cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 5 listopada 2017

Przygoda Marlenki



Kasztany i liście opadły przegnane przez Wietrzyk, do przedwiośnia i przebudzenia Dzieci Korzeni jeszcze tak daleko, więc na co tu czekać, kiedy jest się małym niecierpliwym człowiekiem? Ano na śnieżne szaleństwa jak z bajki, na przygodę Marlenki i każdego innego dziecka. Podobnie jak niektóre liście po zasuszeniu nie tracą piękna, a nawet je zyskują, tak i pewne opowieści są piękne mimo starości, albo dopiero czekają na swój czas. W Polsce całkiem niedawno nastał boom na książki obrazkowe i publikacje retro, natomiast perfekcjonizm edytorski w publikacjach dla dzieci nadal należy do rzadkości. Wydawnictwo Przygotowalnia wpisuje się we wszystkie te nurty, a jego najnowsza pozycja – "Przygoda Marlenki", choć ukazuje się 112 lat po niemieckiej premierze, trafiła na najlepszy możliwy moment. Po pierwsze, zdaje się, że dopiero teraz nastały w Polsce odpowiednie dla tej książki warunki wydawnicze: znalazł się ambitny i konsekwentny wydawca, dbający o doskonałą oprawę, papier, czcionkę, jakość kolorystyczną (i ogólną) ilustracji oraz merytoryczną posłowia. Po drugie, mamy ukształtowane, liczne i wciąż powiększające się grono świadomych odbiorców książki dla dzieci, nie tylko rodziców, ale też fascynatów, kolekcjonerów. Po trzecie wreszcie, właśnie teraz pracą translatorską para się Eliza Pieciul-Karmińska, odpowiedzialna między innymi za nowe przekłady J. i W. Grimmów oraz E.T.A. Hoffmanna, a także, wspólnie z Andrzejem Karmińskim, Sibylle von Olfers ("Wietrzyk", "Przygoda Marlenki"). Bez udziału tej tłumaczki polska "Przygoda Marlenki" byłaby zupełnie inna, na pewno nie tak celna, lekka i bezpretensjonalna.
A przygoda Marlenki rozpoczyna się od samotności i nudy. Nie, nie jest to zaniedbana dziewczynka, która stale musi sama organizować sobie czas. Po prostu każde dziecko czasem właśnie tak się czuje, gdy rodzic musi popracować, porozmawiać z innym dorosłym, wyjść na chwilę, by coś załatwić. Ot, zwykłe, codzienne, małe smutki. Ale po co się martwić, gdy tuż obok może czaić się przygoda?

Spogląda Marlenka na niebo zszarzałe,
nagle – cóż to? Z chmury płatki opadają.
To żywe śnieżynki! Baletnice białe
wirują i do tańca Marlenkę wołają.

Marlenka jest rozsądną, dużą dziewczynką, nie wybiega boso na mróz, kiedy wzywają ją latające dzieci-śnieżynki. Ubiera się ciepło i elegancko, w bieli i lodowym błękicie zimy wyglądając jak owoc dzikiej róży w swoim czerwonym płaszczyku, czapce, rękawiczkach i butach oraz z rumianą buzią.

Chmary dzieci-płatków wzywają Marlenkę:
Wyjdź do nas, wspaniale się tutaj bawimy!
Zatańcz z nami, zawiruj, zakołuj troszeńkę,
a potem poleć z nami do Królowej Zimy!

Rozpoczyna się wesoła podróż do Królowej Zimy, ale nie okrutnej Królowej Śniegu, która więziła Kaja. W tej opowieści Marlenka pędzi sankami dzięki przychylnemu wietrzykowi-dziecku, odwiedza lodowy zamek, poznaje dobrotliwą królową i królewnę, dla której dziewczynka jest prezentem urodzinowym, bierze udział w przyjęciu obsługiwanym przez bałwanki i podziwia niezwykły ogród.

Najedzona Marlenka na spacer wychodzi,
przez cudowny ogród biegnie roześmiana
wśród iskrzących krzewów, wśród kwiatów powodzi –
kwiatów połyskujących w tysiącu odmianach.

Kwiaty są jakby szklane i lśnią przezroczyści,
a ziemia jest tutaj jak lustro błyszcząca.
Śnieżnobiałe są krzewy i trawa, i liście –
liście drzew, co sięgają do samego słońca.

Później jest jeszcze bal oraz nieunikniony punkt programu w każdej dziecięcej przygodzie: zmęczenie i chęć powrotu do domu.
"Przygoda Marlenki" jest miłą, starodawną historyjką emanującą atmosferą, jaka może spodobać się wielu maluchom, rodzicom i dziadkom, choć pewnie nie wszystkim, jak to bywa z książkami artystycznymi o jasno określonym stylu. Utwory Sibylle von Olfers są jak kapsuła czasu z początku XX wieku – utrwaliły nie tylko modny wówczas styl plastyczny art nouveau, ale i pewien stan europejskiej rzeczywistości. W książkach artystki, przynajmniej opublikowanych dotąd przez wydawnictwo Przygotowalnia, nie ma bowiem mężczyzn. Widocznie nie uczestniczyli oni w sferze wyobraźni i poezji, jaką pielęgnuje autorka, w opisywanym przez nią czasie, miejscach oraz zajęciach, należących wyłącznie do dzieci oraz kobiet, a były to: dom, ogród, zabawa, odpoczynek, nuda, spacer w środku dnia, zmienność pór roku, wymyślanie historyjek o wietrze, śniegu, kwiatach. Świat mężczyzn był gdzie indziej, oni nie bawili się z dziećmi za dnia, nie czytali im książek (może dlatego też nie byli ich bohaterami), nie czekali stęsknieni w progu, gdy maluchy wracały z ogrodowych harców. Kolejnym powodem, dla którego warto mieć "Przygodę Marlenki" jest więc zawarty w niej obraz domu i rodziny, a także publikacji dla dzieci, czy raczej znaczenia, jakie na przełomie XIX i XX wieku im przypisywano.
Książkę tę można podarować z okazji Dnia Babci (do wspólnego czytania z wnukami) albo pierwszego śniegu, na chorobę w mroźny dzień, na niechęć do wyjścia na dwór, gdy zimno, cicho i pusto. W wielu sytuacjach "Przygoda Marlenki" zmieni dzień na lepszy, ciekawszy, a to przecież jedna z ważniejszych funkcji literatury dla dzieci. To także książka od pasjonatów i dla pasjonatów, przygotowana z pełnym profesjonalizmem, wywodząca się z pasji naukowo-badawczej. W ostatnich latach w Polsce rozkwita teoria książki dziecięcej i jej wykorzystanie w praktycznych przedsięwzięciach warsztatowych czy terapeutycznych, coraz więcej specjalistów (wydawców, twórców czasopism, księgarzy, naukowców, studentów) pochyla się nad jakością publikacji dla młodszych i najmłodszych czytelników. Miło być świadkiem rosnącej różnorodności działań, powstawania nowych płaszczyzn wymiany poglądów, łączenia sił teoretyków i praktyków, małych wydawnictw, księgarni kameralnych. Oby to bogactwo i ta pasja trwały jak najdłużej, a efekty na pewno nie zostaną zapomniane – "Przygoda Marlenki" i poprzedzające ją "Dzieci Korzeni" oraz "Wietrzyk" już mają swoje miejsce w historii polskiego ruchu wydawniczego.
Bożena Itoya

Sibylle von Olfers, Przygoda Marlenki, z niemieckiego przełożyli Eliza i Andrzej Karmińscy, Wydawnictwo Przygotowalnia, Kraków 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz