Więc żeby dobrze się przenieść do tych czasów, o których będę mówić, trzeba wiedzieć, co wtedy było, a czego nie było (więcej nie było, niż było).
Nie było właśnie telefonów komórkowych ani internetu, ani dronów, ani innych cudów techniki. Komputery były jeszcze w wieku niemowlęcym, ale w przeciwieństwie do niemowląt, które sa małe i dopiero potem rosną ‒ były wielkie jak dwie szafy (co najmniej) i dopiero potem się zmniejszyły.
Temu lekkiemu, niewydumanemu wstępowi towarzyszy pierwsza (poza okładką i wyklejką) ilustracja Sylwii Szerszeń. Szata graficzna "Zbuntowanych słów" odpowiada ich treści 1:1. Zgadza się kolorystyka, styl, pewien humor, czyli ogólnie tak zwany "klimat". A atmosfera jest iście punkowa, bo rzecz to o historii polskiego undergoundu. Czytelnik dowiaduje się, czym była "bibuła", "podziemie", jak bardzo zakazane mogły być książki i drukarnie. Więcej o powielaczach, przepisywaniu na maszynie, niezależnych drukach powstających z użyciem... pralek, nielegalnym teatrze oraz "ulotkarstwie" przeczytacie w posłowiu, które stanowi właściwie niezależną, bardzo cenną jedną trzecią część tej książki. Powinno być przytaczane w szkołach, domach i na podwórkach, bo ma wielki potencjał edukacyjny. Działania opisywane przez Joannę Papuzińską mogą wzbudzić respekt współczesnych młodych anarchistów, ale też zwyczajnych buntowników, copywriterów specjalizujących się w kartonowych transparentach czy wlepkarzy.
Gdy krzyknęli wielkim głosem:
‒ Dość już kłamstwa! Dość już biedy! ‒
To przebrzydły smok w swym zamku
z przerażenia zadrżał wtedy.
Wysłał przeto generała,
co był, biedak, bardzo brzydki,
a tchórzliwy tak, że stale
drżały mu ze strachu łydki.
Bał się smoka, bał Polaków,
bał się nawet słońca blasku,
toteż nosił okulary
czarne ‒ jak na tym obrazku.
Ten generał zebrał wojsko,
czołgi, działa oraz ZOMO,
które ma ogromne pałki,
no a po co? ‒ to wiadomo!
Napadł on na "Solidarność"
pod osłoną nocy cienia
i najlepszych synów Polski
pozamykał do więzienia.
Drugim segmentem "Zbuntowanych słów", wplecionym w opowiadanie tuż przed jego zakończeniem, jest przedruk z "Okienka. Niezależnego pisma dla dzieci" (Wydawnictwo Społeczne kos, 1987), ówczesny zin: "Bajka o smoku niewawelskim napisana bez wiedzy i zgody K.M." (czyli Kornela Makuszyńskiego). W parakomiksie będącym krzywym zwierciadłem twórczości pana od Koziołka Matołka roi się od odniesień do ówczesnych polityków i sytuacji społecznej, a tym samym widać, jak poważnie traktowano w latach 80. dzieci, ich możliwości zrozumienia komunistycznej paranoi i naśmiewania się z niej. W sumie, podobnie jak dziś, łatwo się przyczepić do takich publikacji jako atrakcyjnych bardziej dla dorosłych niż dzieci. Cóż, widać zawsze istniały z jednej strony literatura (i ilustracja) ugładzona, bezpieczna, a z drugiej zadziorna, niekoniecznie przystępna dla każdego kilkulatka albo młodszego nastolatka. Z takiej właśnie tradycji wywodzi się dzisiejsza polska książka dla dzieci, o której Joanna Papuzińska wie i pokazuje swoją pracą najwięcej. Z dystansem godnym największego podziwu, bo przecież pani profesor bawiąc się "komiksami" Kornela Makuszyńskiego równocześnie odpowiada za ustanowienie nagrody literackiej jego imienia (http://mbp-oswiecim.pl/o-bibliotece/nagroda-literacka/), najważniejszego wyróżnienia dla polskich pisarzy dziecięcych. Natomiast sam pomysł prezentacji tak unikatowego i atrakcyjnego dla młodzieży źródła historycznego, jakim jest "Bajka o smoku niewawelskim...", jego omówienia w tekście literackim i komentarzu historycznym zasługuje na wszelkie medale i mam nadzieję, że książka "Zbuntowane słowa" będzie wychowywać kolejne pokolenia zbuntowanych z powodem (i powodzeniem).
Bożena Itoya
Joanna Papuzińska, Zbuntowane słowa, okładka i ilustracje: Sylwia Szerszeń, seria Wojny dorosłych ‒ historie dzieci, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz