cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Hamak ze stanika


Książka "Hamak ze stanika" jest efektem rozmów Barbary Stenki z dziećmi, a jako adresatów publikacji autorka wskazała dorosłych "związanych z dziećmi w jakikolwiek sposób". Rzeczywiście, pozycja ta powinna wzbudzić zainteresowanie i emocje nie tylko rodziców czy dziadków, ale też zaangażowanych w swoją pracę pedagogów, opiekunów, bibliotekarzy, animatorów kultury i jej twórców. Czytelnik zyskuje możliwość poznania wielu małych światów, bo książka złożona jest z odpowiedzi udzielonych na pytania autorki przez 61 dzieci. Nie jest to jednak kwestionariusz wypełniany przez wszystkich rozmówców. Publikacja zawiera 15 rozdziałów, a na każdy składa się wspomnienie Barbary Stenki, której dzieciństwo "przypadło na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte dwudziestego wieku", oraz kilkadziesiąt (powyżej 20, ale nigdy aż 60) anonimowych wypowiedzi współczesnych dzieci (2017 rok). Pytania zadane młodym ludziom to właściwie hasła, które oni mogli rozwinąć lub zwięźle skomentować, a autorka parafrazując niektóre opinie sformułowała następujące tytuły rozdziałów: "Ja – to ja!", "Tak – to lubię najbardziej...", "Słowo na "sz" (szkoła), "Mój wolny, wolny, wolny czas", "Dorośli, czyli kochać za nic", "Marzę = planuję???", "Dzień za dniem..." (grafik zwyczajnego dnia), "Rówieśnicy, czyli kto?", "Raz, gdy pękłam ze śmiechu", "Zagrożenia i strachy", "Mój najciekawszy sen", "Moja pasja to taka pasja", "Jeden temat na książkę...", "Rada dla świata", "Powinnaś zapytać...".

Dorośli, czyli kochać za nic

(...) Rok 2017 – dzieci:

Są niesprawiedliwi, mają swoich faworytów, czyli dzieci w pewnym sensie błyskotliwe, takie do przodu. Na skryte dzieci dorośli nie zwracają uwagi albo je lekceważą. Tak jest i w domu, i w szkole.

Są fajni! Wygłupiają się z nami, mają kasę, lubię z nimi przebywać.

Uważam, że dorośli są naprawdę w porządku mimo swoich wad, które posiada każdy z nas. Potrafią pokazać dzieciom w każdym wieku, że są twardzi jak kamień, a także swoją zaradnością poradzą, pomagają młodszym w trudnych dla nich sytuacjach.

(...) Człowiek dorosły ma megaprzewagę nad osobą nieletnią, zwaną dzieckiem lub młodzieżą. Dorosłemu każdy wierzy, a dziecku nie, bo mówią, że zmyśla albo przekolorowuje. Dlatego dorośli mogą robić nieletniemu krzywdę. Nawet rodzice, nie mówiąc o innych nauczycielach czy przestępcach. Biją, straszą, piją alkohol, krzyczą, kłamią, szantażują, rozwodzą się i jeszcze gorzej. Co dziecko ma zrobić, no nie? Jak się poskarży i ktoś mu, powiedzmy, uwierzy, to dziecko wyląduje w domu dziecka, ile jest takich przypadków, no nie? Bo co – dorośli się zmienią? Nie. W tym problem. Ale zakład, że pani tego nie wydrukuje.

Jak widać już po pierwszym cytacie, "zgodnie z zamysłem Autorki, wypowiedzi dzieci zostały przytoczone w oryginalnym brzmieniu". Respondenci, a właściwie współautorzy książki, mają od 9 do 15 lat. Kim są? Poznajemy ich imiona – we wstępie, resztę przedstawiają nam sami w toku książki, w takim zakresie, w jakim im się podoba. Kwestie poszczególnych dzieci zostały od siebie oddzielone, ale nie podpisano ich imionami, możemy więc tylko próbować przyporządkować wypowiedź z jednego rozdziału do podobnego tonu zdania umieszczonego w innym rozdziale. Autorka wspomina we wstępie, że ze swoimi rozmówcami nie zawsze znała się wcześniej, przypuszczam, że pochodzą oni z różnych środowisk, choć sądząc po wypowiedziach jest wśród nich przynajmniej kilkoro członków szczecińskich zespołów artystycznych, co może wpływać na ogólny poziom czy charakter materiału zawartego w książce. Stosunkowo rzadko zdarzają się tu dzieci, które mają do powiedzenia niewiele, używają "koślawych" zdań lub równoważników. Tymczasem nawet w klasie mojego syna odsetek takich osób jest bardzo wysoki, a małomówność też przecież o czymś świadczy, podobnie jak brak wprawy w konstruowaniu poprawnych wypowiedzi. Nie wiem, czy dużo jest w Polsce młodych ludzi tak otwarcie jak rozmówcy Barbary Stenki mówiących o swoich emocjach, umiejących ująć je w słowa, obojętnie czy przesadzone, czy oddające rzeczywiste przeżycia 1:1.

Słowo na "sz"

(...) Rok 2017 – dzieci:

W szkole jest niesprawiedliwie. Nie ma sprawiedliwości. Słabi się nie liczą. Panie lubią tylko najlepszych i wybijających się.

Pod względem treści przekazywanej przez młodzież jest to książka, która mówi sama za siebie. Wszelkie próby omówienia poszczególnych wypowiedzi dzieci stają na granicy analizy psychologicznej, która nie jest celem recenzji. Mogę natomiast podzielić się swoimi wrażeniami co do obrazu dzieciństwa, jaki ogólnie wyziera z tekstu przygotowanego przez Barbarę Stenkę.
Po pierwsze, zwróciłam uwagę na przepaść między niektórymi wypowiedziami autorki o jej najwcześniejszej młodości a opowieściami dzisiejszych dzieci o ich teraźniejszości. Odczuwamy, jak inaczej patrzy się na siebie z dystansu, jak łatwo się mitologizuje, uogólnia, tworzy spójną narrację, w porównaniu z gorącymi relacjami dzieci o niedawnej śmierci dziadka czy przykrościami doznanymi od rodzeństwa, rówieśników albo dorosłych kilka dni, a nawet kilka godzin temu. Emocjonalność, dowcip wypowiedzi i czasem ich niezamierzona śmieszność (związana również z błędami językowymi) to sfera dzieci, autorka zaś ma wszystko dawno ułożone i "przepracowane". Nie znajdziemy u niej materializmu, interesowności czy zarozumiałości przebijającej z niektórych wypowiedzi dzieci w 2017 roku, wiadomo, dorośli potrafią ukrywać te cechy, szybko też zapominają, że były i ich udziałem.

Rówieśnicy, czyli kto?
Rok 1979 – autorka:

Rówieśnicy... nie będę za dużo pisała o tych, którzy zatruwali mi życie – tak, istniały szkolne gangi i osobnicy, przed którymi drżała cała szkoła. Groźne dziewczyny, okradające i szantażujące koleżanki, które samy doświadczały przemocy w swoich domach. Chłopak – Czarek, który wypchnął mnie na ulicę prosto pod jadący samochód. Tak, byli tacy. Ale dawałam sobie z nimi radę, dzięki tym dobrym, którzy mnie wspierali i lubili.
Nikt nie mógłby mi zastąpić mojej szkolnej przyjaciółki – Eli. Zaiskrzyło niemal od razu – okazało się, że tylko my dwie z całej naszej klasy musimy chodzić po lekcjach do świetlicy, a także na ciepłe śniadania i obiady w stołówce. Niemal każde inne dziecko miało w domu babcię, ciocię, niepracującą mamę – tak kiedyś było. Nie wiedzieli, co tracą – nasz czas w świetlicy był bezcenny. Te szalone zabawy, rozmowy, śpiewanie, rysowanki. I ucieczki pod pretekstem wyjścia do biblioteki. Codziennie bawiłyśmy się w konie, ganiając po szkolnych korytarzach i klepiąc się po tyłkach, rżąc, parskając tupiąc, zanim nie wyjrzała z klasy jakaś surowa nauczycielka i karnie nie odprowadziła nas do świetlicowej sali. Ela zawsze była blisko – na lekcjach i po. W czasie ferii kupowałyśmy budyń w torebkach i z pasją gotowałyśmy go z dodatkiem kakao lub kostek czekolady (w tych czasach nie istniał gotowy budyń czekoladowy). Pamiętam naszą nieudaną akcję ukręcania lukru, ale narozrabiałyśmy... Szpiegowałyśmy dorosłego brata Eli. Jeździłyśmy tramwajami na tak zwane pętle, czyli końcowe przystanki, żeby sprawdzić, gdzie dojedziemy i co tam jest. Kupowałyśmy "nielegalne" lody za sprzedane (często zbyt wcześnie) podręczniki. Biegłyśmy oglądać wypadki drogowe. Dokarmiałyśmy konie ciągnące w mieście drewniane wozy (ech, ten koń z wargami w buraczkach, o mało nie umarłyśmy ze śmiechu!). Odprowadzałyśmy się po lekcjach i przychodziłyśmy po siebie przed lekcjami. Byle razem. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie to ważne, by mieć kogoś niezawodnego w szkolnej codzienności. To było oczywiste. Rodzice nie byli przychylni naszej przyjaźni, ale my przetrwałyśmy wszystko i dzisiaj, jako dorosłe panie, nieraz wspominamy nasze przygody.
(...)

Rok 2017 – dzieci:
(...)
Rówieśnicy... Z tego, co widać, nie są zbyt ufni i my nie możemy im zaufać. Moje koleżanki takie nie są, niektóre. Większość z nich jest do śmiechu i rozrywek, tylko nieliczni są do prawdziwych sytuacji. W moim otoczeniu jest tylko jedna osoba prawdziwa. Reszta też jest super, ale tylko do zabawy.

Po drugie, w tekście znalazły się charakterystyczne "znaki czasów" – wstępy Barbary Stenki do wszystkich rozdziałów są przesiąknięte atmosferą dzieciństwa w PRL (problemy z nabyciem papieru toaletowego, gaz łzawiący na ulicach, szare ubrania polskie kontra kolorowe i pachnące zagraniczne, wczasy i kolonie z zakładu pracy rodziców – co roku w tym samym miejscu i składzie, pusta świetlica szkolna i stołówka, "twarde" wychowanie, zabawy na podwórku), za to, co zrozumiałe, próżno szukać w nich wzmianek o spędzaniu czasu na tworzeniu animacji, graniu na tablecie czy komputerze. Choć to ostatnie było już przecież hobby wielu dzieci urodzonych w latach 70. i na początku lat 80. XX wieku, więc nieprawdziwy jest stereotyp, jakoby dzisiejsze najmłodsze pokolenie tak bardzo różniło się od poprzedniego. Autorka nie wspomina jednak o tym ani o innych uprzedzeniach, w ogóle nie komentuje zamieszczonych relacji, daje nam materiał, a wnioski mamy podjąć sami.
Moje kolejne wrażenie w pewnym sensie pozostaje w sprzeczności z poprzednim: obraz dzieciństwa przekazany w "Hamaku ze stanika" uważam za uniwersalny, przynajmniej w powojennej Polsce. Niezależnie, czy mamy obecnie rok 1950, 1980 czy 2018, wśród dzieci zawsze znajdzie się jakiś myśliciel, zraniony przez świat dorosłych nastolatek, marzący o karierze młody sportowiec, uważający wszelkie formy spędzania czasu inne niż własna za marnotrawstwo, fan zwierzątek, artysta, brzydula czy szara myszka marząca o byciu gwiazdą z telewizji (albo YouTube'a), mądrala przemawiający o doniosłych sprawach językiem swoich rodziców.

Mój wolny, wolny, wolny czas
(...) Rok 2017 – dzieci:

Trenuję w tenisa. Marnowanie czasu jest bez sensu, to marnotrawstwo życiowe. Życie ma się tylko jedno i coś można w nim osiągnąć albo nie. Prosta retoryka. Brutalna prawda. Nie rozumie pani? Niektórzy zostaną kimś, a inni będą przeciętniakami przed telewizorem. Nie lubię odpoczywać, bezproduktywnie spędzać czasu. Wolę grać w tenisa.

Warto przyjrzeć się, czym dzieci z "Hamaka" chcą się dzielić i spróbować zgadnąć, dlaczego. Czy nikt poza autorką ich nie słucha? Czy czują się w jakiejś mniejszości i chcą walczyć o prawa swojej grupy do bycia popularnym, modnym lub chociaż umiarkowanie znanym ze względu na swój styl życia, nauki albo spędzania wolnego czasu? A może po prostu lubią narzekać i odgrywają przed Barbarą Stenką "sceny"? Książka jest ciekawa właśnie dlatego, że nie należy do poważnych, naukowych opracowań socjologicznych z precyzyjnie określonymi wymogami co do respondentów, większości uwarunkowań w ogóle nie poznajemy. Czytelnik ma jednak świadomość, że autorka zadbała o pewne zróżnicowanie grona rozmówców, wśród których znalazła się na przykład osoba przewlekle chorująca czy rodzeństwo dziecka niepełnosprawnego. Marzenia i radości tych młodych ludzi mogą otrzeźwić niejednego zrzędzącego na swoją ciężką codzienność dorosłego. Równocześnie łatwo przedawkować "Hamak", przynajmniej ja nie byłam w stanie czytać więcej niż 2-3 rozdziały dziennie, bo wypowiedzi dzieci za bardzo we mnie wnikały, nie mogłam znieść wielogłosu w mojej głowie, każdemu chciałam dać tę wymarzoną książkę o Lewandowskim, dobre słowo albo inny drobiazg. Po skończonej lekturze mam wrażenie, że zdobyłam kilku małych przyjaciół, a najgłębsza więź łączy mnie z dziewczynką, która wymyśliła taki sam regał na książki, jak ja kilka dni przed sięgnięciem po "Hamak ze stanika". Swoją drogą, historia tytułu książki jest jedną z najweselszych i dowodzi, że dzieci miewają najlepsze pomysły na chwytliwe akcenty w twórczości dorosłych (ostatnio usłyszałam, że jeden z kluczowych momentów amerykańskiego blockbustera "Thor: Ragnarok" został wymyślony przez małego fana, a znakomite dialogi dziecięce w filmie "Fuga" są autentyczne, oparte na wypowiedziach dzieci reżyserki i scenarzystki – Agnieszki Smoczyńskiej i Gabrieli Muskały).

Marzę = planuję???
(...) Rok 2017 – dzieci:

Moim jednym z największych marzeń jest pojechać do Japonii i kupić tam dużo gadżetów.

Marzę aby kiedyś podłożyć głos pod bajkę.

Żebym miała siostrę. Albo żeby moja Tosi miała szczeniaczki. Nie zastanawiałam się nad planami. Plany są i tak narzucane, na przykład przez rodzinę. A jednak mam plan. Chcę zostać piosenkarką. Ale na pewno będę robiła animacje!

Marzenie, marzonko mam takie malutkie, ale ogromniutkie. Mieć taki zawód, żeby strasznie dużo zarabiać. Wtedy zostawiłabym sobie tylko trochę kasy na jedzenie, a resztę oddałabym dla dzieci, co zbierają na operacje ratujące życie. Bo już nie mogę patrzeć na te ogłoszenia w sieci. Czuję się wtedy bardzo bezradna.

(...) Chciałabym zostać piłkarzem i jeździć po wszystkich krajach na świecie. Chciałbym wybudować dom, taki bardzo wielki, taką willę, można powiedzieć. Żeby tam było piętnaście pokoi, osiem łazienek, jedna duża kuchnia, basen przed domem i boisko do piłki nożnej. Moje plany: skończę szkołę podstawową i pójdę do technikum. Nie wiem, jakie plany mam. W ogóle żadnych planów nie mam na razie.

(...) Opowiem, o czym marzy moja mała siostra. Ma cztery lata i chodzi do przedszkola. Ona marzy, żeby być starą babcią. Bardzo często udaje babcię, chodzi zgarbiona i udaje, że nie ma zębów. Bierze kijek od nordic walkingu i się podpiera. Wypycha też sobie plecy poduszką i udaje, że ma garba. Trzęsie się i chodzi pomału. Prosi rodziców, żeby dali jej emeryturę i tata daje jej złotówkę. Bawimy się, że jest moją babcią, a ja jej wnuczką.

Żeby ludzie nie pili alkoholu. Po alkoholu ludzie są straszni i śmierdzą. Nigdy nie dawałabym alkoholu do sklepów, żeby tak każdy mógł sobie kupować. Marzę, żeby to było zakazane. Ale jest otwarte nawet w święta i ciągle pije się alkohol.

(...)Marzę o kolorowej desce sedesowej – może być jednokolorowa: morska, zielona albo czerwona. Najlepsze są takie przezroczyste z wtopionymi muszelkami, rysunkami, nawet komiksami. Ale u mnie deska jest, niestety, zawsze biała...

Chciałabym mieć wszystkie książki świata (przetłumaczone na język polski, rzecz jasna) w magicznym regale (miałabym ich dwa) – byłyby one bez dna. Z jednego wyciągałabym książki (do ręki wpadałyby mi tylko te, które są przeznaczone dla osoby w moim wieku). A do drugiego odkładałabym książki przeczytane.

Planuję, żeby żyć szczęśliwie. Obojętne, co będę robiła. Żeby to mi dawało szczęście.

W książce pojawiają się inne od publicznej (i powszechnej) formy edukacji: szkoła leśna, szkoła demokratyczna i edukacja domowa. W sprawie tej ostatniej jedno z dzieci wypowiada bardzo istotną kwestię. Czy próbowaliście się dowiedzieć, jak dużo znajomych dzieci uczy się w domu? Ja znam przynajmniej kilka rodzin, które zdecydowały się na naukę poza szkołą i chyba co roku ich przybywa. Niestety muszę potwierdzić prawdziwość opinii młodego współautora "Hamaka ze stanika" – lektury szkolne nie idą z duchem czasu i dyskryminują inne niż tradycyjna metody nauczania dzieci.

Jeden temat na książkę dla dzieci lub młodzieży
(...) Rok 2017 – dzieci
(...) Lektury szkolne są dla nas absurdalne, bo w nich są uwzględnione wyłącznie dzieci ze zwyczajnego systemu szkolnego. Tak jest także w innych książkach niebędących lekturami. My jesteśmy w zupełnie innym systemie, to znaczy bez systemu. Nigdy nie trafiłam na książkę o kimś z edukacji domowej. Nigdy. A chcę zaznaczyć, że jest nas niemało obecnie. O naszym życiu też warto napisać książkę, nie ma się co bać.

Nie dziwi wyraźne logo "50 lat Orderu Uśmiechu 1968-2018" na okładce "Hamaka ze stanika", bo autorka sumiennie relacjonuje sny, pragnienia i bolączki dzieci przed kilkudziesięciu laty i dziś. Po tej lekturze wielu czytelników zechce zadbać o dobre życie otaczających nas młodych ludzi i nieść w świat przesłanie Janusza Korczaka oraz Orderu Uśmiechu: dbałość o podmiotowe traktowanie dzieci. Barbara Stenka skutecznie podpowiada, jak być ich prawdziwym i najlepszym przyjacielem, okazywać im serce i dawać radość – tak określono profil Kawalera Orderu Uśmiechu na stronie internetowej odznaczenia, ale przecież każdy z nas może być na co dzień takim "cichym" kawalerem, znanym tylko najbliższym dzieciom.

Bożena Itoya

Barbara Stenka, Hamak ze stanika. Barbara Stenka rozmawia z dziećmi i młodzieżą, okładka: Katarzyna Kołodziej, zdjęcie na okładce: Piotr VASCO Wasilkowski, Wydawnictwo Literatura – Literatura Piętro Wyżej, Łódź 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz