cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 26 czerwca 2012

Kalina Jerzykowska "Ciocia Rose i złote żołędzie"


Poszukiwanie skarbu ma swoją tradycję i stałe miejsce w literaturze, nie tylko dla dzieci. Motyw ten wciąż
powraca w powieściach i rozpala wyobraźnię kolejnych czytelników. Ostatnio sięgnęła po niego również Kalina Jerzykowska, autorka wydanej przez krakowską Literaturę książki „Ciocia Rose i złote żołędzie”. To kolejny już tom opowieści o sympatycznych bohaterach, których poznać mogliśmy w „Widmach z ulicy Widmowej”. I tym razem historia toczy się wokół zaginionego skarbu, rodowych klejnotów w kształcie złotych żołędzi ozdobionych brylantami. Historia znowu miesza się z czasem teraźniejszym, a zapomniane dzieje, zapisane na zbutwiałych kartach ksiąg i gazet, zaczynają mieć wpływ na coraz szybciej toczącą się akcję. Klejnoty usiłują przechwycić osoby do tego niepowołane, posuwając się do coraz bardziej radykalnych środków. Jednocześnie sprytni bohaterowie, Honorata i Mariusz wraz z przyjaciółmi, usiłują rozwikłać zagadkę, która wiąże ich losy z przeszłością. Sprawą zajmują się też dwie starsze panie, których sprytowi i energii mało kto może dorównać. Duży plus za te postacie, wnoszą do opowieści wiele humoru i z miejsca zyskują sympatię czytelników, mimo swoich przywar i słabostek. Nawiasem mówiąc, cenny jest, szczególnie w książkach dla młodzieży, taki obraz starości (czy też, eufemistycznie mówiąc, wieku dojrzałego), który skupia się bez patosu na jej zaletach: doświadczeniu życiowym, humorze wynikającym z dystansu do świata oraz na pewnej nonszalancji, wynikającej z kolei z lekceważenia konwenansów. Tak, tak, w pewnym wieku najwyraźniej można się wieloma rzeczami znacznie mniej przejmować…
Akcja powieści toczy się niezwykle szybko, dobrze, że na początku książki jest wykaz występujących postaci, gdyż można by się łatwo zgubić. Taki zabieg przypomina nieco pierwsze strony staroświeckich kryminałów albo sztuk teatralnych. I nie bez powodu, gdyż Autorka jest teatrologiem, autorką sztuk i miłośniczką teatru dziecięcego. „Ciocia Rose” po niewielkich adaptacjach doskonale nadawałaby się na wystawienie na scenie albo sfilmowanie – dialogi są dobre, nieprzegadane, pełne humoru i zabawy słowem. Cudowna jest krótka rozmowa Rysia Pocieja, szkolnego kolegi naszych bohaterów, z nauczycielką. Prawdziwa perełka! Znać pióro osoby, która ma dużo do czynienia z młodymi ludźmi.
Akcja książki toczy się na prowincji, w Dębinie, miasteczku małym, ale z tradycjami i pięknym muzeum. Aż by się chciało uwierzyć, że tak właśnie wygląda prowincja polska: zadbana, zamieszkana przez ludzi, którzy interesują się lokalną historią i są z niej dumni. Z pewnością tak jest w wielu miejscach i taki właśnie sugestywny obraz trafia do młodych ludzi. Bardzo dobrze!
Wątek „spirytualistyczny” potraktowany został z wyjątkowym humorem i lekkością. I chociaż duchy biorą udział w akcji na równi i bohaterami, traktujemy je z lekkim przymrużeniem oka. W sam raz na tyle, aby się trochę bać. Ale tylko troszeczkę…
Agnieszka Jeż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz