Książkę
Sama Copelanda można trafnie ocenić po okładce. „Charlie zmienia
się w kurczaka” to błyskotliwa, zabawna, pełna obrazków
opowiastka o chłopcu posiadającym „specjalne moce”, jedna z
tych, które podobają się większości czytelników w wieku
zbliżonym do bohatera (dziewięć lat), i to nie tylko przez
nawiązania do Koszmarnego Karolka i Harry'ego Pottera. Miękka
oprawa i duża czcionka pozwolą na transport i czytanie w różnych,
pozornie niesprzyjających wakacyjnych warunkach. Starczy odrobina
miejsca w plecaku i światła w namiocie.
Wesoła,
lekka fabuła przenosi się na ton narracji. Autor wielokrotnie
zwraca się bezpośrednio do czytelnika, sugerując mu, w tekście
głównym i przypisach (chwilami kpiących z samej idei przypisów),
jak nabrać dystansu do tej minipowieści, współtworzyć obraz
bohatera i przenieść pewne pomysły do rzeczywistości. „Charlie”
od razu skojarzył mi się z innym Charliem, tym od fabryki
czekolady, a raczej ogólnie z twórczością Roalda Dahla. Niektóre
rozwiązania przyjęte przez Sama Copelanda są jednak lepsze, na
czele z pomysłem, by zacząć od trzęsienia ziemi – w skali
świata dziewięcioletniego chłopca. Po pierwszych śmiechowych
stronach dowiadujemy się bowiem, że ukochany, starszy o trzy lata
brat Charliego, Piącha vel Henry, od dłuższego czasu przebywa w
szpitalu, sądząc po ilustracji – na oddziale onkologicznym. Czeka
na „skanowanie mózgu”. A Charlie zyskuje swoją niesamowitą
zdolność transformacji w zwierzęta (zaczynając od pająka), kiedy
wraca z kolejnej wizyty w szpitalu, wybucha płaczem i żałością,
na dodatek słyszy kłótnię rodziców. Nie trzeba być szczególnie
wprawionym w psychologii, by wietrzyć w supermocach przejaw ucieczki
do świata fantazji.
W
umiejętności magiczne nie wierzy mama, która jednak potrafi w
czarodziejski sposób odganiać smutki, za to swoją paczkę kumpli
(w tym jedną kumpelę) Charlie przekonuje bez trudu. A przynajmniej
tak mu się wydaje, choć chwile wątpliwości młodzież, jak to
prawdziwi przyjaciele, ma szybko za sobą. Pierwszym, zupełnie
nieprzydatnym, bo celowo milczącym świadkiem przeobrażenia
Charliego jest jego szkolny wróg, typowy villain.
Ujęło
mnie, jak bardzo dzieci są tu dziećmi, ciekawymi świata,
koleżeńskimi, przeważnie inteligentnymi, choć czasem rozbrajająco
głupiutkimi, jak jeden z kolegów bohatera, zawsze rozładowujący
napięcie swoimi dosłownym rozumieniem frazeologizmów czy innych
metafor. Dla dorosłych dialogi mogą się wydać trochę za długie,
niewiele wprowadzające, ale tak właśnie często rozmawiają
dzieci. Mnie trudno było przebrnąć przez niektóre akapity
opisujące akcję lub przygotowania bohaterów do jej podjęcia, na
przykład w przypadku eksperymentów „naukowych” mających pomóc
w określeniu powodów przemian Charliego.
Chłopiec
przyjmuje postać różnych stworzeń, przeważnie (nie zawsze!)
bardzo małych i skrajnie niepodobnych do człowieka. Sprawia
nieszkodliwe problemy nauczycielom, obłaskawia złoczyńcę i
ogólnie prowadzi swoje przygody ku dobrodusznemu zakończeniu, choć
po drodze zaliczy mnóstwo wpadek związanych z kupami, moczem,
wymiotami i innymi uciesznymi elementami znanymi nam już z książek
dla nieprzekonanych do czytania kilkulatków. Autor i tłumacz bawią
się językiem, wprowadzając szereg archaizmów charakterystycznych
dla starych belfrów i dawnych przekładów literatury dziecięcej.
Ta gra z czytelnikiem bardzo mi się podoba, choć nie jestem pewna,
czy zostanie zrozumiana i podjęta przez grupę docelową wrażliwą
na żarty o fekaliach. Tacy żartownisie prędzej dadzą się
wciągnąć w zabawę w odniesienia do popularnych filmów i
komiksów. A każdy znajdzie jakąś mądrość i/lub przyczynę do
śmiechu w pojawiających się pod koniec książki pytaniach od
fikcyjnych czytelników i rzeczowych lub całkiem kosmicznych
odpowiedziach autora. Ta mieszanina psychologii i prostego humoru
może być dobrze przyswojona przez wielu młodych ludzi, którzy
dopiero zaczynają się przyjaźnić z literaturą.
Bożena
Itoya
Sam
Copeland, Charlie zmienia się w kurczaka, ilustrowała Sarah Horne,
tłumaczył Maciej Potulny, Media Rodzina, Poznań 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz