cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 29 stycznia 2014

Głęboko, coraz głębiej...

Nie jestem wytrawną czytelniczką komiksów. Co więcej, żadna ze mnie znawczyni tego tematu. Z dzieciństwa pamiętam (jak przez tuman mgły) jakieś Antresolki – Profesorki i Kajko-Kokosze, i to raczej w rękach moich rówieśników, nie moich. Nic nie zapowiada, aby ta sytuacja się miała zmienić, nie ta chemia, najwyraźniej (za wyjątkiem komiksów Tove Jansson, które uwielbiam!). Nie sposób było jednak nie zauważyć fascynacji, którą moje dziewczynki przejawiają do tego typu literatury. Wystarczyły dwa byle „dymki” i już rzecz była zdecydowanie bardziej warta zaczepienia oka, niż zwykła książka. Nie znaczy to, że moje córki nie czytają, wprost przeciwnie, ale magia komiksu działa na nie bezspornie od zawsze.
Tym ważniejsze zatem wydawało mi się, aby otaczały je rzeczy dobre, zarówno plastycznie, jak i pod względem literackim. Wyzwanie duże, bo i trzy różne grupy wiekowe. Najłatwiej mi poszło z najstarszą córką – zaczytywała się w Thorgalu (polecenia godne zwłaszcza wcześniejsze zeszyty, chociaż zasadniczo wszystkie trzymają wysoki poziom). Wspomniane już „Muminki” to kolejny strzał w dziesiątkę. A co z najmłodszą dziewczynką?
Dzisiaj to może już nie problem, gdyż dorosła i można jej podsuwać lektury po starszych siostrach. Szkoda jednak, że gdy była mała, nie miałam okazji pokazać jej książeczki „Jaś Ciekawski. Podróż do serca oceanu” znanego francuskiego artysty Matthiasa Picarda. Ukazała się niedawno w oficynie Kultura Gniewu, specjalizującej się w komiksach właśnie, w serii przeznaczonej dla najmłodszych o jakże wdzięcznej nazwie Krótkie Gatki. Książka nie do końca spełnia komiksowe założenia – brak w niej kompletnie tekstu, jest za to typowy ramowy podział strony i historia opowiedziana zręczną dłonią rysownika. Bogata to opowieść, bo każdy może snuć ją sam, odkrywając szczegóły, a przede wszystkim – tonąc w zachwycie.

Bo podwodny świat, który eksploruje tytułowy bohater, jest naprawdę zachwycający! Nie tylko, zresztą, dlatego, że jest – największy hit tej lektury – trójwymiarowy. Owszem, to wielka atrakcja, za pomocą dwóch par specjalnych okularów można zwiedzać morskie głębie, pełne nieoczekiwanych rzeczy i przerażających mieszkańców. Ale ten nastrój, ta – dosłownie – wciągająca głębia, osiągnięta wyłącznie w gamie czarno-białej, to prawdziwe mistrzostwo. Dla małych dzieci gwarantowana radość i rozrywka. Dla dorosłych – chwila wytchnienia przy obcowaniu z prawdziwie profesjonalnym dziełem dla najmłodszych.
Dodać należy, że książka została bardzo pięknie wydana, zarówno jeśli chodzi o szatę graficzną, jak i same „dane techniczne” – elegancki papier, twardą okładkę, itp. Mój egzemplarz na dodatek rozkosznie pachnie farbą drukarską. Chyba się uzależnię...
Agnieszka Jeż
Matthias Picard „Jaś Ciekawski, podróż do serca oceanu”, wyd. kultura gniewu.
Od wydawcy: Nieustraszony Jaś Ciekawski zamierza zbadać podmorskie cuda i dziwy. Mijając po drodze ryby wszelkich gatunków, dociera do mrocznych głębin, gdzie zamieszkują najosobliwsze stworzenia.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zupełnie przypadkowa historia miłosna


Dziś w moje ręce wpadła książka "O Melanii, Melchiorze i panu Przypadku" autorstwa Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, wydana przez wydawnictwo Bajka. Wewnętrzna strona okładki wita nas wielkim czerwonym sercem. Tak, to będzie opowieść o miłości. Opowieść zupełnie banalna, którą jednak trudno czytać bez uśmiechu na ustach.
Mamy oto dwójkę bohaterów, mieszkańców różowej kamienicy z numerem 18: świnkę Melanię i jej sąsiada, prosiaka Melchiora. Mieszkają drzwi w drzwi i mimo że żywią ku sobie potajemne uczucia, mijają się na klatce schodowej bez słowa. Tak się bowiem składa, że oboje są bardzo, ale to bardzo nieśmiali.
Wtedy właśnie w ich historię wkrada się pewien przypadek. A właściwie pan Przypadek, któremu zepsuły się ukochane podgrzewacze do butów. Próbując je naprawić, wywołuje serię niespodziewanych zdarzeń i - jak łatwo się domyślić - na zawsze zmienia życie naszych bohaterów.
"O Melanii, Melchiorze i panu Przypadku" to urocza, choć prosta i zupełnie zwyczajna historia połączona z świetną oprawą graficzną i pięknym wydaniem. Zadbano o najdrobniejsze szczegóły - zaczynając od okładki (której warto przyjrzeć się z bliska, najlepiej w świetle lampy), a kończąc na przyjemnie grubym, lekko chropowatym papierze.
Na osobny akapit zasługują piękne ilustracje Pawła Pawlaka w soczystych, ciepłych kolorach, które świetnie komponują się z opowiadaną historią. Bohaterowie od pierwszej chwili budzą sympatię: Melania niepewnie wysuwająca ryjek zza zasłonki, Melchior w swoim niemodnym bordowym sweterku, klejący modele samolotów, a nawet ekscentryczny majsterkowicz, pan Przypadek. Miłego wrażenia dopełniają zabawne detale: zapisany na kopertach adres zamieszkania bohaterów ("ul. Zdobywców Rzeźni ") czy sklep o wdzięcznej nazwie "Nasza pasza".





Sama historyjka dotyka problemu, z którym zmaga się wiele dzieci i niejeden dorosły. Przypomina, że nieśmiałość manifestuje się na różne sposoby i nie zawsze widać ją na pierwszy rzut oka, ale mimo to potrafi paraliżować i utrudniać codzienne życie. Książka nie mówi jednak o tym, jak tę przypadłość pokonać. Melania i Melchior od pierwszej do ostatniej strony pozostają tak samo nieśmiali. Ich historia ma pozytywny przekaz: każdy może odnaleźć szczęście i miłość. Niepotrzebna jest do tego żadna życiowa rewolucja - czasem wystarczy zwykły przypadek.
Joanna Pietrulewicz
Od wydawcy:
Melania i Melchior od lat mieszkają w jednej kamienicy i – choć myślą o sobie nieustannie –  widują się tylko na klatce schodowej albo w pobliskim sklepiku. Tak to bywa, gdy ktoś jest bardzo nieśmiały…

O tych, którzy się rozwijali....


Mam przed sobą zupełnie niezwykłą książkę: „O tych, którzy się rozwijaliIwony Chmielewskiej (wydawnictwo Media Rodzina). Przyznacie, że sam tytuł już jest trochę dziwny, wieloznaczny. Rozwijać się można na wiele sposobów - duchowo, intelektualnie, fizycznie… Rozwijać, to tworzyć, przekształcać, zmieniać, lecz także rozplątywać, rozwiązywać… A jak się okazuje, można jeszcze zrobić to całkiem dosłownie, wysnuwając nici z kłębka. I także z wielkim pożytkiem.
Zaczęło się od przelotnej wizyty Autorki w sklepie z używanymi rzeczami, gdzie wśród różnych rupieci i banalnych przedmiotów wypatrzyła nici, nawinięte na staroświeckie kartoniki. Jeden przebłysk inspiracji i oto przebogata wyobraźnia artystki stworzyła opowieść, a raczej splot różnych historii - obrazów. Zwyczajne nici, nikomu niepotrzebne i dożywające swych chwil wśród nieprzydatnych rzeczy, nagle zyskały drugie – ludzkie – wcielenie. Na wysmakowanych, kolażowych rysunkach rozpoznajemy doktora Korczaka, inne postacie są nieznane, lecz równie dobrze moglibyśmy je spotkać na ulicy. Pochylone nad filiżanką herbaty pogrążone w rozmowie staruszki, roześmiana dziewczynka ze skakanką, czy mama, cierpliwie pomagająca synkowi rozsupłać splątane sznurki – samo życie. Rozwijając nici, powoli tracimy je, lecz, paradoksalnie, tylko w ten sposób je możemy wypełnić. Rozwijamy się, by nadać swojemu byciu tutaj sens, czasami bardzo wyraźny (gdy spieszymy innym z pomocą, budujemy bliskie relacje), a nieraz mniej uchwytny, lecz równie ważny, ot, chociażby „tylko” po to, by „po prostu, upiększać świat”. Bardzo spodobała mi się wieloznaczność i metaforyczne bogactwo tej lektury. Każda strona, rysunek i szczegół są tu nośne w znaczenia i poddają się różnym interpretacjom. Niezwykle ciekawym doświadczeniem było dla mnie czytanie Chmielewskiej z moimi córkami – każda z nich odebrała tekst inaczej. Zupełnie odmienne znaczenia nasuwały się nam podczas kolejnych powrotów do tekstu. Ot, książka – tajemnica.






Ilustracje, bez których w ogóle nie można sobie wyobrazić tej lektury, to osobne dzieło sztuki. Artystka wykorzystała tu głównie technikę kolażu. Całość utrzymana jest w powściągliwej, „ekologicznej” konwencji, z użyciem rozmaitych naturalnych faktur, raczej stonowanej kolorystyki i oszczędnie zaplanowanej przestrzeni. Z prostotą elementów kontrastują wypracowane ołówkowe portrety ludzi i zwierząt, o zapadających w pamięć spojrzeniach. Można oglądać bez końca…
Agnieszka Jeż
Od wydawcy:
Książka - zagadka. Kim są ci, którzy się rozwijają? Każdy z nas poczuł kiedyś działanie tajemniczych, niewidzialnych nici łączących ludzi i ich sprawy w czasie i przestrzeni. I każdy - dziecko i dorosły - może odczytać tę książkę po swojemu.

środa, 22 stycznia 2014

Niezwyczajnie o zwyczajach

Dzieciństwo to szczególny czas, pełen magii i intensywnych przeżyć. W pamięć szczególnie zapadają święta i towarzyszące im zwyczaje, budujące niepowtarzalny nastrój. Któż z nas nie pamięta emocji towarzyszących wypatrywaniu pierwszej gwiazdki czy dzikiej radości z oblewania członków rodziny wodą w śmigusa-dyngusa? Jednocześnie mało kto wie, skąd wzięły się te tradycje i jakie było ich pierwotne znaczenie. Dociekliwym dzieciom i ich rodzicom wydawnictwo Bis proponuje książkę Renaty Piątkowskiej "Gdyby jajko mogło mówić i inne opowieści", która za pomocą krótkich, humorystycznych historyjek z życia dzieci opowiada o bogactwie obyczajów i obrzędów praktykowanych kiedyś i dziś, zarówno w Polsce, jak i w innych częściach świata.
Bohaterowie książki - chłopiec i dziewczynka - opowiadają o swoich perypetiach związanych z obchodami kolejnych świąt, opisanych w dziewięciu krótkich rozdziałach. Pełni zapału piszą listy do Mikołaja, topią marzannę, malują pisanki i odprawiają andrzejkowe wróżby. Ich przewodnikami po świecie tradycyjnych obrzędów są dorośli - rodzice, dziadkowie, a nawet pan od historii - którzy podsuwają dzieciom interesujące fakty na temat historii poszczególnych świąt (skąd się wzięły huczne obchody sylwestra?), ich symboliki (dlaczego malujemy jajka, a nie gruszki czy arbuzy?) i związanych z nimi wierzeń (dla kogo właściwie jest pusty talerz na wigilijnym stole?). Młodzi bohaterowie książki lubią jednak robić wszystko po swojemu - tak oto w rzece zamiast marzanny ląduje wypchany zając, a na karteczkach włożonych pod poduszkę w andrzejkowy wieczór zapisane jest (dla pewności!) tylko jedno imię. Opowiastkom towarzyszą pogodne, rysowane prostą, dziecięcą kreską ilustracje Artura Nowickiego.
Książkę czytałam z zaciekawieniem; duża część podanych faktów nie była mi znana. Drażniła nieco wymuszona konstrukcja historyjek, zbudowanych w taki sposób, by zawrzeć w sobie jak najwięcej ciekawostek na temat danego święta, ale nie sądzę, by stanowiło to problem dla młodych czytelników, którzy być może skorzystają z zawartych w książce podpowiedzi i wzbogacą rodzinne święta o nowe, zapomniane już zwyczaje. Kto wie? Może w tym roku, zamiast odwiedzać sąsiadów z okazji Halloween, wybierzecie się do nich po dyngusie, a wielkanocne pisanki posłużą do wspólnej gry w walatkę?
Joanna Pietrulewicz

Od wydawcy: Dobrze wiedzieć dlaczego topimy w rzece Marzannę i jak dawniej wyglądało polewanie wodą w śmigus-dyngus. Będzie też wiele o wigilijnych zwyczajach...

wtorek, 21 stycznia 2014

O oswajaniu potworów

W naszym domu w komórce pali się czerwona kontrolka od jakichś urządzeń elektronicznych. Upiornie prześwituje zza wiadra z jedzeniem naszego psa. Gdy wchodzi do komórki mała dziewczynka, która nie dosięga do włącznika światła - zza pojemnika wychyla się wielki potwór. - Bojęś, bojęś - mówi dziewczynka i ucieka przerażona. Postanowiliśmy więc potwora oswoić. Po pierwsze, siedzi tam sam, wiec jest mu smutno. Po drugie, może jest dzieckiem potworem i... też się boi. Po trzecie, może nie umieć jeszcze mówić, a  chciałby się z nami zaprzyjaźnić...
Okazało się, że mała dziewczynka doskonale zna się na potworach. Wie, że potwór jest dziewczynką, i że nie ma imienia, bo potwory nie mają imion. Nazywa się po prostu Potworka. Teraz, wchodząc do komórki mówimy: - Cześć Potworko, jak się masz? A po nabraniu jedzenia dla psa machamy jej na pożegnanie i mówimy, że jeszcze do niej wpadniemy.
Kwestia potworów, wampirów i całego tego tałatajstwa to istotna kwestia wieku dziecięcego. Jak je obłaskawić? Przecież nie zawsze dzieci dają się tak łatwo wkręcać jak mała dziewczynka, czasem uparcie nie chcą wejść do piwnicy, albo histerycznie boją się ciemności... Pomogą książki o strachach. Taką jest urocza i zabawna opowieść o Gruffalo - potworze, którego niby nie było, a jednak... Wielką zaletą tej książki jest to, że pokazuje, jak przeciągać potwory na swoją stronę i robić z nich pożytek. Nawet jak się jest mała myszką, czyli kimś jeszcze mniejszym od małej dziewczynki! Na dodatek dialogi są śmieszne, dobrze wybrzmiewają i mają powtarzające się frazy, które bardzo lubią małe dziewczynki, bo łatwo wpadają w ucho i zawsze już będą się kojarzyły z daną książka. Ilustracyjnie książka jest bardzo akurat. Rysunki są estetyczne, ale nie przesadnie artystowskie,dokładnie takie, jak w książkach mojego dzieciństwa. Brawo!  "Gruffalo" tekst Julia Donaldson ilustracje Axel Scheffler
Karolina Suchanek-Dobrzyńska

Od wydawcy: Mała Mysz w ciemnym lesie chciała zażyć raz ruchu. Kiedy Lis ją zobaczył, zaburczało mu w brzuchu. I Ty wejdź głębiej w ten ciemny las, a zobaczysz , co się stało, kiedy błyskotliwa Mysz spotkała Sowę, Węża i pewnego głodnego Gruffalo...


wtorek, 14 stycznia 2014

Niepoprawni entuzjaści ...


Niepoprawni entuzjaści nie powinni chyba zajmować się recenzjami książek... No cóż na mnie jednak wypadło. Razem z moim czteroletnim synkiem jesteśmy fanami książek Herve Tulleta i nie zanosi się na to, żeby coś się miało zmienić. Po „Naciśnij mnie” i „A kuku! Turlututu” zaczytujemy się kolejną, która nie wiem, czy ma tytuł czy nie. W każdym razie na okładce napisane jest „A gdzie tytuł?”. Dwie strony dalej nie do końca jakby domalowana postać - dziewczynka? a może wróżka raczej? w niebieskiej czapce - mówi do równie niedomalowanej różowej świnki, z która na pierwszej stronie grała w piłkę „Hej, zobacz! Chyba ktoś teraz na nas patrzy...” Od tej chwili nie możemy książki nie czytać, bo ona bez nas nie może sie po prostu obejść. Jesteśmy bohaterami historii na równi z postaciami, które do nas wołają, robią miny, proponują nawet tło do potencjalnej bajki, która moglibyśmy przeczytać, gdybyśmy zajrzeli do książki trochę później, bo teraz nie jest ona jeszcze w pełni gotowa. Przepraszamy, tłumaczą sytuację postaci, ale autor nie całkiem skończył swoją pracę. I tak trafiamy do pracowni samego Tulleta. Co dalej, to już trzeba po prostu zobaczyć. Na takie dekonstrukcje literackie może sobie pozwolić tylko prawdziwy mistrz. Ci, co nie zachwycili się poprzednimi jego książkami, niech w żadnym wypadku nie zaglądają i do tej. Jest jeszcze bardziej niepoprawna.
Katarzyna Dołęgowska-Urlich


 




 


Od wydawcy: Uwielbiany przez dzieci na całym świecie Hervé Tullet, autor bestsellera „Naciśnij mnie” oraz książek o przygodach Turlututu, tym razem  sam staje się bohaterem swojej opowieści... i jak zawsze wciąga do zabawy swoich dużych i małych czytelników!
Bohaterowie najnowszej książki Hervé Tulleta są jakby trochę „niedorysowani”. Co więcej nie znają jeszcze bajki, w której mają wystąpić. Mimo to zapraszają dzieci do wspólnej lektury, a nawet zabierają je do pracowni samego Autora... który właśnie tworzy zabawną historyjkę obrazkową nazwaną przewrotnie „A gdzie tytuł?”. http://www.youtube.com/watch?v=9rCV1o3wxYY