cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

niedziela, 5 sierpnia 2018

Bajka na końcu świata – Ożywczy deszcz


Książki w naszym domu dzielą się na dwie grupy. Niektóre, zanim zostaną przeczytane (i zrecenzowane), muszą trochę odleżeć, zaczekać na odpowiedni moment, wpasować się w nasz nastrój. Inne nie leżą ani chwili, od razu są łapczywie pochłaniane (i "pochwalane"), to nasze samopoczucie dostosowuje się do nich, a nie odwrotnie. Tak właśnie było z "Ożywczym deszczem", trzecim tomem serii Marcina Podolca "Bajka na końcu świata" – położyłam album gdzieś w środku stosu kilkudziesięciu książek czekających na przeczytanie, spojrzałam w inną stronę, a gdy ponownie się odwróciłam, nie było już ani komiksu, ani mojego syna.
Okładka "Ożywczego deszczu" ma więcej barw i kontrastów od wcześniejszych, za to mniej tu poszarpanego, połamanego świata. Tytułowy deszcz jest kolorowy, jakby za krople służyły rozpuszczone lentilki. Równocześnie autorowi udało się zachować (po)katastroficzną atmosferę, tak że trzecia "Bajka na końcu świata" nawet na pierwszy rzut oka pozostaje nietypową "bajką" komiksową, a wszystkie okładki zestawione ze sobą wypadają znakomicie, kompletnie (choć, na szczęście, to jeszcze nie koniec serii). Każda podsuwa czytelnikowi nieco odmienne wrażenia i ujęcia bohaterek, Wiktorii i Bajki, inne (pół)plenery, kolejne kolory grzbietu i tytułu, niby to żywe, ale równie dobrze mogące się kojarzyć z rozkładem, wypaleniem czy toksycznością. A skąd się wziął na najnowszej okładce ten dinozaur? Bać się go czy przytulić? Jest towarzyszem czy antagonistą Wiktorii? Taki to właśnie niepokojąco-fascynujący cykl – nigdy nie wiemy, co tym razem zgotował nam autor, ale zawsze jesteśmy pewni, że coś dobrego.
"Ożywczy deszcz" podobał nam się najbardziej z dotychczasowych tomów "Bajki na końcu świata". Rzadko chyba bywa, by trzecia część serii nie tylko nie ustępowała wcześniejszym, ale nawet je przeganiała, ale tak właśnie jest w tym przypadku, przynajmniej według nas. Marcin Podolec jest w znakomitej formie i mam nadzieję, że wreszcie wygra któreś "zawody" książkowe, bo w dziedzinie książki dla dzieci w Polsce trofea wciąż zdobywają te same od wielu lat czarne konie. Po nominacji drugiego tomu "Bajki na końcu świata" do zeszłorocznej nagrody PS IBBY i najnowszej informacji o znalezieniu się innego komiksu na prestiżowej liście trzynastu książek nominowanych do brytyjskiej Nagrody Bookera, może właśnie nadeszła pora na "Ożywczy deszcz". Warto stale odświeżać swoje myślenie o literaturze, ilustracji i ogólnie literaturze adresowanej do dzieci, bo sami młodzi czytelnicy bez przerwy je aktualizują. Polski komiks dla dzieci nie jest już przejściową zabawką, mizerną imitacją lektury dla tych, którzy dopiero zaczynają czytać. To pełnoprawna książka, dzielona na kategorie wiekowe i (powoli) gatunkowe, goszcząca obok całkiem poważnej literatury młodzieżowej na półkach wytrawnych czytelników oraz publicznych bibliotek. Specjalizacją Marcina Podolca są graficzne opowiadania postapokaliptyczne dla dzieci i młodzieży w wieku od około ośmiu lat. Odrobinę feminizujące, co tym bardziej potwierdza, że stanowią dystynktywny "znak czasów".
Na "Ożywczy deszcz" składa się pięć krótkich, powiązanych ze sobą fabularnie komiksów: "Bajka i instynkty", "Bajka, opady i odpady", "Bajka i pojedynek gigantów", "Bajka i ślad wielkiej stopy", "Bajka i ożywczy deszcz". Znaleźliśmy w nich trochę dawnych wątków (wróci tajemniczy zmiennokształtny dymek!) i bardzo dużo nowości. Pierwsze opowiadanie postapokaliptyczne pejzaże ma tylko w tle, temat jest zupełnie inny, lekki i uniwersalny. Rozpoczęcie tomu w ten sposób było świetnym pomysłem. Ostatni kadr "Bajki i instynktów" zahacza o początek "Bajki, opadów i odpadów" i podobnie będzie z kolejnymi historyjkami – zawsze zazębiają się na siebie, tworząc segmenty jednej wielkiej opowieści, tej samej od pierwszego tomu ("Ostatni ogród", tom 2.: "Opuszczony dom"). W drugim epizodzie na Bajkę i Wiktorię spadają radioaktywny deszczyk i "duże, duże kłopoty", które przenikają do "Bajki i pojedynku gigantów", przy czym do tytułowych olbrzymów zalicza się wspomniany już wcześniej dinozaur z okładki. "Bajka i ślad wielkiej stopy" przypomina w pewnym stopniu pierwszy fragment tego tomu, bo autor ponownie odwzorował z życia wzięte zachowania oraz relacje (psie i ludzkie). Bohaterki kłócą się, obrażają i godzą, by "wybuchowo" poradzić sobie z kłopotami i szczęśliwie dobrnąć do zwyczajnego zakończenia, tak potrzebnego po wcześniejszych nadzwyczajnych wydarzeniach.
Ilustracje jak zwykle cieszą oko nieprzeciętną, daleką od jaskrawości kolorystyką. Na estetykę opowieści znacząco wpływa tez podział na kadry, ich kompozycja, wszystko jakby zawieszone między opowiadaniem graficznym a filmem animowanym (z którym autor ma stałą, profesjonalną styczność). Portrety Bajki są zabawne i pocieszne, a Wiktoria aż kipi od emocji, które wyraża każdym szczegółem twarzy (te "kreskowe" oczy, zadarty nosek, wystające i jeszcze niekompletne zęby, rumieńce, gniewne zmarszczki, brew na przedostatnim obrazku...) i zaokrąglonej postawy. Dziewczęca bohaterka jak zwykle w komiksach Marcina Podolca jest po prostu dziecięcym bohaterem, żadną komiksową lalą ani księżniczką z książeczki. Dla mojego syna nie miało znaczenia, że w albumie nie pojawia się żaden chłopiec lub mężczyzna, bo płeć fantastycznych (s)tworów trudno zidentyfikować. Życzę naszym dzieciom jak najwięcej książkowych postaci, które są równie "(...) i sprytne, i mądre, i odważne. Niezależne.. Trochę szalone, ale też... subtelne, pełne wdzięku i klasy".
Bożena Itoya

Marcin Podolec, Bajka na końcu świata. 3. Ożywczy deszcz, Krótkie Gatki / Kultura Gniewu, Warszawa 2018.

1 komentarz:

  1. Zachęciłaś mnie do tych bajek! Ale chyba zaczniemy od pierwszego tomu:)

    OdpowiedzUsuń