cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 25 lipca 2018

Samuraj i Anioł Stróż


Wydawnictwo BIS udostępniło w tym roku publikację, która zaskoczyła mnie tematem, treścią i oprawą graficzną. Akcja opowiadania "Samuraj i Anioł Stróż", którego autorem jest Andrzej Żak, a ilustratorką Anna Krztoń, rozgrywa się na oddziale onkologicznym szpitala dziecięcego oraz w rajskich oddziałach świata. Bohaterami są dzieci skazane przez nowotwór i te czekające na cudowne ułaskawienie. W surowo-sterylnym miejscu młodzi pacjenci starają się żyć w miarę swobodnie, utrzymywać kontakty towarzyskie, bawić się, przyjaźnić, zakochiwać, wierzyć – w Boga i wyzdrowienie. Literatura dla młodzieży zahaczająca o sprawy wiary należy raczej do rzadkości, przynajmniej ta porządna, dobrze skomponowana, nienachalna ideologicznie. Miło było znów sięgnąć po takie cacko, bo ostatnim byli chyba "Muszkatowie" Grzegorza Gortata z 2013 roku.
"Samuraj i Anioł Stróż" to książka sięgająca głęboko, dotykająca skrywanych myśli, obaw, poruszająca tematy i interpretacje bardzo osobiste, rzadko wypowiadane na głos – w dziecięcym życiu i w literaturze dla dzieci. Czemu Bóg nie słucha chorych dzieci? Co będzie po śmierci? Czy Bóg jest nowoczesny? Jak walczyć z brakiem nadziei? Takie zagadnienia zajmują tęgie dorosłe umysły, a tu muszą się z nimi zmagać mali, bardzo słabi ludzie. Jednym z nich jest Teo, zwany Brzydkim, a później Samurajem. Jego rozmyślania zmieniają się w spotkania z aniołem-karateką i można uznać, że chłopiec zbliża się do granicy życia i śmierci fantazjując na temat przenikania się tych dwóch światów, sposobów (nie)istnienia. Jednak autor nie narzuca jednoznacznie tej interpretacji, bo choć sugeruje, że jedno ze spotkań z Aniołem Stróżem odbywa się w czasie śpiączki Teo, to jednocześnie pozwala nam wierzyć w naprawdę nadprzyrodzone wydarzenia. I choć podstawowym przesłaniem "Samuraja i Anioła Stróża" jest potrzeba samodoskonalenia się do walki z przeciwnościami losu, to ja najbardziej doceniam fragmenty, w których bohaterowie zastanawiają się nad obecnością Boga i aniołów w ich życiu oraz nad sensem wszystkiego. Tak już jest z tą książką, że każdy może sobie w niej upatrzyć własny pierwszy plan. Trzeba tylko wniknąć w historię, nie przestraszyć się słów, którymi jest opowiadana.
Dosadność tej lektury polega bowiem nie tylko na jej dosłowności w przedstawieniu życia dziecka z nowotworem. Andrzej Żak zdecydował się na wprowadzenie nietypowych, mocno podkoloryzowanych postaci oraz dość "inwazyjnej" stylizacji językowej, co może się podobać lub nie, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. "Samuraj i Anioł Stróż" zdecydowanie wyróżnia się z ogółu nowszej polskiej beletrystyki adresowanej do młodszej młodzieży. Początkowo miałam wrażenie, że misja obalania stereotypów obraca się przeciw autorowi, szkodzi tekstowi i jedynie utrwala utarte poglądy na temat duchownych czy chorych. Na przykład opisy "wyluzowanego" księdza i sztywnej katechetki wypadły nieszczerze, zbyt modelowo i kontrastowo, by były wiarygodne. A kolokwializmy, które w założeniu zapewne miały zbliżyć bohaterów do czytelników, niekiedy okazują się "obciachowe".

No więc tak... ta godzina z katechetką to okropne nudy! Ale kiedy nie ma co robić, lepsze to, niż leżeć w łóżku, bać się i patrzeć w sufit. W czasie swojej godziny Chuda Maria jak nakręcona gada o stworzeniu świata. Nie wiadomo, kto ją tak nazwał, ale przezwisko jest trafne, bo rzeczywiście katechetka wygląda jak żółknący, wysuszony szparag. Nikt jej nie lubi, chyba nawet ksiądz Antoni, którego w dżinsach i T-shircie trudno wziąć za szpitalnego kapelana. W letnie upalne dni trzyma koloratkę w sportowej torbie i jedynie mały krzyżyk na opalonej piersi świadczy, że ten wysportowany mężczyzna wierzy w Boga.
Księdzu Antoniemu Bóg pozwala chyba na więcej niż Chudej Marii, nawet na to, żeby zagrać z Barcą w karty albo kłócić się z ordynatorem o dłuższy dostęp do telewizora! Zwłaszcza gdy chodzi o National Geographic, o przyrodnicze filmy. I nie ma nic przeciwko tym, na których rozmnażają się żyrafy, hipopotamy albo lwy, co okropnie nie podoba się katechetce.
No więc było sennie, gdy nagle Szpilka odpalił jak z armaty. Barca twierdzi, że zrobił to z powodu Blanki. Wszyscy wiedzą, że Księżniczka mu się podoba, łypie na nią bez przerwy, a najbardziej na jej cycki!

Zachowania oraz kryteria samooceny Teo również nie zrównałyby go z moim synem, mniej więcej równolatkiem "Samuraja", ale nawet nie próbowałam ich zapoznać, bo wiem, że moje dziecko odrzuciłoby bohatera i książkę tak niefrasobliwie traktujących kwestię kradzieży i znęcania się nad zwierzętami. Nie twierdzę, że jest to książka zła, po prostu nie odpowiada zainteresowaniom i wrażliwości tego akurat młodego czytelnika.

(...) I jak zwykle wtrąciła coś jeszcze o grzechu, ale Teo już nie chciał tego słuchać. Od dawna żył w grzechu. Kiedyś w sklepie ukradł czteroostrzowy scyzoryk. Był taki piękny, że sam się o to prosił. Kiedy go zgubił, najpierw uznał, że nie ma się z czego spowiadać, a potem... Potem zwyczajnie było mu wstyd!
Strzelił też z wiatrówki do kota, ale tylko dwa razy. Właściwie celował w przywiązaną do kota puszkę, tylko że wyszło jak wyszło! W tym drugim przypadku pytanie, czy to grzech, wciąż nie miało odpowiedzi.
Kretyn – Teo przeszył Szpilkę spojrzeniem. – Kompletny debil! – Gdyby jego wzrok potrafił spopielać, w miejscu, gdzie siedział zdrajca, zapewne dymiłaby już tylko kupka popiołu.
Kretyn i kapuś! – zalicytował szeptem Barca. Na wszelki wypadek zasłonił jednak usta dłonią. Szpilka był od nich starszy i wyższy o głowę! Na pewno umiał się bić!

W sferze językowej opowiadanie jest zaskakujące, autor stosuje bowiem kolokwializmy i wulgaryzmy obok stylu literackiego, co oczywiście winduje do góry granicę wieku czytelnika (proponuję książkę najwcześniej dziesięcio-, a nawet jedenastolatkom). Potoczne słownictwo czy rozwiązania składniowe pojawiają się nie tylko w dialogach, ale również w partiach tekstu należących do wszechwiedzącego narratora, jak w przypadku wykrzyknień, występujących trochę za często i w dziwnych miejscach. W publikowanej przez to samo wydawnictwo serii Marcina Pałasza o Marcelce stosowany jest podobny zabieg stylistyczny, ale tam wypada naturalnie, a i czytelnik jest młodszy, stąd pewna infantylizacja języka ma sens.
Przeplatanie starego języka (nie tylko literackiego, także młodzieżowego – żaden nastolatek nie powie dziś "klops" ani "kapuś") z nowym oraz dawnego obrazu wiary ze współczesnymi potrzebami młodych znalazło odzwierciedlenie w ilustracjach Anny Krztoń, świetnej rysowniczki i scenarzystki komiksów. Zadbała ona o grafikę na wysokim poziomie i wprowadziła do swoich charakterystycznych, prostych, czarno-białych rysunków motywy z "innej bajki" – odmiennych kultur, odległych stylistyk. W dymkach wyobrażeń i wypowiedzi bohaterów pojawiają się bogato zdobione chińskie smoki, samuraj w pełnym rynsztunku, anioły niczym z wyobrażeń natchnionych malarzy, anioł i dzieci na kładce – to z kolei wizerunek znany ze sklepów z dewocjonaliami czy obrazków rozdawanych przez księży, będą i dłonie Adama i Boga w ujęciu Michała Anioła. Anna Krztoń czynnie uczestniczy w opowieści, taka ilustracja sprawia czytelnikowi wielką przyjemność i mam nadzieję, że to nie był jednorazowy eksperyment rysowniczki z książką bezdymkową.
Bożena Itoya

Andrzej Żak, Samuraj i Anioł Stróż, ilustracje Anna Krztoń, Wydawnictwo BIS, Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz