ta lektura może doprowadzać do łez każdego
rodzica. Młodemu czytelnikowi nie będzie tak ogromnie smutno, bardziej wciągnie
się w historię znajomości z kosmicznym (nie)stworzonkiem.
Ta opowieść zaczęła się pewnego popołudnia w kolorze komet od dziewczynki
ubranej na czarno. Smutnej dziewczynki z dziurą w sercu i mrokiem na
horyzoncie. Ta dziewczynka to oczywiście ja. ‒ Jestem Stella Rodriguez ‒
zameldowałam się strażnikowi pilnującemu wejścia do NASA. ‒ Mam jedenaście
lat. Przyszłam porozmawiać z Carlem Saganem. Było późno, niemal ciemno, a ja
wybrałam się tam sama. Ty i mama nie bylibyście zachwyceni. Strażnik podniósł
wzrok, jakby szukał irytującego komara, uznał, ze się przesłyszał, i wrócil do
czytania czasopisma. ‒ Tak naprawdę ‒ spróbowałam ponownie ‒ jestem
praprapraprawnuczką Carla Sagana i przyszłam do NASA powiedzieć mu, że w
przyszłości wynaleźliśmy podróże w czasie! ‒ Odejdź, proszę ‒ powiedział
strażnik. ‒ Ale ja jestem umówiona... ‒ Nie ‒ odparł strażnik. ‒ Z całą
pewnością nie jesteś. ‒ No dobrze, może i nie jestem! ‒ przyznałam, odrobinę
za głośno. ‒ Ale jeśli wziąć pod uwagę teorię chaosu albo efekt motyla, sama
idea przewidywania czegokolwiek z dużym wyprzedzeniem, na przykład umówionego
spotkania, staje się absurdalna i niemożliwa. Czas...
Stella próbuje dostać się do siedziby NASA, by namówić agencję kosmiczną do
wysłania w odległe galaktyki nagrania śmiechu jej taty. W trakcie tej nieudanej
wizyty w rządowym budynku dochodzi do alarmu, a dziewczynka na zewnątrz spotyka
małą czarną dziurę i bierze ją do domu. Relacja tych dwojga bywa komiczna i
kosmiczna. Nowy pupil okazuje się trudny, ale możliwy do opanowania, a w
przepaści jego bytu zdają się znikać kolejne problemy Stelli i wybrane przez nią
niechciane przedmioty. Co połknie Czarek, bo takie imię nadaje "maleństwu"
dziewczynka, to znika z pamięci świata. Łatwo się więc domyślić, że
jedenastolatka igra z wielkimi sprawami i może doprowadzić do katastrofy.
Nadprzyrodzona podróż Stelli i Cosmo, który w pewnym momencie dołącza do
siostry, dokonując modyfikacji jej nastawienia, celów i emocji, może być
interpretowana w jakimś stopniu dosłownie albo zupełnie symbolicznie. W każdym
razie ta niesamowita wycieczka zmieni czytelnika przynajmniej trochę, a samych
podróżników ‒ bardzo. Nikt nie powinien się tu nudzić. Poetyckie opisy
wewnętrznych stanów bohaterki przeplatane są humorem zwykłych dzieci, dlatego
książkę czyta się łatwo i nie sposób w niej utknąć. "Jak hodować i karmić domową
czarną dziurę" chwilami przypomina "Dziennik Cwaniaczka" albo Wielopiętrowy
domek na drzewie. Tylko jest na wyższym poziomie literackim i wchłania jak
czarna dziura. Chciałabym znać więcej takich opowieści.
Bożena Itoya
Michelle Cuevas, Jak hodować i karmić domową czarną dziurę, przełożyła Anna
Nowak, Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz