Ależ
to wielka i lotna książka! Trudno mi nie zakrzyknąć w zachwycie
nad publikacją, która formatem przypomina dawne perełki: "Krecika
w mieście" czy Profesora Filutka, przy czym mam na myśli i
dosłownie duży rozmiar, i wymiar literacko-satyryczny oraz fizis
(ludzkich) bohaterów. Otóż w książce Thomasa Baasa "Lot
Osvalda" poznajemy statecznego jegomościa w nieokreślonym,
przynajmniej średnim wieku, pod krawatem, w garniturze, wysokim
meloniku i w miejskiej dżungli całkowicie usatysfakcjonowanego
regularną, dość monotonną codziennością. Filutek miał pieska,
zaś Osvaldo, współczesny francuski krewny profesora z pasków
komiksowych publikowanych niegdyś w "Przekroju", posiada
ptaszka Fiu-Fiu. Szczebiot i przyjaźń skrzydlatego współlokatora
są dla Osvalda może najważniejszym fundamentem poukładanego
życia, ale pędzący swój żywot w klatce Fiu-Fiu smutnieje i
przestaje śpiewać. Codzienność szarzeje, choć u autora i zarazem
ilustratora "Lotu Osvalda" nadal jest zielona z
nieznacznymi czerwonymi akcentami, do których należą ptaszek, jego
trele oraz włosy przystojnej sąsiadki. Jak w wielu dobrych
zagadkowych nowelach, czy to literackich, czy filmowych, Osvaldo
szuka pomocy w tajemniczym, "pachnącym" szamanem miejscu.
Spodziewa się znaleźć tu coś, co odbuduje energię Fiu-Fiu,
obudzi go ze smętnego odrętwienia.
Następnego
wieczoru Osvaldo przechodził obok dziwnego sklepu, którego nigdy
wcześniej nie zauważył.
Pełno
w nim było rzeczy pochodzących z odległych krajów, o których
Osvaldo nawet nie słyszał. W całym tym rozgardiaszu zwróciła
jego uwagę mała roślinka.
– Ona
jest bardzo wyjątkowa, proszę pana – powiedziała sprzedawczyni.
– Pochodzi z samego serca dżungli.
Uszczęśliwi
każdego, komu ją pan podaruje.
Czy
roślina okaże się magiczna, czy uszczęśliwi tylko obdarowanego,
czy też pomoże lub zaszkodzi obdarowującemu – przekonacie się
sami. W tym punkcie opowieści miejska dżungla budynków o
nieokreślonej lokalizacji (pasujących właściwie do każdego czasu
i miasta nowożytnej Europy) ustępuje miejsca prawdziwej dżungli, w
którą śmiało zagłębia się Osvaldo poszukujący szczęścia –
dla przyjaciela, siebie, w ogóle. A tytuł książki musimy
zinterpretować samodzielnie, autor tylko pobudza nas do nieco
filozoficznych rozmyślań.
Ta
prosta, acz fascynująca przygoda porwała nawet mojego dwuletniego
bratanka. "Lot Osvalda" może każdego oczarować czym
innym: gigantyzmem kart, a co za tym idzie ilustracji, równocześnie
tak oszczędnych, choć też pełnych szczegółów, cieni i maźnięć
pędzla; zamkniętym, skromnym zestawem kolorów; kreską, czasem
sprawiającą wrażenie szkicu (ale artystycznego i dopracowanego)
czy wreszcie samą historią. Nam spodobały się wszystkie
wymienione aspekty tej wyjątkowej lektury, która mogłaby być
napisana i narysowana równie dobrze 100 lat temu, współcześnie i
za kolejny wiek. W naszej rodzinie na pewno będzie i wtedy.
Bożena
Itoya
Thomas
Baas, Lot Osvalda, tłumaczenie Przemysław Szczur, Wydawnictwo
Tadam, Warszawa (brak daty wydania).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz