Czerwcowa
filmowa Warszawa w tym roku naprawdę nas rozpieszcza. Nas, czyli
rodziców, którzy starają się zabierać dzieci do kina na różne
filmy, nie tylko te reklamowane na billboardach i w telewizji. Tym
razem mieliśmy wielki wybór – od 13 do 21 czerwca w ramach
festiwalu Kino w trampkach w trzech warszawskich kinach
zaprezentowano kilkadziesiąt filmów. Projekcje adresowane były do
dzieci w wieku przedszkolnym, uczniów szkół podstawowych i
gimnazjów, a nawet młodzieży licealnej. Seansom towarzyszyły
spotkania i warsztaty z twórcami filmów, wystawy oraz feta
urodzinowa książkowo-filmowego króliczka.
Spośród
szerokiej oferty wybraliśmy z synem pozycje pasujące do jego wieku
(9 lat), których zwiastuny i opisy festiwalowe zainteresowały tego konkretnego
małego widza, a emisje odbywały się w osiągalnych dla nas
godzinach i kinach (bez konieczności wagarowania z pracy i szkoły).
Podczas festiwalu zobaczyliśmy 6 filmów: "Świat według
T.S. Spiveta" (kategoria "Przegapiłeś? Musisz
zobaczyć!"), "Daleko, daleko" (poza
konkursem), "Goonies" (kategoria "Dziecięce
olśnienia"), "Wojna o przyjaźń" (konkurs
filmów dziecięcych), "Niezwykła maszyna" (konkurs
filmów dziecięcych) oraz "Gang szklanych kulek" (konkurs
filmów dziecięcych). Trzy kolejne tytuły, znajdujące się w
programie Kina w trampkach, oglądaliśmy niedawno: "Wilcze
dzieci" (kategoria "Przegapiłeś? Musisz zobaczyć!")
oraz "Tajemniczy ogród" i "Hair"
(to tylko ja), na festiwalu wyświetlane w kategorii "Dziecięce
olśnienia".
W
mojej świadomości "Hair" funkcjonuje jako symbol, jeden
wielki protest song. Jestem bardzo ciekawa, jak odbierają ten
musical nastolatki dwudziestego pierwszego wieku. Wprowadzenie filmu
Miloša Formana do programu Kina w trampkach było jedną z
ciekawszych decyzji organizatorów, choć interesujący jest cały
blok "Dziecięce olśnienia", skomponowany przez gości
festiwalu – aktora Rafała Maćkowiaka i piosenkarkę Marikę. Na
przykładzie mojego syna mogę stwierdzić, że wciąż elektryzuje
magia "Tajemniczego ogrodu", natomiast "Goonies"
nieco się postarzeli, niby bawią, ale jednak trącą
przerysowaniem, naciąganym aktorstwem i takąż fabułą. Sądzę,
że koledzy syna (co nie znaczy, że wszyscy jego rówieśnicy) i ich
rodzice chętniej obejrzeliby na wielkim ekranie inne komercyjne,
"zachodnie" olśnienia lat 80. i 90. XX wieku: "Batmana"
i "Powrót Batmana" (oba Tima Burtona), "Gremliny
rozrabiają", "Critters", "Willow" czy
"Niekończącą się opowieść". Większość z tych
filmów nie była adresowana do młodych, a przynajmniej nie do
najmłodszych widzów, ale i tak oglądaliśmy je jako dzieci,
podobnie jak nasze dzieci widują (czy to w kinie, czy w telewizji,
że o platformach nie wspomnę) Thora czy Władcę Pierścieni.
Oczywiście wymienione przeze mnie kultowe produkcje mojego
dzieciństwa to tytuły lekkie i rozrywkowe, ale, jak powiedział na
festiwalu reżyser Mariusz Palej, kino pozostaje sztuką jarmarczną.
Na szczęście nie zapomnieli o tym twórcy pozostałych filmów
obejrzanych przez nas w ramach Kina w trampkach.
Dzieci
w kinie chcą się bawić. Nie przeszkadzają im filmy mądre, z
których można dowiedzieć się czegoś o poważnych problemach, ale
przeważnie nie sprawdza się "polecanie" młodzieży
(zwłaszcza tej młodszej) pozycji "ciężkich", które
"pomogą się oswoić", "poradzić sobie" czy
"zrozumieć" – tu można uzupełniać różnymi wersjami
pojęć "inność", "samotność", "choroba",
"śmierć". Właśnie śmierć pojawiła się jako jedna z
głównych bohaterek we wszystkich pozakonkursowych propozycjach Kina
w trampkach, jakie widzieliśmy: w "Wilczych dzieciach",
"Daleko, daleko" oraz "Świecie według T.S. Spiveta".
Uczucia pustki, bólu, zagubienia i buntu zostały jednak
przedstawione w tych filmach w sposób tak różny i bogaty, że mój
syn nie był znudzony ani przygnębiony tematem. Właściwie nawet
nie zauważył podobieństwa, każdy z tych filmów podobał mu się
z innych względów, mówił do niego innym językiem, a zdecydowanym
faworytem został "Świat według T.S. Spiveta".
Po
porywającej podróży pociągiem towarowym, jaką odbyliśmy z T.S.
Spivetem, wydawało mi się, że już nic na Kinie w trampkach nie
zachwyci mojego dziecka bardziej. A jednak, wraz z filmami
konkursowymi nadeszły większe, nowe emocje. "Niezwykła
maszyna" pozornie jest kolejnym tytułem opowiadającym o
pożegnaniach, ale dla mnie była to fascynująca, surowa, bardzo
plastyczna wizja s-f. Ten film zapewne nie spodoba się każdemu
dziecku, natomiast jeżeli trafi na widza o odpowiedniej wrażliwości,
zostanie w nim na zawsze, wraz ze swoją ciszą, pauzami, niezwykłym
oświetleniem i panokleksowatością.
W
konkursie brały udział również historie bardziej uniwersalne,
przygodowe, a właściwie awanturnicze: "Wojna o przyjaźń"
i "Gang szklanych kulek". O, jak się ucieszyłam, kiedy po
obejrzeniu drugiego z wymienionych filmów syn i jego przyjaciel
wygrzebali naszą kolekcję stu kilkudziesięciu szklaków, by nimi
grać i łowić w nie światło! Z kolei "Wojna o przyjaźń"
okazała się nie tylko wciągającą, prawdziwą i jakby
nieocenzurowaną przez dorosłych opowieścią o przyjaciołach,
zazdrośnikach, łobuzach, amantach oraz wojownikach, ale i
komentarzem naszej rzeczywistości. Film widzieliśmy sześć dni
temu i odtąd rozmawiamy o nim chyba co dzień. Ocena dorosłego
widza nie jest tu decydująca, dla mnie najważniejszym wskaźnikiem
wartości filmu jest jego powodzenie u dzieci, z tego punktu widzenia
"Wojna o przyjaźń" oraz "Gang szklanych kulek"
wygrały Kino w trampkach.
Program
festiwalu dla rówieśników mojego syna nie był aż tak obszerny,
by nie można obejrzeć wszystkiego – o ile dysponuje się
odpowiednim zapleczem finansowym i transportowym, a dziecko nie
chodzi do szkoły na zmiany. Kino w trampkach trwało 9 dni, seanse
odbywały się o różnych porach dnia i przeważnie były powtarzane
w każdym z festiwalowych kin. Jak wspominałam, wybieraliśmy się
jedynie na pozycje wybrane lub zaakceptowane przez syna. Nie
obejrzeliśmy tylko jednego filmu, na który oboje mieliśmy chrapkę
(bo ja chętnie zobaczyłabym jeszcze o kilka więcej) –
wyróżnionego w konkursie dziecięcym "Wroniego jaja". Na
ten seans czekał przede wszystkim syn, oczarowany "łobuzerskim"
zwiastunem. Kopia filmu jednak nie dotarła na pierwszy dzień
festiwalu i zamiast "Wroniego jaja" zobaczyliśmy "Świat
według T.S. Spiveta", czego wcale nie żałujemy, bo było to
kino, jakie lubimy najbardziej. Niemniej nie możemy się
wypowiedzieć na temat żadnej z pozycji nagrodzonych lub
wyróżnionych przez jury festiwalu, mamy więc nadzieję, że filmy
te będzie można jeszcze zobaczyć.
Żałuję,
że sale kinowe nie pękały w szwach, przynajmniej na seansach, w
których uczestniczyłam. Może polska widownia dopiero przyzwyczaja
się do dobrego kina dla dzieci, a może warto poświęcić więcej
uwagi promocji poszczególnych filmów (zwłaszcza tych przygodowych)
przed festiwalem, tak, by widzowie indywidualni i grupy szkolne w
przyszłym roku przybywali na konkretne, wymarzone seanse. Jestem
przekonana, że na przykład "Wojna o przyjaźń" i "Gang
szklanych kulek" mogą przyciągnąć do kin nie tylko
wielbicieli ambitnego, "problemowego" kina czy bywalców
kin studyjnych i festiwali filmowych. Każdy nauczyciel / rodzic
znający te pozycje chciałby na nie zabrać swoją klasę /
pociechę.
Organizatorzy
Kina w trampkach odpowiedzieli na wracające wciąż (i słuszne)
pytanie: co z polskim filmem dla dzieci? Otóż podczas festiwalu
zapowiedziany został znajdujący się w postprodukcji film "Za
niebieskimi drzwiami" w reżyserii Mariusza Paleja, z udziałem
między innymi Ewy Błaszczyk, Teresy Lipowskiej i Michała
Żebrowskiego. Ta adaptacja książki Marcina Szczygielskiego według
mnie ma szansę przyćmić dotychczasowe, raczej telewizyjne, polskie
produkcje filmowe adresowane do dzieci. Wygląda na to, że twórcy
nie chcą zapełnić czymkolwiek dziury w polskiej kinematografii,
ale że będzie to fajny film przygodowy "z dreszczykiem",
oparty na dobrej książce. Tak wnioskuję na podstawie wypowiedzi
producentów, reżysera, autora powieści oraz po pierwszych ujęciach
wyświetlanych podczas festiwalu. Przekonamy się w przyszłym roku,
bowiem reżyser zapowiedział, że do premiery dojdzie między
kwietniem a wrześniem 2016 roku.
Nasze
artystyczne przeżycia związane z festiwalem nie ograniczały się
do oglądania filmów, bowiem udało nam się spotkać z twórcami
wspomnianego filmu "Za niebieskimi drzwiami" oraz aktorem
Rafałem Maćkowiakiem, który występował jako lektor (na żywo!) w
trzech z sześciu obejrzanych przez nas filmów. Dla nas, wielbicieli
audiobooków, słuchowisk i sztuki dubbingu, uczestnictwo w takich
niepowtarzalnych projekcjach było ważnym przeżyciem, wzbogaconym o
rys teatralny i nutkę magii dawnego kina. Dzięki tym kilku seansom
syn poczuł "od środka" atmosferę "Cinema Paradiso"
czy "Lisbon Story", może nawet obecność lektora w
większym stopniu niż repertuar uczyniła z festiwalu filmowego dla
dzieci święto kina. Teraz, wchodząc na salę kinową, mój syn
rozgląda się za stolikiem z lampką i plikiem kartek (i za panem
Maćkowiakiem), niestety, przyjdzie mu poczekać rok – do kolejnej
edycji Kina w trampkach.
Bożena
Itoya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz