Po
tom "Agnieszka Osiecka dzieciom", aktualnie dostępny już
w drugim wydaniu Naszej Księgarni, sięgają zapewne osoby
nieprzypadkowe, a mianowicie wielbiciele twórczości tej poetki i
autorki piosenek. Są to przeważnie dorośli – rodzice i
dziadkowie, którzy chcą upowszechniać dobrej jakości słowo i
humor wśród dzieci, według tytułu będących podstawowymi
adresatami książki. Choć nie zdziwiłabym się, gdyby ten pokaźny,
kolorowy tom spoczywał również na półkach rodzin bezdzietnych.
Charakter i tematyka niektórych tekstów są zresztą przyswajalne
dopiero dla współczesnych starszych nastolatków i dorosłych.
Bywają tu bowiem utwory satyryczne nawiązujące do realiów lat 60.
czy 70. XX wieku, podszyte absurdem, dla kilkulatka zbyt ironiczne,
długie i odnoszące się do niedostępnej dlań wiedzy.
Zbiór
zawiera osiem utworów, głównie prozatorskich, z których cztery
("Dzień dobry, Eugeniuszu", "Dixie", "Wzór
na diabelski ogon", "Ptakowiec") zostały podzielone
na rozdziały i, wedle dzisiejszego nazewnictwa stosowanego w
odniesieniu do książki dla dzieci, mogą zostać uznane za
minipowieści. Pozostałe teksty ("Pantoflisko",
"Zaszumiało jesienią", "Kolęda myszki",
"Szczególnie małe sny") są krótsze i również nie
zaliczają się do klasycznych opowiadań dziecięcych – raz mamy
piosenkę, kiedy indziej opowiadanie z elementami dramatu (podział
na role). Objętość i wewnętrzne zróżnicowanie tego tomu
wprawiły mnie w podziw. Te 273 strony starczyły nam na kilka
tygodni czytania, wspólnego i indywidualnego, w upały i słoty,
przy nastrojach podróżniczych i domatorskich.
Bogactwo
czytelniczych wrażeń nie ogranicza się do słów, również sfera
plastyczna książki gwarantuje przeżywanie najpiękniejsze, bo
przez zapatrzenie. Ilustracje towarzyszące tekstowi układają się
jakby w osobny album prac Elżbiety Wasiuczyńskiej, który można
przeglądać w nieskończoność, zachwycając się choćby niezwykłą
zdolnością do przetwarzania utworu literackiego w paraplakat z
elementami komiksu ("Wzór na diabelski ogon", "Dzień
dobry, Eugeniuszu"). Nie wiedziałam, że artystka znana głównie
jako ilustratorka książek da małych dzieci (z "Panem
Kuleczką" na czele) posiada i taki talent. Poza dowcipnymi
podsumowaniami poczynań przyjacielskiego diabła, rysowanymi na
niby-kartkach w kratkę, oraz akwarelowymi obrazami odnoszącymi się
do przygód glinianego ptaka Eugeniusza, w książce znalazło się
dużo mniejszych malunków charakterystycznych dla twórczości
Elżbiety Wasiuczyńskiej, choćby na okładce i w stopce.
Nasze
wrażenia z lektury są rozmaite jak sam tom, zebrano w nim bowiem
teksty różniące się nie tylko formalnie, ale także, a może
przede wszystkim, z uwagi na wiek adresata. Pierwszy utwór ("Dzień
dobry, Eugeniuszu") czytało nam się znakomicie i uważam, że
spodoba się i najmłodszym, i nieco starszym dzieciom. To wesoła,
trochę sentymentalna, odrobinę melancholijna opowiastka –
pokrewna dusza piosenek Agnieszki Osieckiej. Oczarowały nas zabawy
słowem i konwencją baśni, a gliniany niby-ptak z krótkim
dziobkiem przemówił do nas dużo bardziej niż sławny drewniany
niby-chłopiec z długim nosem.
(...)
Słowem, bycie ptakiem nie jest zupełnie złe.
Nie
jest też zupełnie dobre. Po pierwsze – nie ma się czterech nóg.
Nie ma się także dwóch rąk i dwóch nóg. Można się najwyżej
pocieszyć, że to, co się ma, to jest jedna ręka (na przykład
lewa) i jedna noga (na przykład prawa). Można opowiadać różne
rzeczy i nadawać im różne nazwy, ale w niczym nie zmieni to
rzeczywistości. Rzeczywistość to jest to, że mamy tylko dwie
łapy.
Bycie
ptakiem nie jest też zupełnie dobre ze względu na zimę. Jak
wiadomo, jedne ptaki odfruwają jesienią do gorących krajów, a
drugie marzną przeraźliwie.
Na
oko marznięcie jest gorsze, ale odfruwanie też bywa do niczego.
Chmury są wilgotne i smutne jak kocie łby.
Mimo
to można powiedzieć, że życie ptaków jest wesołe, a to ze
względu na śpiewanie, skakanie, przygody oraz pióra. Takie życie,
które się dzieli na:
A)
Śpiewanie
B)
Skakanie
C)
PRZYGODY
oraz
D)
PIÓRA
nazywamy
Życiem Ptasim.
Natomiast
już "Dixie" nie okazała się takim czytelniczym
przebojem, znudziła mojego syna, choć to dobrze napisana przygoda
miejskich dzieci wyruszających w fantastyczną podróż. Ożywający
samochód-przyjaciel przypuszczalnie pobudzi wyobraźnię licznych
fanów motoryzacji, ale my nigdy się do nich nie zaliczaliśmy,
zresztą i bohaterkę, i samą minipowieść można opisać jako
"retro" lub "oldskulową", a za takimi nie
przepadamy. Dla nas opowieść ta okazała się nadto archaiczna i
chyba zbyt podobna do poprzedniej, ale na pewno zyska sympatyków
wśród starszych przedszkolaków. Powinna sprawdzić się choćby w
domach czytujących "Akademię Pana Kleksa". W każdym
razie najlepiej przeplatać lekturę "Agnieszki Osieckiej
dzieciom" innymi książkami, by uniknąć znużenia, które
przytrafiło się nam.
"Wzór
na diabelski ogon" jest moją ulubioną odsłoną "Agnieszki
Osieckiej dzieciom", pełną kabaretowego, błyskotliwego
humoru, warszawskiej ikry i absurdu á la Monty Python. Bohaterami
trzynastu rozdziałów są pechowy fizyk, jego uczeń Pietruch i inne
szatany z (prawdopodobnie) siódmej klasy, a także diabeł Belo,
niechciany asystent nauczyciela, naginający prawa fizyki żartowniś.
To najdojrzalszy z utworów ujętych w tym zbiorze, adresowany do
nastolatków i dorosłych. Ja bawiłam się lepiej od mojego syna,
dla którego fantazje na temat formułek z lekcji fizyki okazały się
większą abstrakcją, niż było to zamiarem autorki, wszak
przedmiot ten pojawia się dopiero w programie siódmej klasy. Mimo
że jest to właściwie "Osiecka młodzieży", a nie
"dzieciom", "Wzór na diabelski ogon" słusznie
znalazł się w omawianym tomie, dodaje mu charakteru i pazura.
Również młodsi czytelnicy będą zachwyceni pomysłowością
bohaterów i szalonymi czarami. To wyśmienita próbka polskiej
literatury i społecznej satyry z czasów, gdy kabaret był rozrywką
znacznie bardziej wymagającą niż dziś.
Po
szkolnych przypadkach młodzieży następują cztery króciutkie
utwory przeznaczone dla dzieci w każdym wieku (także tych
dorosłych...) oraz "Ptakowiec", ostatnia z minipowieści.
Zakończenie tomu przypomina jego początek ("Dzień dobry,
Eugeniuszu") – myśląc o "ptasim" bohaterze
czytelnik znów odczuwa sympatię, trochę melancholii, podziwu, a
przede wszystkim uczy się marzyć. Ptakowiec to ożywiony pojazd,
jak Dixie, choć tym razem maszyna jest narratorem, a nie tylko
towarzyszem dziecięcej wędrówki. Fantazje o ptaku-samolocie
pobudzają wyobraźnię malucha, co sprawdziłam już kilka lat temu,
gdy kupiłam indywidualne wydanie "Ptakowca" synowi,
wówczas przedszkolakowi. Międzygwiezdny kot pasażerski oraz
wszystkie koty marsjańskie wydobywają z dzieci ich własne sny –
opowieści o miejscach i istotach, o jakich nie śniło się
filozofom. Ani nawet Agnieszce Osieckiej.
Bożena
Itoya
Agnieszka
Osiecka dzieciom, ilustracje Elżbieta Wasiuczyńska, Wydawnictwo
Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz