Kiedy
zbrzydnie nam codzienność, w której liczą się wartości
materialne, gdy zapragniemy jakiejś odskoczni, warto sięgnąć z
dziećmi po książkę "Olimpiada pana Lemoncella" Chrisa
Grabensteina, by na 279 stron przenieść się do świata rządzonego
przez zabawę, przymioty umysłu i serca oraz przez... bibliotekarzy.
W zawodach, jakie organizuje pan Lemoncello, liczą się
doświadczenie, wiedza, inteligencja i umiejętność ich
zastosowania w praktyce, nie zaś poprawne rozwiązywanie testów,
oceniane zazwyczaj przez nauczycieli, czy stan posiadania, poddawany
ocenie poza lekcjami, ale również w szkole. Czytając tę książkę
młodzież może trochę odsapnąć i posmakować innych realiów.
Ta
nowa drużyna superzdolnych miłośników bibliotek była
niezwyciężona. Stali się wojownikami pana Lemoncella,
naprawiającymi to, co zostało zepsute, dzielącymi się wiedzą,
żeby odważnie zwyciężać nieznane.
Prawdziwe
mole książkowe na kartach drugiej powieści o zwariowanym
(pozytywnie) milionerze bibliofilu będą czuć się jak w domu,
podobnie jak w bibliotece pana Lemoncella poczuli się uczestnicy
pierwszej olimpiady bibliotecznej. A w szranki stanie 32
siódmoklasistów z różnych regionów Stanów Zjednoczonych.
Dwunastobój olimpijski odbędzie się w znanej nam z pierwszego tomu
nowoczesnej, pełnej gadżetów i tradycyjnych książek bibliotece
publicznej w Alexandriaville.
Autor
ściśle trzyma się koncepcji i mechanizmów obranych w pierwszej
części serii ("Biblioteka pana Lemoncella"). Taka
świadoma, wielotorowa (osoby, miejsca, wątki, sytuacje) kontynuacja
z jednej strony spełnia oczekiwania wiernych czytelników, ale
innych może nużyć przewidywalnością i powtarzalnością. Nie
zaliczamy się do tych ostatnich, wesoły dobroczyńca moli
książkowych nadal nas bawi, tym bardziej, że autor jest pełen
dystansu wobec własnej twórczości, żartując między innymi na
temat podobieństw między "Biblioteką Pana Lemoncella" a
"Charliem i fabryką czekolady" Roalda Dahla.
– Ale...
eee... nie jesteśmy dorośli – zauważyła Akimi.
– I
całe szczęście. Dorośli bywają tacy poważni i nudni. A jak
wiecie, w czytaniu i nauce nie ma nic nudnego!
Jak
w "Bibliotece...", tak i w "Olimpiadzie pana
Lemoncella" Kyle Keeley weźmie udział w drużynowej
rywalizacji o laur mistrza, choć tym razem walka teoretycznie
prowadzona będzie na polu bibliotekoznawstwa, a nie gier planszowych
i komputerowych autorstwa Luigiego Lemoncella. Prędko jednak okazuje
się, że by wygrać choć jeden z dwunastu medali trzeba posiadać
nie tylko cechy tradycyjnego bibliotekarza, ale i sprawnego gracza.
Próbie poddane zostaną między innymi bezinteresowna miłość do
książek, uczciwość i solidarność młodych olimpijczyków.
Otoczeni nowoczesną technologią będą podążać za bohaterami
literackimi z klasycznych i całkiem nowych książek dla dzieci i
młodzieży. Jedno z konkursowych zadań dotyczyć będzie literatury
zakazanej, przy okazji więc możemy poznać współczesne tytuły,
których nie można było (lub nadal nie można) wypożyczyć z
amerykańskich bibliotek dziecięcych.
Powieść
sprawdziła się u nas jako lekka lektura, przerywnik między
książkami bardziej artystycznymi, skomplikowanymi fabularnie i
bliższymi naszej rzeczywistości. Nie należy się spodziewać, że
opowieść silnie osadzona w realiach Stanów Zjednoczonych będzie w
pełni realistyczna dla polskiego czytelnika. Nawet niektóre książki
będące bohaterkami tej książki nie zostały przetłumaczone na
język polski. Oczywiście nie jest to wada powieści Chrisa
Grabensteina, a możliwość poznania amerykańskich bestsellerów
jest niewątpliwie cenna. Natomiast mankamentami "Olimpiady pana
Lemoncella" były dla mnie niewystarczająca redakcja (i
korekta) tekstu oraz niedopracowane graficznie (a przez to czasami
nieczytelne) rebusy.
Bożena
Itoya
Chris
Grabenstein, Olimpiada pana Lemoncella, tłumaczenie Maciejka Mazan,
Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz