Szósty tom serii "Malutki Lisek i Wielki Dzik" Bereniki Kołomyckiej jest świeżutki niczym nowalijka. Już na etapie okładki oko czytelnika tonie w zieleni, a małe ręce chcą głaskać – liście i Liska. Historyjka opowiedziana w tym albumie w niewielkim stopniu nawiązuje do poprzedniego, ale można ją czytać i oglądać niezależnie od wcześniejszych odsłon cyklu, w ogóle zaczynając od "Okropieństwa". Nie trzeba wcześniej znać bohaterów, by ich polubić. To może być wasz liskowo-dzikowy debiut. Lekkość pióra i pędzla autorki, tak daleka od maniery, pozornie wydaje się również wskazywać na debiut, ale wystarczy bardziej zagłębić się w lekturę, by docenić poziom artystyczny i techniczne umiejętności kadrowania oraz "dymkowania" bohaterów. Są bardzo wysokie, jak przystało na pierwszą damę polskiego komiksu dla dzieci.
Malutki Lisek i inne zwierzęta szykują się do zimy, gromadząc zapasy lub szukając tych już zebranych, ale zapomnianych. Rozmawiają. Rozmyślają. Trochę filozofują. Nie jest to komiks akcji, przynajmniej nie w tym stereotypowym znaczeniu, jakiego spodziewaliby się przeciwnicy uznawania kolorowych zeszytów za pełnowartościowe książki, czyli wciąż dobrze się mające osoby komiksy dyskredytujące. Targetem "Okropieństwa" nie są dzieci, które trzeba zmuszać do czytania i lepiej niech już czytają komiksy z ich błyskawiczną, dziwnie poprzecinaną fabułą niż nic, chociaż tak naprawdę to żadna książka. Berenika Kołomycka tworzy dla młodych i wiecznie młodych odbiorców, którzy lubią i umieją przyswajać malownicze leśne widokówki składające się w spokojną, nastrojową opowieść oraz chcą i potrafią myśleć, także o innych. Tematem tego albumu jest bowiem przede wszystkim przyjaźń, także taka zmuszająca do wyrzeczeń, a przyznanie się do winy, podjęcie ryzyka utraty zaufania czy w ogóle przyjaciela, bywa największym wyrzeczeniem.
Wielki Dzik reprezentuje spokojne, refleksyjne podejście do życia, niekiedy okazuje odwagę nie poddaje się nurtowi plotek ani grupowej paniki. Malutki Lisek jawi się jako jego przeciwieństwo – w gorącej wodzie kąpany, czasem rozpali się do pomarańczowości, palnie coś, potem szybko żałuje. Świadkiem liskowej żywiołowości i narzekania na Dzika jest Koszatka (najśliczniejsza z uroczych postaci w komiksie), która zlękniona przekazuje wieść Wiewiórce, ta z kolei biegnie z doniesieniem do oczernianego przez rudego. Gdy już myślimy, że wszystko potoczy się jak zwykle, to znaczy zostaniemy pouczeni, jak powstaje plotka i ile może zrujnować, następuje niespodziewany zwrot, a właściwie stop akcji. Dzik zanim wysłucha wiadomości przeprowadza test, czy rewelacja, z którą przychodzi do niego Wiewiórka jest prawdą i czymś dobrym. Przy braku pewności co do którejkolwiek opcji, wielka nowina zostaje porzucona na rzecz patrzenia sobie na śliczne rybki. Bardzo dobrze rozumiem Wielkiego Dzika i niniejszym uznaję za mojego guru. Zamiast truć codzienność plotkami, wyrzutami i podejrzeniami, lepiej wszyscy obserwujmy wodny, leśny i powietrzny drobiazg. A przynajmniej czytajmy komiksy Bereniki Kołomyckiej, której podejście do świata i sztuki komiksu podbudowuje i przywraca równowagę.
Bożena Itoya
Berenika Kołomycka, Malutki Lisek i Wielki Dzik. Okropieństwo, Egmont Polska, Warszawa 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz