"OM. Apetyt na przygodę" można uznać za swoisty komiks drogi adresowany do młodych, niepozbawionych poczucia humoru czytelników. Na pierwszej stronie bohater robi to, na co każdy z nas miewa ochotę: unicestwia nachalny budzik. Poprzez połknięcie. Następnie zajmuje się podgrzewaniem gigantycznego jaja, bez garnka, bezpośrednio na kuchence. Czyżby było to właściwe śniadanko? Zanim sprawa się rozwikła, obserwujemy jeszcze OMa, posiadającego imię dźwiękonaśladowcze, jak robi "OM OM OM" pożerając szczotkę do zębów (ale już po ich umyciu, grzecznie) i szachy, których partyjkę wcześniej rozegrał sam ze sobą. Zębata paszcza żabodinozaura zamyka się tylko przy chrupaniu, dodatkowo jedno oko jest zawsze do połowy zakryte powieką, stąd wygląda on może niezbyt... typowo.
Niestandardowa okazuje się również relacja z wielkim jajem, po ociepleniu wyrastają mu bowiem nóżki, przywdziewa tornister i razem z OMem rusza na przystanek autobusu szkolnego. Tak oto dowiadujemy się, że bohaterowie są przyjaciółmi z klasy, w której nauczycielką jest zresztą robot. OM wykonuje na matematyce działanie, o którym zawsze marzyłam, kompletnie rujnując szkolny porządek i po raz drugi zostaje moim idolem. Autobus odwozi OMa i jajo do domu, szkolny dzień dobiega końca, kolejny poranek przynosi powtórkę z rozrywki... do momentu, gdy wyda się, że lodówka będąca łóżeczkiem jaja jest pusta.
Przełom akcji okazuje się gwałtowny, autor co chwilę przyspiesza i urozmaica i tak fantastyczną przygodę. OM zmienia się w Sherlocka, trafia na kolejnych złoczyńców, porywaczy, których nikczemne napady doprowadzają naszego bohatera do rezygnacji tak dużej, że nawet zamyka paszczę. Na szczęście pojawia się sensei kogut, organizuje szkolenie, potem mapę i wyprawia żabodinozaura w dalszą podróż, w której odwiedzimy inne, podwodne światy i komiksowe multiwersa. Wspomniani na początku goście nowej edycji "OMa" nie tyle przygotowali fanarty, co przerysowali po swojemu wybrane, kluczowe plansze. Efekt jest genialny, bo obrazki Piotra Nowackiego przeplatane porażającymi wizjami Łukasza Mazura, zaokrągloną, ale i tak zawsze ostrą kreską Tomasza Leśniaka, wszędzie rozpoznawalnym akcyjniakiem Michała Śledzińskiego, rozpływającymi się pod wodą akwarelowymi zwierzątkami Bereniki Kołomyckiej oraz nostalgią, jaką wywołać umie tylko mistrz kadrowanych bajek na końcu świata, Marcin Podolec, to po prostu przekrój polskiego komiksu i wspaniała zabawa. Na koniec dostajemy epilog oraz dodatki cenne dla każdego odbiorcy – i dorosłego kolekcjonera, i małego wielbiciela komiksów, który chciałby wiedzieć, jak to wszystko powstaje. Przeformułowanie dawnego "OMa" uważam za świetny pomysł, a także za dowód, że nasz rynek komiksowy to już nie tylko taki sobie bobasek, raczkujący i nieumywający się do dawnych geniuszów z czasów PRL. Według mnie uczniowie przerośli mistrzów.
Bożena Itoya
Piotr Nowacki, OM. Apetyt na przygodę, kultura gniewu, Warszawa 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz