cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 16 lipca 2020

Igrzyska śmierci


Igrzyska śmierci” Suzanne Collins są wzorcową, a nawet kultową już dystopią dla młodzieży. Powieść, stanowiącą pierwszy tom trylogii, przeczytaliśmy z moim czternastoletnim synem po wielokrotnym obejrzeniu cyklu ekranizacji. Znając filmy patrzyliśmy na całą opowieść inaczej niż czytelnicy, którzy zapadli się w uniwersum Panem dwanaście lat temu, gdy ukazała się pierwsza książka. To mocna literatura, emocjonująca, zmuszająca do refleksji, po prostu świetna. A my doceniliśmy ją niezależnie od wersji kinowej, przeżywaliśmy lekturę w pełni, mimo świadomości, co stanie się dalej.
Przez historię i codzienność państwa Panem, pozostałości po Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, prowadzi nas szesnastoletnia mieszkanka jednego z landów czy stanów: Dystryktu Dwunastego. Ostatniego w politycznej wyliczance, bo Trzynasty został zniesiony z powierzchni ziemi przez jednostkę nadrzędną ‒ stolicę, metropolię, luksusowe miasto kasty rządzącej, czyli Kapitol. Na pamiątkę powstania trzynastu dystryktów, ku przestrodze ich aktualnych obywateli, niewolniczo pracujących na dobrobyt Kapitolu, ten ostatni od siedemdziesięciu czterech lat organizuje Głodowe Igrzyska. W brutalnych, idiotycznie bezsensownych zawodach sportowych urządzanych, transmitowanych (jak Big Brother, czy raczej Truman Show) i reżyserowanych ku uciesze majętnej, zgłupiałej z nudy gawiedzi biorą udział nastoletnie dzieci. Niczym ofiara dla smoka, para trybutów z każdego dystryktu co roku składana jest w daninie za winy przodków. Ta dwójka nigdy nie stanowi zespołu, muszą walczyć ze sobą tak samo, jak z pozostałymi 22 trybutami, bo wygrywa tylko jedna osoba. Przygotujcie się więc zatem, bo czytając książkę będziecie świadkami śmierci, nie jednej ani dwóch, ale minimum dwudziestu.
Przerażająca tradycja wplata się w ponadczasową opowieść o totalitaryzmie. Warto przeczytać i obejrzeć „Igrzyska śmierci”, by wniknąć w uczucia i postrzeganie świata charakterystyczne dla nastolatków, porzucić slogany i podręcznikowe formułki na rzecz prawdziwego mówienia o tym, co zdarzało się w Europie i na świecie kilkadziesiąt lat temu, gdzieniegdzie dzieje się nadal, a wszędzie może się odrodzić. Nie ma lepszego sposobu na rozmowę o mechanizmach historii z otwartą na świat młodzieżą.
Katniss Everdeen, główną bohaterkę „Igrzysk śmierci”, poznajemy w książce znacznie lepiej niż w ekranizacji. Również inne postacie, zwłaszcza drugi z trybutów „dwunastki”, Peeta Melark, zostają poprowadzone ciekawiej i w bardziej przejmujący sposób. Powieść ma wszystko, czego brakowało nam w filmie, jest w niej znacznie więcej uczuć, mądrości, strachu i piękna. Nie spodziewaliśmy się tak fascynującej lektury. Od chwili spotkania z Katniss, towarzyszenia jej w nielegalnych polowaniach za ogrodzeniem Dwunastego Dystryktu, w losowaniu trybutów na upiornych dożynkach, jej dobrowolnego zgłoszenia się na śmierć w Igrzyskach Śmierci za młodszą siostrę, błyskawicznie popłynęliśmy ku finałowi opowieści, wcale nie tak krótkiej, bo zajmującej 350 stron. Przebiegu zawodów nie da się streścić szkolnym planem wydarzeń, zresztą krwawe konkurencje w świetle jupiterów rozpoczynają się właściwe jeszcze przed wysłaniem trybutów na arenę, tuż po ich wyborze w rodzimych dystryktach. Najpierw wypowiedziana zostaje wojna wizerunkowa. Reklamowanie ludzkiego towaru ma służyć pozyskaniu sponsorów, którzy w ciężkich momentach mogą przesłać na przykład odrobinę lekarstwa, jedzenia albo wody. Tak tak, w oryginale to w końcu Głodowe Igrzyska. Medialność przyszłych morderców służy również rozbawieniu mieszkańców Kapitolu, którzy kochają zakładać się o zwycięstwo czy kolejność śmierci.
W tej brutalnej rzeczywistości autorka zostawiła dużo przestrzeni dla wielkich wartości i szlachetnych uczuć. Katniss pochodzi z dystryktu górniczego (są jeszcze między innymi tekstylny i rolniczy), jej ojciec zginął pięć lat wcześniej na szychcie. Dziewczyna jako jedenastolatka musiała zająć się utrzymywaniem rodziny, głównie dzięki handlowi upolowaną dziczyzną, bo jej matka zachorowała na ciężką depresję, a siostra miała zaledwie kilka lat. W losowaniach na trybutów biorą udział dzieci od dwunastego do osiemnastego roku życia, „Igrzyska Śmierci” rozgrywają się, gdy po raz pierwszy może zostać wybrana Prim, siostra Katniss, a po raz ostatni jej przyjaciel, Gale. Książka w równym stopniu przedstawia właściwą akcję i świat uczuć bohaterki, zawieszonej między przywiązaniem i lojalnością wobec rodziny i Gale'a a rodzącym się uczuciem do partnera z igrzysk, Peety. On zaś jest ucieleśnieniem zalet, ale tych ludzkich, nie wyidealizowanych. Bliskość młodych ludzi okazuje się tu metodą na przełamanie tragizmu historii. Choć brzmi to wzniośle, książka jest szczera i ciepła, pozbawiona grafomanii czy romansowego przesłodzenia. A zarazem bardzo gorzka, bo do końca nie wiemy, czy miłość Katniss i Peety nie jest aby tylko produktem reklamy. Połączenie literatury z filmem tylko potęguje wątpliwości.
Nie lubimy, gdy z ostatnią stroną książki wszystko zostaje rozwiązane. Wolimy mieć wątpliwości i drążyć, spierać się z postaciami i autorem. Z Suzanne Collins pięknie się nam kłóciło, cieszę się, że w Polsce wydano wszystkie powieści ze świata Panem oraz cały cykl Kronik Podziemia, bo „czytanie autorami” uprawiamy od kiedy mój syn potrafił pokazać ręką, którą książkę chce. A teraz, po lekturze „Igrzysk śmierci”, oboje chcemy przeczytać każdą powieść ich autorki.

Bożena Itoya

Suzanne Collins, Igrzyska śmierci, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, Media Rodzina, Poznań 2009.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz