cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 20 grudnia 2020

Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Giulio

 


Był sobie baron Lamberto. Miał bajeczny majątek i mieszkał w pięknym pałacu na włoskiej wyspie. Niestety, nie mógł już za bardzo korzystać z życia, ponieważ doskwierały mu liczne (a dokładnie 24) schorzenia i zbliżał się do setki. Jak to jednak bywa w bajkach, odkrył sposób na odzyskanie zdrowia i młodości, niemalże sposób na nieśmiertelność. Co, jak się okazało, nie każdemu było w smak, ale ostatecznie wszystko dobrze się skończyło – w każdym razie dla głównego bohatera.

Głównym atutem tej książeczki (napisanej z w 1979 roku, a więc już dosyć leciwej), jest język: finezyjny, dźwięczny i potoczysty, co jest zasługą doskonałego przekładu Jarosława Mikołajewskiego. Do zalet tej pozycji zaliczyłabym też lekko absurdalny klimat i niespodziewane zwroty akcji. Wszystko w tej historii jest błahostką i żartem, czy chodzi o morderstwo, czy o podwieczorek. Dlatego trudno jest analizować tę książkę i czepiać się czegoś, bo przez cały czas wiemy, że wszystko to jest zmyślone i do tego niezbyt na serio. Można więc porzucić na chwilę analityczne nastawienie i pozwolić przenieść się w klimat wakacyjnych miesięcy we włoskich miasteczkach (wydarzenia rozgrywają się w prawdziwych lokalizacjach nad jeziorem d’Orta w regionie Piemontu), gdzie życie toczy się do późna w noc i wszyscy plotkują o wszystkim, a troski rozwiewają się jak mgła.

W tej historii ciągle powtarza się liczba 24. Próbowałam rozgryźć jej symbolikę, i wydaje mi się, że chodzi o dwukrotne, doskonałe i obsypane złotem życie głównego bohatera (dwa razy 12), ale jest to materia najzupełniej mi obca, więc może po prostu jest to jakiś żart albo aluzja, której nie udało mi się odczytać.

Niczym w bajkach braci Grimm postacie w tej książce scharakteryzowane są bardziej przez funkcję, niż jakieś pogłębiony rys charakterologiczny: bogaty baron, wierny i skrupulatny sługa, zazdrosny i niegodziwy bratanek, 24 poważnych dyrektorów w garniturach. Niestety, w książce skandalicznie brakuje kobiet. Wszystkie osoby ważne, znaczące, rządzące innymi – to są mężczyźni. Pocieszające, że jedyna kobieta, która ma w tej książce coś do powiedzenia, jest uosobieniem zdrowego rozsądku i logicznego myślenia. 

Trudno dopatrzyć się w tej powieści jakiegoś morału. Głównym motorem akcji są pieniądze. To bogactwo pozwala baronowi odkryć receptę na młodość, to bogactwo przyciągnęło na wyspę chciwego bratanka i gang 24 rozbójników, to wreszcie bogactwo pozwoli mu przeżyć życie jeszcze raz i może ciekawiej, gdyż teraz będzie mógł zająć się realizacją marzeń. 

Nie wszyscy będą zadowoleni z zakończenia tej historii” stwierdza autor w epilogu. Po czym, typowym dla siebie beztroskim tonem, proponuje niezadowolonym dopisanie do książki kolejnego rozdziału albo dwóch – bo dlaczego by nie?


Gianni Rodari „Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Giulio”, il. Ewa Poklewska-Koziełło, tłum. Jarosław Mikołajewski.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz