Lubię książki dla dzieci, które przykuwają wzrok. Zachęcają do otwarcia, kartkowania stron. Dzieci też takie lubią, choć czasem pociąga nas inna estetyka. W przypadku „Tak wielu rzeczy” odczucia mieliśmy podobne - okładka ujęła nas głębokimi, wyrazistymi kolorami i wszyscy chcieliśmy zobaczyć, co książka kryje w środku.
Jest to słownik obrazkowy polsko-angielski obejmujący 17 tematów (w ogrodzie, sporty i rekreacja, czas na posiłek, pogoda i geografia, na wsi, ubieranie się, w ruchu, w supermarkecie, na targu, na plaży, w szkole, w mieście, przedmioty w domu, świętowanie i zabawa, zwierzęta, kwiaty, ptaki). Na każdej stronie odnajdziemy krótki wstęp oraz ilustracje rozmieszczone na stronie w formie rozsypanki, „kontrolowanego bałaganu” przyporządkowane do danego działu. Każda jest podpisana w języku polskim (na czarno ) i angielskim (na czerwono).
Słownik jest wydany w twardej oprawie, z miękkimi stronami w środku (cenna informacja dla rodziców pociech książko-lubnych i zarazem książko- niszczących/ pożerających)
Tyle z informacji formalnych.
Przyznam szczerze, że książki obrazkowe zajmują specjalne miejsce w moim matczynym sercu. Chyba każdy rodzic ma doświadczenie w czytaniu tysięcy razy tego samego tekstu, tej najbardziej ulubionej z lubianych historii, które dziecko podtyka pod nos ze słodkim zaśpiewem „przecytas?” bądź rozkazem: „cytaj!”. Właśnie. Książki bez tekstu są takim cudownym wynalazkiem, który za każdym - pierwszym, drugim, dziesiątym i setnym razem można oglądać z dzieckiem inaczej. Ba - dzieci same z siebie też chętnie po nie sięgają, przez co stają się one niezastąpionym towarzyszem podróży, umilaczem czasu w kolejce do lekarza, czy w restauracji przed podaniem posiłku. Kolejną z wielu supermocy książek obrazkowych jest ich uniwersalność: inaczej czytamy ją z niemowlakiem, inaczej z dwulatkiem, a jeszcze czymś innym staje się kiedy czytającym jest zaawansowany przedszkolak - innymi słowy wraz z rozwojem dziecka zmienia się też jego percepcja takiej pozycji. Gdy dzieci w rodzinie jest więcej, bogato ilustrowane książki stają się kolejną, atrakcyjną propozycją wspólnego spędzania czasu i budowania więzi: starsze rodzeństwo nawet nie potrafiąc czytać może objaśniać świat „młodszakom”.
Nie ma jednej recepty, jednego najlepszego sposobu „używania” „Tak wielu rzeczy”. Sądzę, że każdy może znaleźć tutaj temat, który go kręci: pojazdy, zwięrzęta, moda, jedzenie, sport, przyroda, pogoda. Obrazki pobudzają wyobraźnię, zapraszają do porównań, odszukiwania wspomnień, rzeczy w pokoju. Stają się pretekstem do rozmowy o minionych wakacjach, wizycie w sklepie, zoo, planowaniu obiadu. Dwujęzyczność książki zdejmuje z braków czytającego ciężar odgrzebywania w czeluściach pamięci niszowych słówek dotyczących gatunków ptaków i zachęca również do wprowadzania kolejnego języka. Bogactwo ilustracji staje się wyzwaniem dla „poszukiwaczy rzeczy”, ćwiczeniem orientacji, czy inspiracją do tworzenia dzieł plastycznych, czy układania zagadek.
Szczere gratulacje dla Autorki za stworzenie takiej książki, w której - mimo starań!, trudno zaspokoić głód wrodzonego czepialstwa.
Aleksandra Adamowicz
Maya Hanisch, Tak wiele rzeczy / So Many Things, Nasza Księgarnia 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz