cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 21 czerwca 2015

Świadomy rodzic docenia błoto


W warszawskich Stu Pociechach, jednym z tutejszych ośrodków świadomego rodzicielstwa, po raz kolejny odbył się mający już kilkuletnią tradycję Dzień Błota. Wydarzenie sprowadza się w gruncie rzeczy do tego, co wielu z nas robiło niegdyś na co dzień w przydomowym ogródku: beztroskiego taplania się w błocie z wykorzystaniem starych garnków, sztućców i chochli, co, jak się okazuje, jest zajęciem bardzo pozytywnie wpływającym na rozwój dziecka. Okazja do umorusania się jak nieboskie stworzenie przyciąga więc zaangażowanych miejskich rodziców pragnących zapewnić swoim pociechom bardziej namacalny kontakt z naturą, znudzonych gumową powierzchnią i sterylnym wyglądem osiedlowych placów zabaw.
 
Z początku staję nieśmiało z boku i obserwuję. Po przygotowanym placyku, gdzie na drewnianych skrzynkach piętrzą się ubłocone naczynia, chodzą dzieci, a za nimi krok w krok postępują dorośli. "Ignaś! Ignaś! Uważaj, pochlapałeś dziewczynkę! Na pewno jej przykro". "Zobacz, dziewczynka dała ci garnuszek, jest bardzo miła". Jak osobiści trenerzy szepczą dzieciom do ucha sugestie, wykorzystują każdą sytuację do nauki wrażliwości na potrzeby innych. Starają się przy tym wtopić w otoczenie, więc odruchowo chwytają chochle i przelewają nimi błoto z jednego garnka do drugiego. Nie wiem, kogo w tym tłumie jest więcej - dzieci czy rodziców - i kto z nich się lepiej bawi. Choć podejrzewam, że ci ostatni opanowali już do perfekcji sztukę udawania entuzjazmu przy robieniu błotno-chwastowej zupy. Czasem tylko ocierają ubłocone ręce, by zrobić swojej latorośli zdjęcie. Albo najlepiej od razu dziesięć, na wszelki wypadek. Instagram odnotowuje nagłe przeciążenie serwerów.
 
Na boku stoją mamy i tatusiowie wyznający zasadę, że dziecko najlepiej się rozwija poprzez swobodną zabawę (albo szczęśliwi, że ich pociecha w końcu raczyła zająć się lepieniem błotnych kotletów bez ich asysty). Prowadzą dyskusje o najnowszych trendach w rodzicielstwie bliskości, najciekawszych kanałach edukacyjnych na YouTubie, rzucają tytułami interesujących lektur (Juul, Sears, Cohen, Stein... Tracy Hogg surowo wzbroniona!), znajomi korzystają z okazji, by wymienić się przyniesionymi książkami, zabawkami, ubrankami. Wielu trzyma w nosidłach (oczywiście ergonomicznych) najmłodsze pociechy, dowodząc, że wśród rodziców bliskościowych wielodzietność nie wyszła jeszcze z mody.

Część wychuchanych miejskich dzieciaków dość nieufnie podchodzi do pomysłu zabawy w błocie. "Brudne rączki" - woła moja córka po paru chwilach zabawy. "Nie szkodzi, tu można się brudzić do woli". "Nie, umyć!". Idziemy więc do stale odkręconego kranu w rogu podwórka, przy którym stoi już w kolejce kilkoro innych czyściochów. Rączki umyte, wracamy do zabawy. Po chwili córka wraca: "Brudne kaloszki!". I znów stajemy w kolejce do kranu. Tymczasem mniej przewrażliwione na punkcie higieny dzieci lepią domki z gliny i patyków, biją pianę z wody z mydłem, wlewają konewkami wodę do rurek i lejków i skaczą po powstałych kałużach. Starszaki siedzą w drugim kącie podwórka i w skupieniu wbijają gwoździe w małe kawałki drewna w ramach warsztatów dla młodych majsterkowiczów.
Na koniec wszyscy, trochę zmarznięci (20 stopni to nie jest wymarzona pogoda na taplanie się w zimnej wodzie), lądujemy w kafejce, gdzie rozgrzewamy się zupą pomidorową z makaronem. Apetyty dopisują, rodzice czatują na wolne foteliki do karmienia, ci z młodszymi dziećmi moszczą się na kanapach i wyciągają butelki albo piersi. Już najedzone kilkulatki biegną do sali zabaw, poskakać na do widzenia na trampolinie albo pobujać się na huśtawce.
Wreszcie pakuję moją wykończoną dwulatkę do wózka. Mijają mnie pozostali rodzice z dziećmi. "Obiecuję, że jeszcze tu wrócimy" - mówi mama zapłakanemu synkowi. I my na pewno też wrócimy, bo Dzień Błota, podobnie jak śpiewankowe Bliskie Spotkania, wszedł już na stałe do naszego zabawowo-edukacyjnego harmonogramu. Jeśli jesteś rodzicem bliskościowym, prawie na pewno zobaczysz tu kogoś znajomego (ja spotkałam trzy osoby, każdą poznaną w innym rodzicielskim kontekście). I choć z początku widok tłumu rodziców kręcących się na bosaka po ubłoconym podwórku wydaje się komiczny, w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że pięć minut temu zostawiłaś przemoczone buty pod ścianą i właśnie strzeliłaś pięćdziesiąte zdjęcie córki mieszającej błoto w garnku. Cóż - machasz na to ręką i wracasz do zabawy.
Joanna Pietrulewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz