cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 11 grudnia 2020

W pierścieniu ognia

 

Drugi tom "Igrzysk śmierci" zdeptał pogląd, jakoby kontynuacje nie mogły doścignąć pierwowzoru. Powieść "W pierścieniu ognia" broni się żywą akcją i atakuje refleksją. Właśnie ciągłe rozmyślanie, snucie własnych teorii trzyma nastolatka przy lekturze. My, rodzice, możemy rozważać wraz ze starszymi reprezentantami grupy docelowej tematy trudniejsze, poważniejsze, przekładające się na świat pozaliteracki, po prostu współczesną rzeczywistość polityczną.

Po zwycięstwie w igrzyskach Katniss nie odpoczywa, Kapitol nie zostawia jej w spokoju. Toczy się wokół niej i przez nią wielka polityka. I tu pojawiają się wątpliwości. Czy prezydent Snow, którego poznaliśmy już w pierwszej odsłonę trylogii, jest niepodzielnym władcą Panem? Czy ten totalitaryzm rządzi się prawami dyktatury? Czy może jednak właściwą władzę stanowi tu masa ludzka, zepsuta klasa mieszczańska Kapitolu? Wszystko, co przeczytaliśmy w pierwszym tomie, zaczynamy rozumieć inaczej: trochę albo zupełnie.

Odmiennie niż sądziliśmy i chcielibyśmy układają się też relacje pary bohaterów, Katniss i Peety. Cóż, żadna z nich para. Mimo romansu kwitnącego przed kamerami, w młodych zwycięzcach buzują co najwyżej żal, wyrzuty (też sumienia), wątpliwości i pragnienia, których prawie nie potrafią sprecyzować, a co dopiero o nich mówić lub wprowadzać w życie. To pięknie prawdziwy obraz miłosnego zagubienia młodości. Jest jeszcze Gale, drugi mężczyzna w życiu Katniss. A potem, prawie w połowie książki (na 161 z 359 stron) pojawia się problem znacznie większy niż to, że serce nie sługa. Otóż waleczni triumfatorzy z Dwunastego Dystryktu muszą wrócić na arenę. Ten potworny twist staje się też katalizatorem uczuć.

Na mój widok Peeta wstaje i wyłącza odtwarzacz.

Nie mogłaś spać?

Mogłam, ale krótko. ‒ Na wspomnienie staruszki przybierającej postać szczura szczelniej owijam się szlafrokiem.

Chcesz o tym porozmawiać? ‒ dopytuje się.

Czasami to pomaga, ale tym razem tylko kręcę głową. Robi mi się słabo na myśl o tym, że ludzie, z którymi jeszcze nie miałam okazji walczyć, już mnie prześladują w snach.

Peeta wyciąga ku mnie ręce, a ja bez wahania rzucam się w jego objęcia. Do dziś od ogłoszenia Ćwierćwiecza ani razu nie okazał mi ciepłych uczuć. Zachowywał się jak niezwykle wymagający trener, zawsze dopingował do wzmożonej pracy, zmuszał mnie oraz Haymitcha do szybszego biegania, obfitszego jedzenia i lepszego poznawania wroga. Ukochany? A gdzie tam, zrezygnował nawet z udawania przyjaźni. Mocno otaczam jego szyję rękami, zanim zdąży mnie zagonić do robienia pompek czy innych ćwiczeń, a on przyciąga mnie bliżej i zanurza twarz w moich włosach. Ledwie musnął wargami moją szyję, ale to wystarcza, żeby ciepło jego ust rozpłynęło się po moim ciele. Jest mi tak dobrze, tak nieopisanie przyjemnie, że z całą pewnością nie przerwę tego pierwsza.

Fabuła kolejnych rozdziałów została znakomicie przemyślana i dopracowana. Tej książki po prostu nie da się odłożyć na dłużej niż wymaga zaspokojenie podstawowych czynności higienicznych czy życiowych. My wręcz przyssaliśmy się do drugich "Igrzysk", na szczęście mieliśmy wtedy wakacje. W dynamicznie rozwijającej się akcji, z mocno przypieczętowanymi rozdziałami, bo też zaskakujące ostatnie zdanie rozdziału jest wizytówką Suzanne Collins, zawsze pozostawało trochę przestrzeni na głębsze zastanowienie, co właściwie dzieje się z bohaterami, jakie stany osiągają. Są wojownikami, buntownikami, symbolami, ale chcą normalności. I miłości, oczywiście. A jest coraz gorzej, grzęzną w bagnie, które zgotował im Kapitol i pewnie po trosze fatum. Choć jednocześnie zachowują pomysłowość, siłę i ironię.

Namalowałeś coś, prawda? Obraz?

Widziałaś? ‒ dziwi się Peeta.

Nie, ale organizatorzy zrobili wszystko, żeby go zasłonić ‒ wyjaśniam.

Zatem postąpili zgodnie z regułami. Żaden trybut nie może wiedzieć, co zrobił inny ‒ podsumowuje Effie bez większego zainteresowania. ‒ Peeta, co namalowałeś? ‒ Wydaje się odrobinę wzruszona. ‒ Czy to był portret Katniss?

Dlaczego miałby malować mój portret? ‒ pytam z irytacją w głosie.

Aby pokazać, że jest gotów na wszystko, by cię bronić. Wszyscy w Kapitolu tego oczekują, bo przecież poszedł z tobą na ochotnika ‒ odpowiada Effie, jakby to było najbardziej oczywiste na świecie.

Właściwie to namalowałem portret Rue ‒ wyznaje Peeta. ‒ Jak wyglądała, kiedy Katniss obsypała ją kwiatami.

Przy stole zapada długotrwała cisza, kiedy wszyscy trawią tę informację.

Co właściwie chciałeś w ten sposób osiągnąć? ‒ pyta w końcu Haymitch starannie wyważonym głosem.

Sam nie wiem. Chyba chciałem choć na moment obarczyć ich odpowiedzialnością za zabicie małej dziewczynki.

To upiorne. ‒ Effie mówi łamiącym się głosem, jakby była bliska płaczu. ‒ Takie myślenie jest... niedozwolone, Peeta. Bezwzględnie. Możesz narobić kłopotów sobie i Katniss.

Tym razem muszę się zgodzić z Effie - przytakuje Haymitch. Portia i Cinna zachowują milczenie, ale ich twarze są bardzo poważne. Mają słuszność, rzecz jasna, ale choć wyczyn Peety mnie martwi, uważam jednocześnie, że zrobił coś niesamowitego.

To chyba nie najlepszy moment, ale muszę wspomnieć, że powiesiłam kukłę i namalowałam na niej imię i nazwisko Seneki Crane'a ‒ oznajmiam, a moje słowa trafiają w dziesiątkę. Po chwili niedowierzania cały ciężar dezaprobaty otoczenia przygniata mnie niczym tona cegieł.

Powiesiłaś... Senecę Crane'a ‒ krztusi się Cinna.

Tak. Popisywałam się nową umiejętnością robienia węzłów i dziwnym trafem on znalazł się na końcu pętli.

Och, Katniss... ‒ wzdycha Effie cicho. ‒ Skąd w ogóle o tym wiesz?

To tajemnica? Prezydent Snow nie zachowywał się tak, jakby oczekiwał ode mnie dyskrecji. Właściwie to chyba bardzo mu zależało na tym, żebym się dowiedziała ‒ mówię. Effie raptownie wstaje od stołu i wychodzi z serwetką przyciśniętą do twarzy. ‒ Masz ci los, zdenerwowałam Effie. Powinnam była skłamać i oznajmić, że kilka razy strzeliłam z łuku.

Wątek i sceneria polowania na ludzi niesprawiedliwie zostały uznane za najbardziej charakterystyczną, powszechnie rozpoznawalną cechę serii książek Suzanne Collins i ich filmowych adaptacji, tymczasem jest to pomysł bardzo wyeksploatowany przez popkulturę, a na "pierwszy plan kojarzenia" powinien wysunąć się właśnie wspomniany wyżej namysł: nad systemem władzy i powierzchownością, pułapką bycia celebrytą. O tym mówią Taco Hemingway, Quebonafide, Bedoes czy Szpaku, a młodzież chce słuchać. Ale motyw stawania się wzorem, niemal bóstwem mimo niechęci do bycia wynoszonym na piedestał zostanie rozwinięty w "Kosogłosie", trzeciej powieści z cyklu "Igrzyska śmierci".

Bożena Itoya

Suzanne Collins, W pierścieniu ognia, tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz, Media Rodzina, Poznań 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz