"Operacja
Złoto" jest dziesiątą, a zatem jubileuszową częścią cyklu
norweskich kryminałów dla dzieci. Niespodziewanie Biuro
Detektywistyczne nr 2 objawiło się nam w zmienionej formule.
Wcześniejsze odsłony serii Jørna Liera Horsta i Hansa Jørgena
Sandnesa miały mniejszy format i bliżej im było do literatury
pięknej. Dotychczas na końcu książki, po właściwym opowiadaniu,
zamieszczonych było kilka poleceń wyszukania szczegółów na
ilustracjach. Można było podjąć to wyzwanie lub pozostać przy
samym czytaniu. Tym razem zawsze, gdy przewracamy kartkę, musimy
wytężać wzrok, by odnaleźć przedmioty lub osoby, o które pytają
autorzy. Akcja posuwa się wolniej, czytanie nie przebiega płynnie,
publikacja okazuje się właściwie księgą zagadek, a nie
beletrystyką. Zadania na spostrzegawczość są bardzo zbliżone do
tych znanych nam z innych "Operacji", jednak jest ich
wielokrotnie więcej.
Nie
tylko tekst, ale i ilustracje wypadają odmiennie niż w dziewięciu
wcześniejszych tomach. Po raz pierwszy kartkując "Biuro
Detektywistyczne nr 2" nie mieliśmy skojarzenia z filmem
animowanym. "Operacja Złoto" została zilustrowana jak
zawsze przez Hansa Jørgena Sandnesa, obrazki są nawet większe niż
w pozostałych tomach, ale powtórzeń, powiększeń poszukiwanych
elementów jest tak dużo, że w sferze plastycznej po prostu mniej
się dzieje, ilustracje wydają się jakby bardziej płaskie, mniej
kolorowe, pozasłaniane planszami z tekstem i okienkami z fragmentami
poprzednich rysunków. Tym razem nie mieliśmy wrażenia, że
przeglądamy kolejne kadry z kreskówki, wciąż jednak zachowana
jest ciągłość, łączność między następującymi po sobie
obrazkami i ich dynamika, większa niż zazwyczaj zdarza się w
ilustracji książkowej.
Śledztwo
podjęte przez Tiril, jej kolegę Olivera i psa Otto dotyczy włamania
do domu starszej pani, praprawnuczki sławnego kapitana piratów.
Początkowo wydaje się, że staruszce nic nie zginęło, jednak w
ramach wyszukiwania różnic na obrazkach odkrywamy brak szkatułki.
Prywatni detektywi zbierają dowody, badają tropy w kolejnych
lokalizacjach, między innymi w klimatycznym starym więzieniu
przerobionym na muzeum, i okazuje się, że stawką w tej
detektywistycznej rozgrywce jest prawdziwe pirackie złoto. Niełatwo
będzie wyśledzić i złapać rabusia, a jeszcze trzeba mu udowodnić
winę, ale ze wsparciem czytelników Biuro Detektywistyczne nr 2
oczywiście osiągnie sukces.
Mój
syn uznał, że "Operacja Złoto" to książka dla dzieci
młodszych niż czytelnicy pozostałych części serii. Ja nie
podzielam jego zdania, według mnie adresatami nadal są siedmio-,
ośmio- i dziewięciolatki, a więc dzieci, które niedawno nauczyły
się czytać, robią to samodzielnie, potrafią zrozumieć i ułożyć
w całość nie tylko intrygę, ale też na przykład szyfr, bo i
takie zadanie pojawia się obok wyszukiwania szczegółów. Również
powiększona czcionka i niewielka objętość opowiadania wskazują
na poziom nauczania początkowego. Warto podkreślić, że mimo
ogólnej prostoty tekst oraz zagadki wzrokowe wcale nie są banalne,
rozwijają spostrzegawczość zupełnie jak profesjonalne ćwiczenia
z podręczników szkolnych i magazynów edukacyjnych, przy czym są
od nich przyjemniejsze w odbiorze. Seria "Biuro Detektywistyczne
nr 2" uczy też kolekcjonowania, bo, jak już kiedyś
wspominałam, poszczególne tomy są bardzo atrakcyjne wizualnie, a
postawione obok siebie wyglądają jeszcze ładniej i koniecznie chce
się mieć wszystkie. Mój syn ciągle uzupełnia zbiór, choć
teoretycznie wyrósł już z przygód Tiril i Olivera. Czasem
przeglądamy nawet najdawniejsze części cyklu i myślę, że z
"Operacjami" jest trochę jak z resorakami – nie pozbywa
się ich mimo dorastania właściciela, zawsze gdzieś się
zmieszczą, miło się na nie patrzy, wspomina i czasem (po cichu)
używa, a potem całą kolekcję, jak największy skarb, przekazuje
się kolejnym dzieciom w rodzinie.
Bożena
Itoya
Jørn
Lier Horst, Hans Jørgen Sandnes, Operacja Złoto, tłumaczyła z
norweskiego Katarzyna Tunkiel, Media Rodzina, Poznań 2017.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń