cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 7 marca 2022

Mats i Roj


Zbiór opowiadań Evy Lindström "Mats i Roj. Ktoś się wprowadza" powstał dwadzieścia lat temu i wcale się nie postarzał. Są to przyjemne, choć nieco zadziorne krótkie formy dla dzieci oraz o dzieciach, jednocześnie typowych i niezwykłych. Gdy po nią sięgniecie, przeżyjecie szwedzką przygodę w lesie, dziecięcym pokoju, na podwórku i w osiedlowej uliczce. Poniesie was niepohamowany huragan dzieciństwa, gonitwa pomysłów i emocji.

Na początek zabrał się za budowanie ściany. Osiem patyków wbitych w ziemię stanowiło szkielet. Ściana musi być stabilna i odpowiednio długa. Położył się na ziemi, żeby sprawdzić, czy zmieści się na leżąco, ale nogi wystawały mu od połowy łydek. Musiał dołożyć jeszcze cztery patyki. Po chwili wstał. Ktoś nadchodził drogą. Może Mats. Teraz kroki było słychać wyraźnie. Zwolniły, a po chwili się zatrzymały. Teraz ten ktoś stał zupełnie bez ruchu. Roj zaśmiał się w myślach.

Autorce udało się utrwalić prawdziwy obraz przyjaźni, takiej z zatykaniem uszu, gdy nie chce się już słuchać kolegi, z małymi kłamstewkami i nieporozumieniami, za to bez cukierkowych przysiąg, że "Best Friends Forever". Książka złożona jest z opowiadań, ale czyta się ją jak powieść. Bardzo zabawnie i ciekawie było przyjąć sposób myślenia, fantazjowania, obrażania się i ogólnie patrzenia na świat przez Matsa i Roja. Ich styl bycia porywa i nie daje oderwać się od lektury.

Roj znalazł gumkę i za jej pomocą wystrzelił kamień prosto w niebo. Kamień leciał i leciał, wcale nie tracąc prędkości. Nie zawrócił i nie spadł, tylko pędził szybciej i szybciej, coraz dalej od Ziemi, w kosmos. Wszystkie inne rzeczy, które Roj wystrzelił tego dnia w niebo, wróciły na Ziemię, po kilku sekundach. Gumka do mazania spadła natychmiast, kapsel zawahał się chwilę, ale też zawrócił i spadł. Cukierek leciał jedynie kilkadziesiąt centymetrów, zanim pacnął o ziemię. Ale kamień zniknął.

Akcja skupia się na dwóch kilkuletnich sąsiadach, ich codziennych zajęciach, jak wyczekiwanie kilka godzin pod czyimś domem, bo "ktoś się wprowadza", budowa domku, który okazuje się szałasem, organizacja pchlego targu, oczekiwanie na ujawnienie się jaszczurki w terrarium czy spadnięcie kosmicznego kamienia... no właśnie, w tej książce czas dzieci bardzo się ciągnie i tak to właśnie pamiętam: powolne spędzanie godzin na dworze, snucie się minut i dni, niby na niczym, a to nic potem okazuje się wszystkim, całą naszą bazą dorastania i dorosłości.

Coś wielkiego, gęstego i białego pojawiło się nad wodą. To była mgła. Zbliżała się powoli, zupełnie nieprzenikniona, i wyglądała jak chmura, która spadła z nieba. Była coraz bliżej. Wielka ściana mgły sunęła w kierunku lądu. Otoczyła Matsa, zamek, dziewczynkę i wszystkich na plaży, ale tego Mats nie mógł zobaczyć, bo świat był teraz biały i oprócz bieli nic nie było widać. Mgła wślizgnęła mu się do uszu i je zatkała, zawisła nad oczami, wcisnęła się do nosa i wypełniła głowę. Wszystko było puste, zimne i wyjątkowo ciche. (...) I wtedy wyszło słońce. Najpierw blade, zamglone, prawie niewidoczne. Potem coraz mocniejsze. Powoli wracała plaża. W końcu Mats zobaczył, że obok niego stoi dziewczynka.

Poza zabawami, głównie tymi wynikającymi z największej nudy, czyli najlepszymi, jest w "Matsie i Roju" trochę lęku i smutku, bo i one są ważnym budulcem dzieciństwa. Czytając opowiadania Evy Lindström rodzic wzrusza się i poddaje refleksji, że tak właśnie trzeba żyć, a dziecko chichra się z bohaterów i czuje we krwi ich lekkość oraz próbuje zgłębić każdą z zarysowanych tajemnic. Sami sprawdźcie, co dla was stanowi esencję lekkiej i refleksyjnej zarazem prozy szwedzkiej. Ja nie kochałam tak dzieciństwa chyba od czasów "Ronji". 


Bożena Itoya

 
Eva Lindström,  Mats i Roj. Ktoś się wprowadza, przełożyła ze szwedzkiego Marta Wallin, Zakamarki, Poznań 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz