Książka
Magdy Podbylskiej "A u nas powstanie!" z ilustracjami
Katarzyny Bukiert to przedsięwzięcie zakończone sukcesem, bo jest
dokładnie tym, czym miała być. Autorka nie podszywa się pod
powieść przygodową z elementami edukacyjnymi (popularyzacja nauk
historycznych), ale wykorzystując konwencję książki w książce
przedstawia nam pewną poznańską rodzinę, swoją opowieść snując w dwóch planach czasowych: we współczesności oraz na przełomie
lat 1918 i 1919. Jest to prosty, dobrze napisany utwór literacki,
dopełniony klimatycznymi rysunkami odzwierciedlającymi tylko
"dawniejszą" część fabuły, która zresztą stopniowo
przejmuje dominację także w płaszczyźnie tekstu. Im bardziej
zaawansowana lektura, tym dłuższe są partie tekstu poświęcone
Grześkowiakom-powstańcom, a tym krótsze
fragmenty dotyczące dzisiejszych Grześkowiaków, zwyczajnych
dwudziestopierwszowiecznych poznaniaków. Ale wszystko zaczyna się i
kończy właśnie w domu Oli, Wojtka i ich rodziców, których
odwiedza dziadek. Ambicją starszego pana jest przekazanie
najmłodszemu i średniemu pokoleniu wiedzy o rodzinnych dziejach, i
to dawniejszych niż sam sięga pamięcią. Zapał opowiadacza
poszerzony został o szczegółowe sprawozdanie z wybuchu i
pierwszych dni powstania wielkopolskiego na ulicach Poznania oraz w
innych miejscowościach Wielkopolski. W książce znalazły się
nawet mapy.
– Nie
jestem już młody, a czas płynie coraz szybciej. Wiele spraw
chciałbym jeszcze załatwić przed śmiercią, ale boję się, że
nie wszystko zdążę.
– Jesteś
chory? – spytał zaskoczony tata.
Dziadek
usiłował równo ułożyć kartki, ale nie najlepiej mu szło.
– Martwię
się czymś innym: że gdy ja umrę, o pewnych rzeczach nigdy się
nie dowiecie. Kiedy żył jeszcze mój ojciec, często opowiadał nam
różne historie. – Dziadek spojrzał na Olę i Wojtka, którzy
półleżąc na krzesłach, mieli znudzone miny. – Widzę, że was
to wcale nie interesuje, ale mam do was prośbę. Czy mogę liczyć
na to, że wysłuchacie pewnej opowieści? Nie chcę tej wiedzy
zabierać ze sobą do grobu.
Zapadła
całkowita cisza. Dziadek najwyraźniej uznał ją za dobrą monetę,
bo ciągnął niezrażony:
– Nie
chciałbym, żebyście sami po cichu czytali tę historię, bo zależy
mi na tym, żeby móc z wami od razu porozmawiać. Wszystko wyjaśnić
i dopowiedzieć. No i nie ukrywam, iż obawiam się, że sami nawet
do niej nie zajrzycie. Czy nie mielibyście nic przeciwko temu, żebym
od razu zaczął?
– No
wiesz, trochę nas zaskoczyłeś... – Tata przesiadł się na sofę.
Ola
spojrzała błagalnie na mamę, ale ta zajęta była zbieraniem
paproszków ze stołu.
–
Oczywiście, że nie –
powiedziała w końcu mama. – A o czym jest ta książka? Miejmy
nadzieję, że dzieciom się spodoba.
Dziadek
poprawił się na krześle, założył okulary i zaczął czytać
swoim niskim, gardłowym głosem.
Na
początku współczesne wstawki pełnią funkcję wprowadzenia –
dziadek tłumaczy okoliczności historyczne i koligacje rodzinne.
Później kompozycja tekstu ulega niewielkiej zmianie, bo komentarze
seniora rodu stają się krótsze i rzadsze, zmienia się też ich
cel, służą bowiem głównie objaśnieniu relacji narodowościowych
i sąsiedzkich w Poznaniu po odzyskaniu wolności przez Polskę, ale
przed przyłączeniem do niej Wielkopolski. W drugiej połowie
książki swoje uwagi wygłaszają niemal wyłącznie coraz bardziej
zainteresowani opowieścią słuchacze: tata, mama, Ola i Wojtek
Grześkowiakowie. Bohaterowie przechodzą tym samym znaczącą
przemianę, bo początkowo nawet rodzice są zmieszani, gdy dziadek
proponuje przeczytanie swojej książki na głos, a rodzeństwo
kojarzy słowo "powstanie" tylko z warszawskim zrywem z
1944 roku. Ciekawe, jak wielu młodych Polaków tak ma.
– Nie
mieli w domu polskich książek? – zdziwiła się mama. – Nawet
Sienkiewicza?
– Powieści
Sienkiewicza drukowane były wcześniej w polskich gazetach, w
odcinkach. Książkowa wersja to musiał być prawdziwy rarytas...
– I
dostali tę książkę od Niemca? Od wroga? – zapytał z
powątpiewaniem tata.
– Takie
były czasy. Mieszkali drzwi w drzwi. Pożyczali od siebie krzesła
na przyjęcia, razem kisili ogórki, jeździli na grzyby, pożyczali
sobie sól i dzielili się przepisami na najlepsze placki. I nagle
mieli się przestać szanować? Dlatego że historia tak się
potoczyła? Przyjaźnisz się przecież z człowiekiem, a nie jego
narodowością!
Co
sprawia, że współczesne dzieci, początkowo otwarcie okazujące
niechęć do udziału w rodzinnych wspomnieniach, angażują się w
wydarzenia relacjonowane przez dziadka? Po pierwsze, działa tak
bliskość historii: ta sama rodzina, to samo miasto. Po drugie, do
młodzieży (i rodziców) przemawia ciepły, realistyczny wizerunek
przodków, w 1918 roku będących ludźmi młodymi i dziećmi.
Pradziadek i prapradziadek Kazimierz jako kilkuletni Kaziu,
najmłodszy, śmieszny członek rodziny – to na każdym
zainteresowanym zrobi wrażenie, bo nawet oglądając zdjęcia
własnych rodziców w wieku szczenięcym odczuwa się zdziwienie,
niedowierzanie i rozbawienie. Tymczasem ten mały człowiek, Kaziu
Grześkowiak, wówczas ledwie bierny świadek wielkich wydarzeń,
przekazał swoje odczucia i obserwacje kolejnym trzem, czterem
pokoleniom, a spisane w formie wspomnień czy książki dla dzieci na
pewno trafią i do kolejnych potomków.
– To
w końcu Niemcy byli dobrzy czy źli, bo już nie rozumiem –
powiedziała Ola.
– Sami
widzicie, jakie to były trudne czasy – zaczął cicho dziadek. –
Niemcy byli sąsiadami Grześkowiaków przez wiele, wiele lat.
Pomagali sobie jak tylko mogli w tych ciężkich dla wszystkich
czasach. Ale jednocześnie Niemcy byli zaborcami, którzy
przywłaszczyli sobie polskie ziemie. Historia nigdy nie chce być
prosta. Inną drogą toczą się losy państw i narodów, a inną
zwykłych, dobrych ludzi. – Dziadek wytarł chusteczką oczy,
poprawił okulary i czytał spokojnym, nieco zachrypniętym głosem.
Znaczenie
powstania wielkopolskiego dla historii narodu i ziem polskich, choćby
jako jednego z niewielu zwycięskich zrywów narodowowyzwoleńczych,
jest niewątpliwie istotne, ale w tym miejscu interesuje nas nie
perspektywa naukowa / historyczna, tylko powodzenie omawianej książki
w czytającej rodzinie. "A u nas powstanie!" świetnie
promuje historię, regionalność (a przecież wydało ją
warszawskie wydawnictwo BIS!), wewnętrzne zróżnicowanie
polszczyzny (wyrazy z gwary poznańskiej występują w tekście oraz
słowniczku na końcu książki) i wspólnotowość, przy czym
oczywiście nie jest pozycją tylko dla poznaniaków. Gdziekolwiek
tkwią nasze korzenie, książka Magdy Podbylskiej na pewno wzbogaci
nasze kontakty rodzinne i pobudzi najmłodszych z nas do rozsądnego
myślenia, choćby o małej ojczyźnie, która nie zawsze musi
należeć do tylko jednego narodu. Ilustracje Katarzyny Bukiert
utrzymują i atmosferę tekstu, i jego poziom. Zwłaszcza jeden obraz
wywołuje refleksję, wzruszenie czy potrzebę rozmowy: widziane z
góry drewniane schody, na półpiętrze przelękniony czarny kot
zerka w dół, gdzie na stopniach znikają jego państwo z walizkami.
Powstanie wielkopolskie było wielką wygraną poznańskich Polaków,
ale też chwilą, gdy niemieccy mieszkańcy miasta musieli zostawić
swoje domy z całym dobytkiem i wyjechać. Wielu dorosłych nie
potrafi rozliczyć się z historią swojego kraju czy regionu, może
młodym się to uda. Na pewno, jeśli będą czytywać książki tak
mądre, jak ta.
Bożena
Itoya
Magda
Podbylska, A u nas powstanie!, ilustracje Katarzyna Bukiert,
Wydawnictwo BIS, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz