cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Michał i 38


Lubicie czytać o swojej okolicy? Ja – bardzo, ale też wiele razy widziałam, jaka to frajda dla mojego syna, gdy na kartach książki rozpoznaje znajome miejsca, obiekty czy fakty (zwłaszcza, jeśli nie chodzi tylko o Pałac Kultury czy Zamek Królewski, bo mieszkamy w Warszawie, często identyfikowanej tylko z tymi budowlami). Literatura jest świetnym zwierciadłem prawdziwego świata, potrafi zwrócić naszą uwagę na szczegóły, których nie dostrzegaliśmy własnymi oczami, oczywiście o ile jest dziełem dobrego pisarza, który oprócz realnej scenografii zadba o wiarygodne postacie i wciągającą fabułę. Niby taki prosty przepis, ale rzadko bywa realizowany do końca lub bez przedobrzenia, wszak w książkach dla dzieci roi się od literackich zakalców i przypaleń. Tym bardziej delektowaliśmy się czytelniczym smakołykiem, który przygotował ostatnio Rafał Witek (ze wsparciem wydawnictwa Literatura i ilustratorki Joanny Kłos). To z pewnością najlepsza historia rozgrywająca się w Warszawie, o Warszawie i warszawiakach, jaką czytaliśmy w tym roku. Jest wiele innych punktów widzenia, które można przyjąć omawiając tę pozycję, na pewno nie wyczerpię wszystkich, ale spróbuję wspomnieć choć o kilku.
Bohaterowie najnowszej książki Rafała Witka zostali określeni w jej tytule: "Michał i 38". Chłopiec ma osiem lat i przezwisko Ryba, bo niemal się nie odzywa. Lubi milczeć jak każdy (wielce!) nieśmiały człowiek. 38 jest liczbą przystanków, które przebywa (w dwie strony) warszawskimi tramwajami i metrem, by dotrzeć na próbę chóru, do którego poza Michałem należy 38 dziewcząt. W zespole znalazła się i Marianka, starsza o trzy lata siostra Michała. Właśnie bratersko-siostrzane relacje podane bez lukru były pierwszym elementem świata przedstawionego, który ujął mnie w tej książce i do niej przekonał.

Przestańcie paplać! – syknąłem w końcu. – Jak Ewa będzie chciała, to sama wam powie, o co chodzi.
O, znalazł się pan obrońca! – zaszczebiotała Alicja.
No właśnie, Michał, może ty ją pocieszysz? – zaproponowała złośliwie moja niezastąpiona siostra Marianka. – W końcu jesteś jedynym chłopakiem...
Spojrzałem na nią nienawistnie i spróbowałem zapaść się pod ziemię. Niestety, nie udało mi się. Wciąż stałem na korytarzu, otoczony przez zaciekawione chórzystki.
Michał, spróbuj!
Pogadaj z nią. Może tobie powie!
No, nie wstydź się!
To było okropne! Teraz wszystkie na mnie patrzyły i wszystkie coś do mnie mówiły. Po co ja się w ogóle odzywałem?
Chciało mi się płakać i uciekać stamtąd jak najdalej. Ale żeby opuścić Loch Kultury, musiałbym się przeciskać wśród wszystkich chórzystek. Nie widząc innego wyjścia, usiadłem na schodach obok posępnej Ewy.
Oczywiście nie zamierzałem się do niej odzywać ani jej pocieszać. Po prostu chciałem tam siedzieć, żeby mieć święty spokój.
Siedzieliśmy więc w milczeniu aż do rozpoczęcia próby. A kiedy pojawiła się pani Karolina i zawołała wszystkich do sali, Ewa nagle spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Dziękuję – powiedziała.
Za co? – wydukałem.

"Michał i 38" to publikacja wyróżniająca się ciekawym obrazem grupy artystycznej i w ogóle rówieśniczej, opisem jej integracji, a także silnego, empatycznego i dyskretnego dorosłego przywódcy, trenera, autorytetu, którego dzieci tak często szukają poza domem. Między wierszami książki Rafała Witka można wyczytać odpowiedź na dręczącą wielu rodziców kwestię, czemu to nie oni stają się wzorem własnego dorastającego syna (to częściej) albo córki, jak to jest, że obcy człowiek lepiej od nas rozumie nasze dziecko i wpływa na nie.
Zajęcia dodatkowe ukazane zostały zarówno jako ambicja rodzica, jak i rzeczywista pasja dziecka. Autor świetnie sportretował zmienność zainteresowań młodszej młodzieży i jej szybkie dojrzewanie. Mariankę niby chce chodzić na chór, ale do zespołu zapisuje ją mama i to głównie ona słucha w domu dziecięcych piosenek (po włosku... domownicy nazywają twórczość Piccolo Coro dell' Antoniano "włoszczyzną"). Michał zgłasza się do chóru, mimo że będzie pierwszym i jedynym chłopcem, bo chce podróżować tramwajami oraz metrem. Mama jest w siódmym niebie, pomaga w organizacji prób i występów, angażuje się w życie chóru "pełną parą". Co dalej? Czy to aby nie zmierza w kierunku rodzinnego konfliktu pragnień – rodzicielskich z dziecięcymi? Rozwiązania oczywiście nie zdradzę, mogę za to przywołać budujący fragment książki.

Byłem ciekawy dźwięku, jaki wydają moje australijskie pałeczki. Zacząłem nimi uderzać jedną o drugą. Dźwięk się zmieniał w zależności od siły i miejsca uderzenia. Może to dlatego, że pałeczki na jednym końcu były cieńsze, a na drugim grubsze i bardziej zaokrąglone. W dodatku pokrywały je tajemnicze wzory, które przypominały rzekę albo piaskowe wydmy. Te wzory były wypalone bezpośrednio na drewnie. Podobno Aborygeni właśnie tak ozdabiają swoje instrumenty, naczynia, a nawet skały. Wiedziałem to, bo oglądałem kiedyś książkę o najdłuższej australijskiej linii kolejowej i tam były różne informacje dotyczące miejscowości, przez które ta linia biegnie.
Michał, świetnie trzymasz rytm! – Pochwała pani Karoliny wyrwała mnie z zamyślenia. – Teraz dołączają bębenki! I kołatki! I trójkąty!
Po chwili cała sala prób trzęsła się od naszego dzwonienia, bębnienia, grzechotania i dudnienia. Czułem się jak dyrygent orkiestry, bo wszyscy dostosowywali się do rytmu, który podawałem. A najlepsze było to, że wreszcie nic nie musiałem mówić. Pałeczki timpi mówiły za mnie.

Wśród najnowszych książek z chłopięcymi bohaterami rzadko zdarzają się takie jak ta, dominują raczej publikacje o małych strongmenach miewających fantastyczne przygody i przechodzących jaskrawą, łopatologicznie pokazywaną przemianę. Tu mamy małego szaraczka, co podkreślają też ilustracje Joanny Kłos. Przebojowość Michała nie sprowadza się do podboju świata, polega po prostu na śpiewaniu przebojów chóru dziecięcego. Ten bohater jest rodzynkiem nie tylko w chórze, ale też we współczesnej literaturze dla dzieci. Polska książka nieczęsto pochyla się nad wrażliwymi, cichymi chłopcami w wieku około 7-10 lat, a podobni im czytelnicy potrzebują wsparcia, by nie zgasł ich olbrzymi potencjał, żeby nie został okiełznany ocean tkwiących w nich możliwości, aby nie wkomponowali się w tłum jednakowych młodzieńców z alergią na robienie czegokolwiek nietypowego (zwłaszcza w opinii "kolegów" z klasy), co może zostać uznane za niemęskie. W "Michale i 38" presję środowiska rówieśniczego (niewyobrażalną dla osób niemających styczności z tym zjawiskiem) i dążenie do ujednolicenia reprezentuje Koza, jedyny dobry znajomy Michała. Starcie z Kozą to prawdopodobnie najpoważniejsza batalia naszego bohatera, stoczy ją z pomocą pani Karoliny i koleżanek z chóru, ale zwycięstwo będzie należało przede wszystkim do samego Michała.
W historii opowiedzianej przez Rafała Witka są też inne momenty zwrotne, doniosłe mimo pozornej powszedniości. Ta książka jest ważnym głosem brzmiącym w imieniu dzieci, by każdy rodzic, dziadek czy nauczyciel mógł zrozumieć, co myślą, jak się czują te nieśmiałe, niczym się niewyróżniające, jak łatwo i bez namysłu dorośli im szkodzą, pogłębiają ich problemy swoimi naciskami. Tu dostrzeżemy, dlaczego należy słuchać, a nie tylko pytać i prawić morały. "Michał i 38" jest dla mnie opowieścią o samodzielności dziecka, której uczy się rodzic.

Ale ja naprawdę chcę chodzić! powtórzyłem.
Tak? – uśmiechnęła się złośliwie Marianka. – A mnie się wydawało, że zależy ci tylko na jeżdżeniu metrem i tramwajem!
Mama złapała się za głowę.
Że też sama na to nie wpadłam! – jęknęła i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Oczywiście! Teraz już rozumiem, skąd ten twój nagły zapał do śpiewania! A ja się łudziłam, myślałam...
To wcale nie tak! – zdenerwowałem się. – To znaczy... na metrze i tramwajach też mi zależy, ale nie tylko!
W takim razie proszę... – powiedziała chłodnym głosem mama. – Wyjaśnij, dlaczego chcesz chodzić na chór.
Pomyślałem, że to nie w porządku, żebym musiał tłumaczyć się z takich rzeczy. Czasami przecież jest tak, że człowiek coś czuje albo czegoś chce, ale nie potrafi tego wytłumaczyć słowami. Pani Karolina uważa, że dlatego właśnie niektórzy ludzie komponują muzykę.
Dlaczego chcę chodzić na chór? – dudniło mi w głowie. – Dlaczego?
Bo tam... bo tam przynajmniej ktoś mnie słucha! – wybuchłem. – Nawet wtedy, gdy nic nie mówię! A jak ci się nie chce ze mną jeździć, to będę jeździł sam. Jestem duży i znam na pamięć cały rozkład tramwajów! I metra też!

Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki autor pisze o muzyce i muzykowaniu: bez nadęcia, z polotem i uczuciem. Celny opis pasji nie ogranicza się w tej książce do śpiewania. Rafał Witek napomyka też o innym, na pewnym etapie życia dużo popularniejszym hobby. Miłość młodych ludzi do środków komunikacji, zwłaszcza pojazdów szynowych, wycieczki na stacje i końcowe przystanki, kolekcjonowanie biletów, początki zainteresowania modelarstwem – znają to wszystko zwłaszcza rodziny mieszkające w większych miastach. Również ilustratorka dobrze czuje ducha "szynofilii", łącząc dwie pasje Michała w cudownej ilustracji okładkowej, na której charakterystyczny warszawski tramwaj jedzie po torach pięciolinii. To zrozumienie dla spraw dzieci, przejawiane przez oboje twórców, jest kluczem (niekoniecznie wiolinowym) do sukcesu "Michała i 38" w naszej czytelniczej rodzinie, a także, mam nadzieję, szerszego, ogólnopolskiego, a może międzynarodowego powodzenia książki. Przecież na całym świecie mieszkają młodzi ludzie tacy jak Michał i jego koleżanki oraz działają chóry podobne do Mille Voci czy Piccolo Coro dell' Antoniano.
Zazwyczaj uważa się, że bohater książki dla dzieci powinien być w wieku czytelnika lub odrobinę od niego starszy, by odbiorca mógł wczuć się w przygody protagonisty, zidentyfikować z nim. W przypadku "Michała i 38" zasada ta się nie sprawdza, bo nawet chłopiec starszy od Michała o cztery lata dał się wciągnąć, ponieść lekturze i był bardzo usatysfakcjonowany wszystkimi pointami wieńczącymi rozdziały. Publikacja jest pełna wesołych, ciepłych ilustracji, co gwarantuje, że lektura przyciągnie również młodsze dzieci. Treść i oprawa graficzna znajdą uznanie u wyjątkowo szerokiego grona czytelników, w wieku mniej więcej 6-13 lat, tu przerwa, a potem 25+, już bez górnej granicy. Wszyscy dorośli, pracujący lub przebywający na co dzień (i od święta, choćby w przypadku dziadków) z dziećmi, wiele skorzystają obcując z książką Rafała Witka, który tak naturalnie kontynuuje pisarskie, pedagogiczne i moralne dzieło Janusza Korczaka. "Michał i 38" sprawdzi się jako punkt wyjścia do rodzinnych, międzypokoleniowych rozmów, lektura szkolna (nie tylko na lekcjach języka polskiego, także w ramach zajęć z wychowawcą czy pedagogiem), podstawa scenariusza teatralnego lub filmowego czy wreszcie impuls do stawienia się na najbliższej próbie dowolnego chóru.

Bożena Itoya

Rafał Witek, Michał i 38, zilustrowała Joanna Kłos, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz