Zastosowanie
komiksów w dydaktyce jest dla mnie dość drażliwą kwestią. Z
jednej strony, upowszechnianie kadrowano-dymkowanych opowieści
wydaje się zawsze słuszne, z drugiej kojarzy mi się z próbą
przechytrzenia młodego czytelnika. Nie chcesz czytać? Ależ to
prawie same obrazki! Nie chcesz się uczyć? Przecież to prawie
tylko zabawa! Co prawda wrzuciliśmy skondensowany wykład w dymki,
ale nadal jest wesoło, jedynie "z nutką edukacji". Otóż
moim zdaniem, pojawiające się co i rusz, ku chwale ojczyzny lub
matki Ziemi, narysowane w przeciętny, a napisane w tendencyjny
sposób komiksy edukacyjne (publikacje indywidualne i ukazujące się
na łamach periodyków) jedynie zniechęcają dzieci do tej sztuki, a
w dorosłych utrwalają pogląd, że jeśli komiks, to do nauki, a
nie zabawy. Takie nudziarstwa zaniżają poziom i powinny być
tępione.
"Łauma"
Karola KaeReLa Kalinowskiego jest zjawiskiem z przeciwnego bieguna
komiksów dla dzieci. Autor (ilustracji i scenariusza) pokazuje, że
aby czytać dobre "kolorowe zeszyty" trzeba mieć coś pod
sufitem, jakiś kapitał zakładowy, na przykład w postaci zdolności
interpretacyjnych, obycia artystycznego i poczucia humoru. Mówiąc
wprost, komiks, nawet edukacyjny, nie powinien być medium zupełnie
poważnym i "walącym prosto z mostu", z gładkimi,
przystępnymi dla każdego oka ilustracjami i niczego niewymagającym
tekstem zadowalającym nawet półanalfabetów (choć są też bardzo
dobre komiksy bez tekstu, nie przeczę). Na takie pozycje dziecko
pozostaje obojętne, przejrzy, jak trzeba to odrobi z nich pracę
domową, ale nie wejdzie z nimi w żaden osobisty kontakt, niczego
nowego nie przeżyje. "Łauma" dobrze spisuje się jako
album dla młodego czytelnika, bo czegoś od niego oczekuje i
wywołuje jakieś reakcje. Jeśli ten komiks trafi na odpowiedniego
odbiorcę, zabłyśnie jak najprawdziwsza perła.
Mnie
i mojemu dziesięcioletniemu synowi "Łauma" spodobała
się, bo lubimy czarno-białe kadry, trochę straszne, mroczne i
dziwaczne klimaty, klechdy domowe i mitologię. Atmosfera takich
dawnych opowieści pasuje do surowego, ale nie całkiem poważnego
komiksu, co znakomicie udowodnił KaeReL. Zatem drżyjcie, bo
nadciąga Łauma, przy której Buka to mały pikuś.
Scenariusz
obejmuje kilka miesięcy życia Dorotki, która przeprowadza się z
rodzicami z Warszawy do domu po babci w suwalskiej wsi Łojmy. Tutaj
tata zmienia się z przepracowanego korporacyjnego grafika w
natchnionego pracownika remontowego, a mama, dotychczas nauczycielka,
obejmuje posadę w bibliotece. Dorotka natomiast nawiązuje bliskie
kontakty z nieżyjącą babcią, zjawami, upiorami, bóstwami,
książkami, miejscową gwarą i wierzeniami pomieszanymi z historią
regionu. Wśród przyjaciół i wrogów dziewczynki, a także
przemykających mimo osób postronnych, znaleźli się między innymi
duch domowy, zaskroniec spod kredensu, była bogini losu Łauma
(znana też jako "łojma, lisuka, mamuna, babula, odmienica,
boginka, bogunka"), aktualny bóg piorunów Perkun, bóg
urodzaju Kurke czy bóg jezior Żaltis. Dorotka stanie przed trudnym
zadaniem zapobieżenia klątwom czy urokom sprzed wieków i,
korzystając z dobrodziejstw współczesności, spróbuje sprostać
misji, stłumić gniew pradawnych mocy. Co i jak będzie się działo,
przekonacie się czytając, mogę tylko zapowiedzieć, że opowieść
okaże się fabularnie soczysta, choć przy tym dość krwista. Aby
więc zaoszczędzić autorowi kolejnych wiadomości od rodziców,
których dzieci okazały się nieprzygotowane do tej lektury,
uprzedzam, że "Łauma" pasuje do określonego wieku i typu
(ironicznej) wrażliwości dziecka. I to bardzo dobrze, bo książki
zbyt wygładzone i uniwersalne, do których teoretycznie nie ma się
o co przyczepić, bo pasują każdemu, są najzwyczajniej nijakie.
Bożena
Itoya
Karol
KaeReL Kalinowski, Łauma, Kultura Gniewu, wydanie trzecie, Warszawa
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz