Barbara
Gawryluk napisała niedawno bardzo mocną, sugestywną i pasjonującą
książkę dla dzieci pod tytułem "Teraz tu jest nasz dom".
Przekaz publikacji jest tym silniejszy, że zawiera niepowtarzalne
ilustracje Macieja Szymanowicza, obrazy-metafory, zbliżone do
plakatów, komunikujące, a nie jedynie komentujące. Już po okładce
książki można ocenić, że będzie ciekawie: widzimy okno
mieszkania przechodzące płynnie w ekran telewizora, a za szkłem
pociski spadające na budynek mieszkalny w spokojną noc. Autorka
przygotowała literacki reportaż, rozbudowaną i pogłębioną
wersję relacji, jakie widujemy w programach telewizyjnych i które
zazwyczaj nudzą nas po kilku dniach lub tygodniach. Będzie to więc
opowieść z prawdziwego życia, jakby wyciągnięta z serwisu
informacyjnego, którego może już nie przełączymy tak łatwo?
Akcja
tej wyjątkowej książki zawiązuje się podczas wojny u naszych
sąsiadów. Oczywiście nie chodzi o nasz blok czy ulicę, ale warto
sięgać wzrokiem i sercem nieco dalej. W naszej współczesności,
nawet za życia naszych małych dzieci, w graniczącym z Polską
kraju zaatakowani zostali zwykli ludzie, ich codzienność legła w
gruzach, a wielu bliskich poległo. Bohaterowie opowieści Barbary
Gawryluk pochodzą z ukraińskiego miasta Donieck, są dziećmi
małżeństwa polsko-ukraińskiego i wnukami małżeństwa
rosyjsko-ukraińskiego. Romek jest uczniem trzeciej klasy, Mikołaj
chodzi do zerówki, a najmłodsza Natalia do przedszkola. To właśnie
proste, szczere i prawdziwe słowa, uczucia oraz spostrzeżenia
rodzeństwa sprawiają, że książka jest wiarygodna, piękna i
wzruszająca. Zwróciliśmy uwagę także na postać mamy i taty,
najbardziej rodzicielskich z rodziców. Ich postawa i wypowiedzi
zostały opisane wręcz po mistrzowsku, autorka nie nadużywa słów
i zdrobnień, ale w niezwykły, reportażowo surowy i rodzinnie
łagodny sposób przekazuje wielkie emocje. Czytelnik naprawdę
angażuje się w lekturę, książka zmienia go, czyni lepszym,
wrażliwszym, bardziej otwartym.
"Teraz
tu jest nasz dom" przedstawia Polskę z nieznanego nam punktu
widzenia. Nasz kraj jawi się rodzinie o polskich korzeniach jako
bezpieczna przystań, ale nie ziemia obiecana, bo Romek, jego
rodzeństwo i kuzyni byli bardzo przywiązani do Doniecka, własnych
pokojów, rowerów, zabawek. Ziemią obiecaną była i pozostała
Ukraina, jednak musieli z niej wyjechać (w pośpiechu i z małymi
plecakami), bo szkoła została zbombardowana, bo po ulicach jeżdżą
czołgi, nie ma prądu, jedzenia, nie można wychodzić z domu... W
książce co jakiś czas pojawia się pytanie nie o przyczynę
ucieczki, ale o powrót do rodzinnego miasta i dziadków, którzy w
nim zostali. Dzieci nie drążą tematu rosyjskiej agresji na
Ukrainę, sensu wojny, one tylko chcą wiedzieć, kiedy ta wojna się
skończy i kiedy będą mogły wrócić do domu. A rodzice nie mogą
odpowiedzieć inaczej niż "Teraz tu jest nasz dom".
Książka
Barbary Gawryluk nie jest w pełni optymistyczna, ale tak trudnego
tematu nie można przedstawić w jaśniejszych barwach. Trudno mi
nawet uwierzyć, że autorka zdołała uformować tak pozytywny
przekaz. Z "Teraz tu jest nasz dom" bije moc rodziny, wiara
w solidarność ludzi oraz niezwykła siła człowieka. Romek, główny
bohater i narrator, pokonuje bowiem niechęć i drwiny rówieśników,
potrafi się "postawić", pomaga też młodszemu bratu w
nawiązaniu kontaktu z kolegami. Autorka znakomicie pokazuje, że im
jesteśmy młodsi, tym więcej w nas empatii i otwartości – dzieci
z zerówki właściwie nie są uprzedzone do Mikołaja, to on się od
nich separuje, a mała Natalia już na początku pobytu w ośrodku
dla uchodźców uczy się biegle mówić po polsku (choć przed
wyjazdem jako jedyna w domu nie znała nawet słowa po polsku) i
szybko się aklimatyzuje. Jednak to właśnie najmłodszy członek
rodziny wzbudza nie tylko największy podziw, ale i najsilniejsze
wzruszenie, choćby pytając, czy może zabrać ze sobą chociaż
ukochanego pluszaka lub czy w nowym mieszkaniu będzie pokój dla
dziadków z Doniecka (wyznających zasadę "starych drzew się
nie przesadza"). Rodzina Romka dostaje bowiem mieszkanie od
fundacji Anny Dymnej. Jeśli wcześniej nie domyśliliśmy się, że
historia opisana w książce "Teraz tu jest nasz dom"
wydarzyła się naprawdę, to uświadomią nas słowa prezes fundacji
"Mimo wszystko" zacytowane na okładce oraz posłowie
autorki. Ciąg dalszy losów tej i innych rodzin poszkodowanych w
wojnie na Ukrainie zależy między innymi od nas, naszej świadomości,
zrozumienia, chęci, gestów. Przecież nie wszyscy musimy i możemy
dawać komuś mieszkanie czy jego wyposażenie, ale każdego z nas
stać na ofiarowanie poczucia bezpieczeństwa ludziom wygnanym z domu
przez wojnę. Są to naprawdę istniejące osoby, mające różne
osobowości i nastawienie, jak rodzice Romka marzący od lat o
przeniesieniu się do Polski, jak on i jego rodzeństwo –
nielubiący zmian, zagubieni w nowej rzeczywistości, ale starający
się do niej przystosować, czy wreszcie jak nastoletnia kuzynka,
buntująca się przeciwko wyjazdowi z Ukrainy i planująca jak
najrychlejszy powrót, choćby wiązał się z ucieczką z nowego
polskiego "teraz tu domu".
Bożena
Itoya
Barbara
Gawryluk, Teraz tu jest nasz dom, ilustracje Maciej Szymanowicz,
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016.
Dziękuję za recenzję
OdpowiedzUsuń