"Pandamonium w zoo Pana Pikulika" Kevina Waldrona jest książką wyjątkowo wesołą, pogodną, zaskakującą artystycznymi, miłymi dla oka zestawieniami barw i technik graficznych. Ze stronami zapełnionymi stonowanymi kolorystycznie rysunkami sąsiadują karty pełne jaskrawości, ujęć zbliżonych do 3D, fotograficznych "wklejek", napisów stylizowanych na starodawne plakaty reklamowe. Cała książka sprawia wrażenie bardzo dopracowanego dzieła retro, nawiązującego jakby do przedwojennych wydawnictw dla dzieci, choć tamte bywały bardziej pouczające, a mniej zabawne od "Pandamonium".
Po
pierwszej lekturze publikacja skojarzyła mi się też z "Krecikiem"
J.A. Novotnego i Z. Milera, mimo że trudno porównywać stronę
plastyczną i literacką tych serii. Zbliżone są natomiast
przeżycia małego czytelnika, atmosfera towarzysząca wspólnemu
czytaniu i oglądaniu książek. W obu przypadkach bohaterowie,
trochę pocieszni, trochę zabawni, mają jakiś przyziemny cel i
przeszkody w drodze do jego osiągnięcia (przez co pojawia się
dreszczyk emocji, a nawet strachu), niezwykłe pomysły na pokonanie
trudności oraz niespodziewane wsparcie napotykanych ludzi i
zwierząt. Poza antropomorfizacją postaci zwierzęcych, nie ma w
tych książkach elementów fantastycznych.
Małe
dzieci często mają ulubione zwierzę i kolekcjonują wszystko, co z
nim związane – maskotki, filmy, zabawki, książki. Jeśli takimi
ulubieńcami są pandy lub ogólnie niedźwiedzie wszelakie,
"Pandamonium" okaże się pozycją obowiązkową, bo
tytułowy Pan Pikulik jest dyrektorem zoo, do którego świeżo
dołączyła Lulu, mała panda wielka. Wyjątkowe wydarzenie
postanowiono uczcić paradą mieszkańców zoo. W przygotowaniach
pomaga Panu Pikulikowi jego syn Janek, ostoja rozsądku,
obowiązkowości i opanowania. W przeciwieństwie do małego
pomocnika, dyrektor zoo biega po ogrodzie zdenerwowany, wywołując
kolejne katastrofy. Jedne zwierzęta biegają poza swoimi wybiegami,
inne są niebezpiecznie głodne, a widzowie czekają już u bram
ogrodu.
I
co będzie z paradą? Przecież ciekawski czytelnik kartkując
książkę przed jej przeczytaniem nie widzi żadnego finałowego
przemarszu, więc chyba do niego nie dojdzie... A jednak, autor i
edytor wypełnili opowieścią każdą przestrzeń między jedną a
drugą okładką, wygospodarowali nawet dodatkową, niewidoczną na
pierwszy rzut oka. Zabawa pozorami sięga też głębiej, bo w tej
literacko-plastycznej historii okazuje się, że nie taki lew
straszny, jak go malują. A trzeba przyznać, że początkowo malują
go bardzo mrocznie i groźnie.
W
tym pięknym zamieszaniu młodzi i starsi czytelnicy znajdą wiele
uciechy. "Pandamonium w zoo pana Pikulika" jest bardzo
udanym projektem i artystycznym, i zupełnie powszednim, bo tę
książkę będziecie czytać wielokrotnie, w dzień powszedni i od
święta. A wydawnictwu Łajka należą się podziękowania za
udostępnianie polskim czytelnikom tak znakomitych publikacji dla
dzieci, dodatkowo reprezentujących wysoki poziom edytorski (mocny,
wcale nie kredowy papier, twarda oprawa, ciekawy format, obwoluta –
kiedy ostatnio kupiliście dziecku książkę z obwolutą?).
Bożena
Itoya
Kevin
Waldron, Pandamonium w zoo pana Pikulika, przekład Anna Błasiak,
Wydawnictwo Łajka, Gdynia 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz