cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 14 października 2018

Uroki codzienności


Historie o dziecięcej codzienności - tak w największym skrócie można by podsumować książki Gunilli Bergström o Albercie Albersonie. Problem w tym, że ten sam opis pasuje do dziesiątków innych serii wydawniczych. Temat jest tak wyeksploatowany, że trudno o coś naprawdę oryginalnego. A jednak przygody małego Alberta Albertsona (w oryginale: Alfonsa Åberga) od lat urzekają dzieci i dorosłych na całym świecie, a każda kolejna wydana w Polsce pozycja wywołuje entuzjazm małych i dużych czytelników. Swojskość tych opowieści o najbardziej prozaicznych aspektach życia trafia do dzieci, dla których dom jest przecież najważniejszym miejscem na świecie. A dom Alberta to bezpieczna przystań, gdzie zawsze czeka tata w łapciach i z fajką w zębach, gotów wesprzeć syna swoją mądrością życiową.

W "Co mówi tata Alberta?" tych mądrości jest wyjątkowo dużo. Tata wypowiada je z wielkim namaszczeniem, mało tego, wywiesza na ścianie w postaci ozdobnych makatek ze złotymi myślami. Ale, jak to w życiu bywa, powiedzenie "wszystko ma swój czas" musi ustąpić sobotniej gonitwie, gdy wypakowania wymagają wielkie zakupy, a na horyzoncie majaczy już sobotni relaks. Niestety skłonność taty Alberta do zawieszania na kołku własnych zasad nie wychodzi mu na dobre. Gdy, wykończony, zaczyna pomału tracić kontrolę nad sytuacją, Albert potrafi jednak rozładować napięcie -  bo w końcu kalesony w lodowym sosie to nie koniec świata, a na deser zawsze można upiec gofry.

Oglądamy więc scenę z życia chłopca i jego ojca. Jeden mały obrazek, obejmujący fragment poranka, rozpakowywanie zakupów i drobną pomyłkę. Jak to u Gunilli Bergström - niby o niczym, a jednak chce się czytać dalej. Bo to nie fabuła jest najsilniejszą stroną tych historyjek, a nietuzinkowe, świetnie nakreślone od strony charakterologicznej postacie, o których chcemy wiedzieć więcej i którym kibicujemy nawet w najbardziej prozaicznych sytuacjach.

Szczególną sympatię budzi tata Alberta - chyba jedna z najoryginalniejszych postaci ojcowskich w książkach dla dzieci. Łysiejący, nieszczególnie atrakcyjny, trochę rozmemłany, raczej domator. Nie wiemy, gdzie pracuje, czym się zajmuje na co dzień, znamy go tylko od strony domowej. Wiemy, że lubi wyświechtane powiedzonka, że jest zorganizowany, choć bywa i roztargniony. Gdyby na jego miejscu postawić kobietę, uzyskalibyśmy bardzo stereotypowy obraz matki. Ale tata Alberta, w swoich charakterystycznych wygodnych butach i rozciągniętym swetrze, jest mimo wszystko tatą - zupełnie przecież zwyczajnym, jeśli nie nudnym. Nie miewa fantastycznych przygód, nie wydostaje syna z tarapatów, ale potrafi posprzątać roztopione lody i upiec gofry, żeby dzieci miały co zjeść na deser. I właśnie ta zwyczajność wyróżnia go na tle innych książkowych tatusiów.

Trudno też nie czuć sympatii do samego Alberta, który przypomina nieco swojego ojca w miniaturce. Spokojny, zrównoważony, niestroniący od domowych obowiązków. Mały introwertyk, dla którego wizja idealnego sobotniego popołudnia to zamknięcie się w ciemnej garderobie i czytanie książki z biblioteki. Wszystkie mole książkowe z pewnością zobaczą w nim bratnią duszę.

Ważnym elementem książek Gunilli Bergström są ilustracje - na pierwszy rzut oka nieszczególnie urodziwe, ale z czasem chwytające za serce (mina zmęczonego życiem ojca, który resztkami sił stara się dobrnąć do końca listy zadań na sobotę - kto z nas tam nie był?). Wraz ze zwięzłym tekstem - tłumaczeniem i tym razem zajęła się niezastąpiona Katarzyna Skalska - tworzą one estetyczną, nieprzekombinowaną całość, do której przyjemnie jest wracać. Ja w każdym razie nigdy nie mam dość Alberta i jego niecodziennej codzienności.
Joanna Pietrulewicz

Gunilla Bergström, "Co mówi tata Alberta?", ze szwedzkiego przetłumaczyła Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz