Książki
w naszym domu dzielą się na dwie grupy. Niektóre, zanim zostaną
przeczytane (i zrecenzowane), muszą trochę odleżeć, zaczekać na
odpowiedni moment, wpasować się w nasz nastrój. Inne nie leżą
ani chwili, od razu są łapczywie pochłaniane (i "pochwalane"),
to nasze samopoczucie dostosowuje się do nich, a nie odwrotnie. Tak
właśnie było z "Ożywczym deszczem", trzecim tomem serii
Marcina Podolca "Bajka na końcu świata" – położyłam
album gdzieś w środku stosu kilkudziesięciu książek czekających
na przeczytanie, spojrzałam w inną stronę, a gdy ponownie się
odwróciłam, nie było już ani komiksu, ani mojego syna.
Okładka
"Ożywczego deszczu" ma więcej barw i kontrastów od
wcześniejszych, za to mniej tu poszarpanego, połamanego świata.
Tytułowy deszcz jest kolorowy, jakby za krople służyły
rozpuszczone lentilki. Równocześnie autorowi udało się zachować
(po)katastroficzną atmosferę, tak że trzecia "Bajka na końcu
świata" nawet na pierwszy rzut oka pozostaje nietypową "bajką"
komiksową, a wszystkie okładki zestawione ze sobą wypadają
znakomicie, kompletnie (choć, na szczęście, to jeszcze nie koniec
serii). Każda podsuwa czytelnikowi nieco odmienne wrażenia i ujęcia
bohaterek, Wiktorii i Bajki, inne (pół)plenery, kolejne kolory
grzbietu i tytułu, niby to żywe, ale równie dobrze mogące się
kojarzyć z rozkładem, wypaleniem czy toksycznością. A skąd się
wziął na najnowszej okładce ten dinozaur? Bać się go czy
przytulić? Jest towarzyszem czy antagonistą Wiktorii? Taki to
właśnie niepokojąco-fascynujący cykl – nigdy nie wiemy, co tym
razem zgotował nam autor, ale zawsze jesteśmy pewni, że coś
dobrego.
"Ożywczy
deszcz" podobał nam się najbardziej z dotychczasowych tomów
"Bajki na końcu świata". Rzadko chyba bywa, by trzecia
część serii nie tylko nie ustępowała wcześniejszym, ale nawet
je przeganiała, ale tak właśnie jest w tym przypadku, przynajmniej
według nas. Marcin Podolec jest w znakomitej formie i mam nadzieję,
że wreszcie wygra któreś "zawody" książkowe, bo w
dziedzinie książki dla dzieci w Polsce trofea wciąż zdobywają te
same od wielu lat czarne konie. Po nominacji drugiego tomu "Bajki
na końcu świata" do zeszłorocznej nagrody PS IBBY i
najnowszej informacji o znalezieniu się innego komiksu na
prestiżowej liście trzynastu książek nominowanych do brytyjskiej
Nagrody Bookera, może właśnie nadeszła pora na "Ożywczy
deszcz". Warto stale odświeżać swoje myślenie o literaturze,
ilustracji i ogólnie literaturze adresowanej do dzieci, bo sami
młodzi czytelnicy bez przerwy je aktualizują. Polski komiks dla
dzieci nie jest już przejściową zabawką, mizerną imitacją
lektury dla tych, którzy dopiero zaczynają czytać. To pełnoprawna
książka, dzielona na kategorie wiekowe i (powoli) gatunkowe,
goszcząca obok całkiem poważnej literatury młodzieżowej na
półkach wytrawnych czytelników oraz publicznych bibliotek.
Specjalizacją Marcina Podolca są graficzne opowiadania
postapokaliptyczne dla dzieci i młodzieży w wieku od około ośmiu
lat. Odrobinę feminizujące, co tym bardziej potwierdza, że
stanowią dystynktywny "znak czasów".
Na
"Ożywczy deszcz" składa się pięć krótkich,
powiązanych ze sobą fabularnie komiksów: "Bajka i instynkty",
"Bajka, opady i odpady", "Bajka i pojedynek gigantów",
"Bajka i ślad wielkiej stopy", "Bajka i ożywczy
deszcz". Znaleźliśmy w nich trochę dawnych wątków (wróci
tajemniczy zmiennokształtny dymek!) i bardzo dużo nowości.
Pierwsze opowiadanie postapokaliptyczne pejzaże ma tylko w tle,
temat jest zupełnie inny, lekki i uniwersalny. Rozpoczęcie tomu w
ten sposób było świetnym pomysłem. Ostatni kadr "Bajki i
instynktów" zahacza o początek "Bajki, opadów i odpadów"
i podobnie będzie z kolejnymi historyjkami – zawsze zazębiają
się na siebie, tworząc segmenty jednej wielkiej opowieści, tej
samej od pierwszego tomu ("Ostatni ogród", tom 2.:
"Opuszczony dom"). W drugim epizodzie na Bajkę i Wiktorię
spadają radioaktywny deszczyk i "duże, duże kłopoty",
które przenikają do "Bajki i pojedynku gigantów", przy
czym do tytułowych olbrzymów zalicza się wspomniany już wcześniej
dinozaur z okładki. "Bajka i ślad wielkiej stopy"
przypomina w pewnym stopniu pierwszy fragment tego tomu, bo autor
ponownie odwzorował z życia wzięte zachowania oraz relacje (psie i
ludzkie). Bohaterki kłócą się, obrażają i godzą, by
"wybuchowo" poradzić sobie z kłopotami i szczęśliwie
dobrnąć do zwyczajnego zakończenia, tak potrzebnego po
wcześniejszych nadzwyczajnych wydarzeniach.
Ilustracje
jak zwykle cieszą oko nieprzeciętną, daleką od jaskrawości
kolorystyką. Na estetykę opowieści znacząco wpływa tez podział
na kadry, ich kompozycja, wszystko jakby zawieszone między
opowiadaniem graficznym a filmem animowanym (z którym autor ma
stałą, profesjonalną styczność). Portrety Bajki są zabawne i
pocieszne, a Wiktoria aż kipi od emocji, które wyraża każdym
szczegółem twarzy (te "kreskowe" oczy, zadarty nosek,
wystające i jeszcze niekompletne zęby, rumieńce, gniewne
zmarszczki, brew na przedostatnim obrazku...) i zaokrąglonej
postawy. Dziewczęca bohaterka jak zwykle w komiksach Marcina Podolca
jest po prostu dziecięcym bohaterem, żadną komiksową lalą ani
księżniczką z książeczki. Dla mojego syna nie miało znaczenia,
że w albumie nie pojawia się żaden chłopiec lub mężczyzna, bo
płeć fantastycznych (s)tworów trudno zidentyfikować. Życzę
naszym dzieciom jak najwięcej książkowych postaci, które są
równie "(...) i sprytne, i mądre, i odważne. Niezależne..
Trochę szalone, ale też... subtelne, pełne wdzięku i klasy".
Bożena
Itoya
Marcin
Podolec, Bajka na końcu świata. 3. Ożywczy deszcz, Krótkie Gatki
/ Kultura Gniewu, Warszawa 2018.
Zachęciłaś mnie do tych bajek! Ale chyba zaczniemy od pierwszego tomu:)
OdpowiedzUsuń