cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 23 sierpnia 2016

Ząb akrobata i mama kontra wróżka zębuszka


W literaturze dla dzieci nie istnieją "za małe" tematy, wspaniałą historię można wysnuć z każdego szczegółu, właściwie więc nie dziwi, że Katarzyna Wasilkowska napisała książkę o czymś tak niewielkim jak ząb mleczny. Zresztą dorośli raczej nie pamiętają, jak ważna to kwestia, niejakie pojęcie o powadze sytuacji "ząb mi się rusza" mają rodzice przedszkolaków i młodszych uczniów. Właśnie z tych dwóch punktów widzenia opowiedziane zostały losy zęba akrobaty (opowiadanie "Mleczak") i starcia pewnej Mamy z wróżką zębuszką (opowiadanie "O tym, jak Mama szukała mleczaka").
Dwa teksty zawarte w książce "Mleczak" różnią się pod względem narracji, sytuacji oraz poziomu fantazji, bardzo wysokiego w drugim opowiadaniu. Pierwsza historyjka rozgrywa się w domu i opowiada o propozycjach rozwiązania problemu "ząb mi się rusza", jakie wysuwają Marcyś (właściciel wygimnastykowanego mleczaka), jego mama i tata. Zębowe przygody są komiczne, a rozwiązanie świeże i... zręczne. Nastrój przypomina nieco przygody Mikołajka.

Marcyś powiedział, że co to, to nie ma mowy, że nie jest głupi i zna się na podstępach, i na swoich prawach też się zna, i zapytał, czy Tata nie chce czasem używać przemocy wobec tego zęba, bo on, Marcyś, może zacząć wrzeszczeć. I na wszelki wypadek zaczął wrzeszczeć.

Miło czyta się to opowiadanie w rodzinnym gronie, napisane zostało bowiem w prosty sposób – według mojego syna właśnie tak wypowiadają się dzieci pod koniec przedszkola i na początku szkoły podstawowej, więc najmłodszym czytelnikom (i słuchaczom) wyda się naturalne i zabawne. Dorośli natomiast mogą się dziwić brakowi dialogów i powtórzeniom ("powiedział" / "powiedziała" niemal w każdym akapicie, "Marcyś" czasem dwa razy w zdaniu), bo taką właśnie konwencję przyjęła autorka.

Marcyś powiedział, że za nic w świecie nie zgodzi się na wyrywanie żadnych części ciała, i zapytał, czy Tata wyrwie dziadkowi głowę, bo też się mocno chwieje.

Dialogów nie brakuje za to w drugiej historyjce pod tytułem "O tym, jak Mama szukała mleczaka". Sądząc po plastycznym łączniku – dwustronicowej ilustracji ze śpiącym Marcysiem, opowiadanie dotyczy tego samego mleczaka i tej samej Mamy. Tutaj jednak wychodzimy poza granice mieszkania i realnego życia rodzinnego, bo też bohaterka nie tyle rzeczywiście szuka tytułowego zęba, co prowadzi na temat zguby bajkową rozmowę z pewnym ślimakiem.

Po co tej... tej wróżce, tej...
Zębuszce – podrzucił Ślimak.
Właśnie. Po co jej mleczaki? – zapytała Mama.
Ślimak westchnął nad ludzką niewiedzą.
Karmi nimi Księżyc – wyjaśnił. – No, nie wytrzeszczaj tak oczu. Nie mów, że nie widziałaś, że Księżyc trzeba dokarmiać? Wróżka Zębuszka zbiera mleczne ząbki dzieci z całej Ziemi i wrzuca je do Księżyca przez małe kraterki. Księżyc kręci się wokół Ziemi i do tego potrzebuje energii. Dzieci mają tak dużo energii, że nawet w wypadniętych mleczakach jest jej pełno.

Lektura drugiego opowiadania była dla nas jeszcze przyjemniejsza niż w przypadku "Mleczaka". Fantastyczna, baśniowa atmosfera i przekonanie, że także mamy trafiają czasami do jakiejś Narnii, na pewno zostaną w nas na długo. Książeczki takie jak ta sprawią radość wszystkim początkującym zbieraczom opowieści.

Każdy, kto ma w sobie choć okruszek wesołości, chodzi po plaży boso. – odezwał się Ślimak po chwili. – Nie dość, że wygodniej, to o ile przyjemniej! To prawie jak latanie. Niezupełnie, ale prawie. Ziarenka piasku przesypują się między palcami, czasem chłodne, czasem gorące. Stopy na wolności wariują ze szczęścia. Ale buty... – Ślimak spojrzał na Mamę surowo. – Buty na plaży to jak kara dla stóp!

Ilustracje Anny Gensler bardzo dobrze oddają atmosferę opowiadań Katarzyny Wasilkowskiej i punkt widzenia każdego z głównych bohaterów: w "Mleczaku" są proste, niemal naiwne, a w "O tym, jak Mama szukała mleczaka" wprost kipią barwami, zawijasami, wybuchami światła i marzeniami sennymi. Ilustratorka ma swój rozpoznawalny styl: bawią nas charakterystyczne uszy i nosy postaci, a komiksowe wstawki (nadpsuty ząb i wyrwany mleczak z krzyżykami zamiast oczu) wywołują wręcz chichot, kolorowe kleksy i fantastyczne perspektywy mogą rozruszać wyobraźnię, natomiast wielkie oczy kojarzyć się z kreskówkowymi słodziakami. Czytelnicy na pewno będą długo wpatrywać się w te jasne obrazki, na których każdy, niezależnie od wieku jest dzieckiem i zna drogę do świata baśni. To wymarzone towarzystwo dla autorki, która słowami przenosi nas do jakiegoś równoległego wymiaru, czy też po prostu pomaga nam zauważyć, że cały czas mamy do niego dostęp.

Mama szła brzegiem morza. Powietrze było cichusieńkie. I pomarańczowe. Bywają takie momenty między nocą a dniem. Słońce nie wschodzi jeszcze, tylko przewraca się na drugi bok i na pociechę wysyła za Ziemię kilka bladych promieni. Świat przypomina sorbet pomarańczowy z waniliową mgiełką.
Bożena Itoya

Katarzyna Wasilkowska, Mleczak, ilustracje Anna Gensler, seria Poduszkowce, Literatura, Łódź 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz