cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

piątek, 29 czerwca 2012

Bajki filozoficzne Jak żyć razem?


Tym razem będzie o filozofii… Bo przeczytałam właśnie „Bajki Filozoficzne”, których autor, Michel
Piquemal, znany jest już polskiemu czytelnikowi z poprzedniej książki pod takim właśnie tytułem. W kolejnej części historie zostały dobrane według pewnego klucza, zdradzonego w podtytule: Jak żyć razem?
Na to pytanie próbuje sobie odpowiedzieć człowiek już od zarania dziejów. Odpowiedzi są różne, lecz najważniejsze wydaje się to, że wciąż jeszcze zadaje się to pytanie. Paradoksy ludzkiej koegzystencji pokazują nam, że nie ma łatwych odpowiedzi, najważniejsze zaś to nie dać się uśpić rutynie, przyzwyczajeniom, przesądom, lecz pytać, podważając to, co pozornie oczywiste.
Autor zebrał tym tomiku błyskotliwe przypowieści, które mają taki właśnie cel: obudzić czytelnika, wyrwać ze skostniałych schematów, nauczyć samodzielnego myślenia, „uwolnić od znanego”. Skompilowane historie są zapewne celowo rozmaitej proweniencji kulturowej, by ukazać pierwotną mądrość człowieka, zazwyczaj archetypowego „starca”, ukrytego nieraz pod postacią zwierzęcia. Znamy to już z bajek Ezopa, żydowskich midraszy czy opowieści mędrców sufi. Prosty schemat paraboli pozwala dotrzeć do sedna sprawy bez zbędnego moralizowania, a dołączony do każdego opowiadania komentarz podsuwa dodatkowe odniesienia, pozwalające na szersze rozumienie tekstu w powiązaniu z realiami współczesnego życia. I tak na przykład w „Paraboli o poparzonych żabach” przedstawione są dwa mechanizmy dochodzenia do władzy tyranii, w rozwinięciu zaś autor próbuje zwrócić uwagę czytelnika na z pozoru niegroźne zjawiska, które na równi potrafią zniewolić człowieka. A że ma tu na myśli wybujały konsumpcjonizm i problematykę uzależnień, sprawa staje się w dzisiejszym społeczeństwie jak najbardziej aktualna. Komentarze nie ograniczają się do oczywistych wniosków, lecz drążą głębiej, jak to czytamy np. w opowiadaniu „Suchy chleb i pączek”. Pod moralny osąd czytelnika poddany jest nie tylko bohater historii, który dobrowolnie znosił upokorzenia w zamian za kęs ciasta, co wydaje się być oczywistym przesłaniem, lecz także stosunek kata i ofiary. I tak ci, którzy rzucali kamieniem, bo wydawało się to wynikać z niekwestionowanej logiki narracji, również znaleźli się pod lupą filozofa: nic nie usprawiedliwia okrucieństwa wobec słabszych, nawet ich dobrowolne poniżenie. Nawiasem mówiąc, dobrowolne z punktu widzenia filozofa, ale już nie psychologa, czy terapeuty… tak to rodzą się kolejne pytania, których co prawda nie ma w zapisanych w tej książce, ale pojawiają się na pewno, gdy się czyta uważnie.
Podoba mi się idea książki, która zadaje pytania i, jak Sokrates, potrafi dziwić się światu, jednocześnie ukazując nie tylko błędy i porażki ludzkiej natury, lecz także jej światłe momenty. Wspomniana wielość tradycji jest ogromną zaletą, nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu pewnej dyskredytacji religii jako takiej, bardzo dyskretnej, ale jednak. Autor przedstawia tu swój punkt widzenia bazujący w prostej linii na francuskim modelu racjonalno-oświeceniowym. Może to kwestia nieco tendencyjnie dobranych historii, w których ukazać się miało niebezpieczeństwo przesądów i bolesne skutki „opium dla mas”. Przedstawionym przykładom nic zarzucić nie można, ale chodzi o proporcję. Patrząc jednak z drugiej strony, mamy do czynienia z książką filozoficzną i określonym modelem filozofowania. Tu autor pozostaje sobie wierny i racjonalna ścieżka, jaką wybrał, realizowana jest z całą konsekwencją. Osobiście przyczepiłabym się tylko do jednej nieścisłości, czy może niedokładności: naukowe badania Całunu Turyńskiego izotopem węgla 14C nie przyniosły, jak dotąd, jednoznacznych wyników, a naukowcy podważyli orzeczenia z 1988 roku, wskazujące na średniowieczne pochodzenie Płótna. Autor tej miary i o takiej otwartości, jak Piquemal, powinien przynajmniej podać fakt jako do końca niezbadany, nie zaś jako negatywny przykład przesądu. Racjonalność poglądów za wszelką cenę nie powinna się stać kolejną ideologiczną pułapką, od czego autor wydaje się być przecież daleki. A Czytelnicy z pewnością skorzystają, gdy sami zapoznają się z książką i wyrobią sobie własne zdanie. Agnieszka Jeż
Od wydawcy: Opowieści i bajki z różnych stron świata, różnych mędrców i filozofów, koncentrują się wokół problemów relacji między ludzkich i relacji człowiek - natura.


wtorek, 26 czerwca 2012

Ulf Stark „Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy’ego”


Jeśli jesteś delikatnym rodzicem, tytuł pierwszego rozdziału tej książki może Cię do niej zniechęcić. Brzmi on
„Gołe baby” i nie jest to jakaś literacka sztuczka. Ulf i jego koledzy naprawdę podglądają w nim opalające się gołe baby. Ale nie rezygnuj z przeczytania tej książki tylko dlatego, że Twoje dziecko mogłoby się zgorszyć. Nie rezygnuj nawet wtedy, gdy dowiesz się, jakim rozrywkom oddają się bohaterowie po szkole – przebieganie w ostatniej chwili przed pędzącym samochodem jest jedną z nich. Nie rezygnuj, bo to naprawdę dobra literatura. Świetnie napisana i poruszająca ważne tematy.
Ulf Stark to jeden z najbardziej cenionych i lubianych szwedzkich autorów książek dla dzieci, autor m.in. wierszy o Cynamonie i Trusi. A główny bohater „Magicznych tenisówek” nie przypadkiem ma na imię także Ulf. To pierwsza część trylogii opartej na wspomnieniach autora z dzieciństwa spędzonego w dzielnicy Stureby na przedmieściach Sztokholmu.
Jeśli jest to opowieść autobiograficzna, to zanim został pisarzem, mały Ulf nie miał łatwego życia. Był nieśmiały, słaby, niezdarny i miał platfusa. Po prostu chodzące nieszczęście. Ale gdy pojawił się w jego klasie nowy kolega, życie bohatera nabrało tempa. Percy jest zupełnie inny. Potrafi się bić, jest wygadany, odważny i świetnie chodzi po równoważni. A w dodatku, i to jest chyba najdziwniejsze, chce przyjaźnić się właśnie z Ulfem. W końcu Percy zdradza mu swoją tajemnicę – swoją moc zawdzięcza starym, dziurawym tenisówkom, które są… magiczne. Czy Ulf zdobędzie cudowne buty? Zdradzę, że tak, ale co z tego wyniknie i jak go to zmieni – trzeba przeczytać samemu.
Piękna opowieść o przyjaźni, ufności, wierze w siebie i odwadze. Naprawdę magiczna książka. Jak dodają moje dzieci, Hania i Maciek, „opowiada o tym, jak ludzie mogą się zmienić, gdy w siebie uwierzą. Wciągająca i mega realistyczna historia, mogłaby się zdarzyć naprawdę”. Nic dziwnego, przecież naprawdę się zdarzyła… Jakub Urlich
Jakub Urlich - Lektor filmowy i reklamowy, dziennikarz. Pracował w Programie I Polskiego Radia, tata córki i dwóch synów.
Od wydawcy:  Pierwsza część trylogii opartej na wspomnieniach Ulfa Starka z dzieciństwa spędzonego w dzielnicy Stureby na przedmieściach Sztokholmu. Autor doskonale przeplata humor z powagą, wywołując u czytelnika zarówno uśmiech, jak i wzruszenie.

Kalina Jerzykowska "Ciocia Rose i złote żołędzie"


Poszukiwanie skarbu ma swoją tradycję i stałe miejsce w literaturze, nie tylko dla dzieci. Motyw ten wciąż
powraca w powieściach i rozpala wyobraźnię kolejnych czytelników. Ostatnio sięgnęła po niego również Kalina Jerzykowska, autorka wydanej przez krakowską Literaturę książki „Ciocia Rose i złote żołędzie”. To kolejny już tom opowieści o sympatycznych bohaterach, których poznać mogliśmy w „Widmach z ulicy Widmowej”. I tym razem historia toczy się wokół zaginionego skarbu, rodowych klejnotów w kształcie złotych żołędzi ozdobionych brylantami. Historia znowu miesza się z czasem teraźniejszym, a zapomniane dzieje, zapisane na zbutwiałych kartach ksiąg i gazet, zaczynają mieć wpływ na coraz szybciej toczącą się akcję. Klejnoty usiłują przechwycić osoby do tego niepowołane, posuwając się do coraz bardziej radykalnych środków. Jednocześnie sprytni bohaterowie, Honorata i Mariusz wraz z przyjaciółmi, usiłują rozwikłać zagadkę, która wiąże ich losy z przeszłością. Sprawą zajmują się też dwie starsze panie, których sprytowi i energii mało kto może dorównać. Duży plus za te postacie, wnoszą do opowieści wiele humoru i z miejsca zyskują sympatię czytelników, mimo swoich przywar i słabostek. Nawiasem mówiąc, cenny jest, szczególnie w książkach dla młodzieży, taki obraz starości (czy też, eufemistycznie mówiąc, wieku dojrzałego), który skupia się bez patosu na jej zaletach: doświadczeniu życiowym, humorze wynikającym z dystansu do świata oraz na pewnej nonszalancji, wynikającej z kolei z lekceważenia konwenansów. Tak, tak, w pewnym wieku najwyraźniej można się wieloma rzeczami znacznie mniej przejmować…
Akcja powieści toczy się niezwykle szybko, dobrze, że na początku książki jest wykaz występujących postaci, gdyż można by się łatwo zgubić. Taki zabieg przypomina nieco pierwsze strony staroświeckich kryminałów albo sztuk teatralnych. I nie bez powodu, gdyż Autorka jest teatrologiem, autorką sztuk i miłośniczką teatru dziecięcego. „Ciocia Rose” po niewielkich adaptacjach doskonale nadawałaby się na wystawienie na scenie albo sfilmowanie – dialogi są dobre, nieprzegadane, pełne humoru i zabawy słowem. Cudowna jest krótka rozmowa Rysia Pocieja, szkolnego kolegi naszych bohaterów, z nauczycielką. Prawdziwa perełka! Znać pióro osoby, która ma dużo do czynienia z młodymi ludźmi.
Akcja książki toczy się na prowincji, w Dębinie, miasteczku małym, ale z tradycjami i pięknym muzeum. Aż by się chciało uwierzyć, że tak właśnie wygląda prowincja polska: zadbana, zamieszkana przez ludzi, którzy interesują się lokalną historią i są z niej dumni. Z pewnością tak jest w wielu miejscach i taki właśnie sugestywny obraz trafia do młodych ludzi. Bardzo dobrze!
Wątek „spirytualistyczny” potraktowany został z wyjątkowym humorem i lekkością. I chociaż duchy biorą udział w akcji na równi i bohaterami, traktujemy je z lekkim przymrużeniem oka. W sam raz na tyle, aby się trochę bać. Ale tylko troszeczkę…
Agnieszka Jeż

Ewa Jałochowska „Historia sztuki dla dzieci i rodziców. Rozmowy z Kajtkiem”


Co wspólnego ma ślimak ze sztuką? Jacy malarze wyskoczyli z wątroby? Na kogo nasikał Rembrandt? I po co Kazimierz Malewicz namalował w 1915 roku czarny kwadrat?
Jeśli nie znasz odpowiedzi na te pytania, a chciałbyś poznać, dowiedzieć się czym jest sztuka musisz zajrzeć do tej książki.
Ewa Jałochowska ukończyła historię sztuki na UKSW, teraz pisze o niej i publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Wiedzy i życiu” i portalu tygodnika „Polityka”. Przez kilka lat była redaktorem w Dziale Kultury Redakcji Internetowej Polskiego Radia. Jak mówiły moje dzieci: „Przy takiej mamie strach się odezwać i o coś zapytać, bo na wszystko zna odpowiedź”
Jej syn Kajtek ma 7 lat. Nie zna nazwisk wielkich mistrzów. Picasso może być dla niego bohaterem kreskówki a Rafael nazwą czekolady. Sztuką interesuje się głównie wtedy, gdy każe mu mama. No i nie boi się swojej mamy. I właśnie ze spotkania dziecka, które nie boi się zadawać najprostszych pytań a do sztuki ma podejście bardzo krytyczne, z rodzicem który wie o sztuce wszystko, powstała „Historia sztuki dla dzieci i rodziców”.
Podróż zaczyna się na samym początku sztuki – tysiące lat temu, przy jaskiniowych malowidłach naskalnych. Prowadzi przez starożytny Egipt, Imperium Rzymskie, Średniowiecze i renesans aż ku nowoczesności. Od kamiennych figurek Wenus, przez grafiki Durera po sztukę bezprzedmiotową Kandinskiego. Od ilości faktów, ciekawostek i ilustracji kręci się w głowie. Nie jest to książka do przeczytania od deski do deski, zawarta w niej wiedza może przytłoczyć przy próbach jednorazowego przyswojenia. Warto mieć ją stale pod ręką, by służyła jako przewodnik w labiryntach sztuki.
Kończąc tę podróż Kajtek nadal nie wie czym jest sztuka. Wie za to, każdy artysta maluje czy rzeźbi z innego powodu, ale każdy zostawia w swoich pracach uczucia, które czuł w danej chwili. Taka wiedza pomaga otworzyć się na świat sztuki i dzieciom, i rodzicom. Każdy może tworzyć i wyrażać siebie… nawet jeśli jest to tylko czarny kwadrat namalowany sprayem na piasku. To chyba najważniejsze przesłanie tej wyjątkowej książki. Jakub Urlich

Jakub Urlich
- Lektor filmowy i reklamowy, dziennikarz. Pracował w Programie I Polskiego Radia, tata córki i dwóch synów.

Od wydawcy: Picasso może być dla niego bohaterem kreskówki, Rafael nazwą czekolady, natomiast rokoko kojarzy mu się - nie może być inaczej - z gdaczącą kurą. Niewiedza Kajtka jest jednak skarbem, dzięki któremu potrafi skrzywić się paskudnie i powiedzieć, że obrazy Picassa są do niczego, bo takie kanciaste, a Matisse namalował kobietę z zieloną twarzą.

wtorek, 19 czerwca 2012

Skąd się biorą dzieci????


Książeczka dla najmłodszych, to reedycja pozycji Marcina Brykczyńskiego „Skąd się biorą dzieci”, tym razem zaproponowana przez wydawnictwo Literatura. Książka odświeżona została nowymi ilustracjami Iwony Całej, subtelnymi i sympatycznymi (motyw serca, który pojawia się na wielu stronach, ozdobił również drzwi szpitala!). Tytułowe pytanie wciąż sprawia niektórym rodzicom kłopot. Chociaż temat już od dawna przestał być tabu, nieraz nie jest łatwo odpowiedzieć na nie w sposób prosty i dostosowany do potrzeb wieku dziecka. Brykczyński poradził z tym sobie bardzo dobrze – biologiczny aspekt tematu został zintegrowany z obrazem relacji między rodzicami, tworząc spójny obraz narodzin życia, stworzonego przez miłość do miłości… Dzieci bardzo lubią wierszyki, miejmy więc nadzieję, że niektóre strofy zapadną im w pamięć na dłużej. Książeczka może być pomocna również w sytuacji, gdy pojawia się młodsze rodzeństwo – nie tylko odpowie na pytanie, skąd wziął się „intruz”, ale pomoże przywołać radosną atmosferę oczekiwania na maluszka. Sytuacja nazwana, opisana (na dodatek wierszem) staje się w pewien sposób oswojona…
Agnieszka Jeż
Z notki wydawcy: Przychodzi taki moment w życiu dziecka, w którym pragnie ono dowiedzieć się, skąd się wzięło? Czy przyniósł je bocian? A może wyszło z kapusty?

poniedziałek, 11 czerwca 2012

wtorek, 5 czerwca 2012

Kot, który patrzył na księżyc


Kot, który patrzył na księżyc Natalii Usenko to propozycja łódzkiego wydawnictwa Literatura dla dzieci młodszych, przytulasów i marzycieli, którzy lubią usiąść z mamą na kanapie i razem poczytać. Książeczka zawiera garść wierszyków uznanej poetki - migawki z bajkowego świata, trochę zaskakującego, pełnego ciepła i humoru. Ciekawym zabiegiem stylistycznym jest typowo dziecięca antropomorfizacja: w wierszach księżyc potrafi się złościć, a bałagan jest prawdziwym wrogiem, z którym można walczyć. Jest też potwór kinowy, słoneczko, które ma swoją mamę oraz mówiące zwierzęta; jednym słowem, świat bliski perspektywie małego dziecka. Obok całkiem czarodziejskich motywów czytelnik może się spotkać z sytuacjami z codziennego życia, potraktowanymi z humorem: mamy radosną majówkę, podczas której pieski zjadają całe piknikowe zapasy, a także małą „katastrofę” na basenie, gdy zgubiły się w wodzie majteczki… Mnie najbardziej spodobał się wierszyk „Pod kocem”, zaczynający się od słów:

Ludzie, co robicie
gdy jesteście smutni
po przykrościach w szkole
albo dużej kłótni?

W takiej sytuacji przytulny kocyk okazuje się azylem, a utulenie siebie i uszanowanie własnej potrzeby chwilowej samotności – lekarstwem na smutki.
Wierszyki napisane z polotem, mają również pewien muzyczny potencjał (niektóre z nich przypominają wręcz teksty prostych, ludowych piosenek, jak utwór Węgorz). Szata graficzna książki została zaprojektowana z ogromną starannością, ilustracje są nastrojowe, trochę oniryczne w charakterze. W kilku miejscach także i czytelnicy zaproszeni są do współpracy przy tworzeniu książki: mogą dorysować mieszkańców domku i dopisać potrawy do menu na królewski obiad. Dodajmy, że król z bajki jada zupełnie nietypowe potrawy, dzieci mogą, zatem ruszyć wyobraźnią i wykorzystać typowe dla swojego wieku poczucie humoru.  Sympatyczna lektura, dla dzieci i dla dorosłych.
Agnieszka Jeż