Publikacje
popularnonaukowe z domieszką sztuk plastycznych (często w
odwrotnych proporcjach) królują na rynku książki dziecięcej,
widzi to chyba każdy zainteresowany. Jednak przeważnie wydawnictwa
te nie są nazywane po imieniu: atlasami, leksykonami,
encyklopediami, zbiorami ciekawostek, cóż, często książka
stanowi twórcze interpretacje danej kwestii naukowej, może więc
autorzy obawiają się posądzenia o brak profesjonalizmu i dlatego
nie używają fachowych etykiet. Przypuszczam też, że redaktorzy i
autorzy unikają kategoryzacji swoich książek, by powaga nie
odstraszyła małych czytelników. My natomiast czujemy się
zagubieni w miszmaszu wiedzy i obrazków, tylko stara dobra
literatura piękna pozostała sobą, a pojęcie "książka dla
dzieci" stało się workiem bez dna i jakichkolwiek granic
(gatunkowych, wieku czytelnika...), z którego można wyciągnąć
cokolwiek, nigdy nie wiadomo, co.
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia publikuje wiele cyklów, i choć nie ma
wyodrębnionej serii popularnonaukowej czy encyklopedycznej, to
bogato ilustrowane książki popularnonaukowe są jedną z
wyraźniejszych linii wydawniczych. Książki te w niektórych
przypadkach są projektami jednorazowymi, kiedy indziej po jakimś
czasie okazuje się, że łączą się w cykl z kolejnymi dziełkami
tych samych ilustratorów, autorów albo ilustratorów będących
zarazem autorami. W ten sposób można klasyfikować "Jak to
działa? Ciało człowieka" Nikoli Kucharskiej, książkę
nawiązującą do "Jak to działa? Zwierzęta" tej samej
ilustratorki, oraz "Jajo. Jajka w gnieździe i kosmosie, czyli
kogel-mogel dla dociekliwych" Elizy Piotrowskiej i Asi Gwis,
publikację wydaną rok po wizualnie bardzo zbliżonym tytule
"Grzyby. Dziwne fakty z życia grzybów, o których nie
mieliście pojęcia" Liliany Fabisińskiej i Asi Gwis. Trzecią
pozycją, jaką tu omówię, jest "Co widzimy w gwiazdach.
Ilustrowany przewodnik po nocnym niebie" Kelsey Oseid, wydanie
pod każdym względem indywidualne. Na przykładzie tych trzech
nowości przybliżę różne ścieżki wydawnicze Naszej Księgarni,
reprezentujące odmienne typy popularyzacji nauki, ale jednakowe
podejście do ilustracji. Trudno bowiem pominąć fakt, że w każdej
z wymienionych publikacji dochodzi do ingerencji sztuk plastycznych w
funkcję informacyjną, która jest przecież naczelną cechą
literatury użytkowej.
Książkę
"Jajo. Jajka w gnieździe i kosmosie, czyli
kogel-mogel dla dociekliwych" napisała Eliza
Piotrowska, pisarka, spod której pióra wyszło wiele krótkich
utworów literackich, jak czarujący zbiór opowiadań "Paproch"
(wyd. Hokus-Pokus). Bardzo mnie zdziwiło, że autorka zajmująca się
literaturą piękną, a ostatnio najczęściej biografiami świętych
i seriami wesołych książeczek dla przedszkolaków, przygotowała
kompendium wiedzy o jajkach, bo tak zapowiadała się ta publikacja.
Początkowo myślałam wręcz, że to tylko zbieżność nazwisk,
jednak katalog Biblioteki Narodowej rozwiał moje wątpliwości –
to ta sama Eliza Piotrowska, która stworzyła "Ciocię Jadzię".
"Jajo" zilustrowała dotąd nam nieznana Asia Gwis, przy
czym ilustratorka występuje tu jako współautorka, a jej koncepcja
graficzna jest klamrą spajającą "Jajo" ze wspomnianymi
"Grzybami".
Książka
zawiera wiadomości z tak rozmaitych dziedzin, że każdego czymś
zainteresuje, ale chyba nikogo nie zainteresuje w całości. Jednych
porwą informacje ornitologiczne, u innych z uznaniem spotkają się
elementy etnografii (zwyczaje wielkanocne, sposoby zdobienia
pisanek), ciekawostki językowe (powiedzenia z udziałem jaj),
prezentacja jaja jako inspiracji artystów i architektów czy varia
(ovofobia, alergie, jaja w kosmosie). Pozycję tę jako całość
czyta się trudno i na głos, i indywidualnie, często ją
odkładaliśmy, niektóre strony syn przejrzał tylko pobieżnie. W
końcu raczej rzadko czyta się "cięgiem" encyklopedię
albo słownik, prędzej ogląda się wszystkie po kolei obrazki.
Użytkowanie "Jaja. Jajek w gnieździe i kosmosie..." jako
leksykonu jest jednak utrudnione z powodu braku indeksu czy wyraźnego
podziału na zagadnienia – spis treści zdradza je tylko częściowo,
przeważnie proponując żartobliwe czy niedosłowne nagłówki. Mimo
formalnej obecności w spisie treści nie uznaję tych części
książki za rozdziały, raczej hasła, rozumiane bardzo swobodnie,
bo czasem skoncentrowane wokół konkretnej kwestii lub dyscypliny
naukowej, a niekiedy oparte na luźnym skojarzeniu autorki.
Segment
tekstu dotyczący danego zagadnienia (i ilustracji) rozmieszczony
jest na dwóch stronach i poszatkowany na krótkie ciekawostki,
niestety nie zawsze uporządkowane. Czasami bowiem trudno się
zorientować, co najpierw czytać, na przykład na lewej karcie
opisane są gniazda i jaja mrówek, a na prawej znajduje się
fragment: "Owady (...) one też znoszą jaja". Czyżby więc
omówione wcześniej mrówki nie były owadami? Czytelnik może się
poczuć zagubiony, źle coś zrozumieć lub zniechęcić do dalszego
czytania. Zwłaszcza, gdy w tajemnice jaj stara się wniknąć
dziecko. Czy to ono jest planowanym odbiorcą? Trudno ocenić wiek
adresata książki, bo autorka pisze o fobii Hitchcocka, którego
nazwisko dzieciom przecież nic nie mówi, a jednocześnie używa
sformułowań charakterystycznych dla języka bajek, na przykład:
"pan ryba i pani ryba" (dalej opis rozmnażania ryb).
Typ
ilustracji wykonywanych przez Asię Gwis jest ryzykowny w publikacji
dla najmłodszych, kojarzy się raczej z ilustracją prasową w
periodykach dla dorosłych, ma w sobie coś z eksperymentu.,
dojrzałej gry stylistykami i kolorami. W przypadku wielkoformatowej
książki obrazkowej to, że grafika spodoba się dziecku, jest
warunkiem zainteresowania go treścią publikacji. Te ilustracje są
niewątpliwie artystyczne, charakterystyczne, ale też nie
odpowiadają w pełni popularnonaukowej treści, ponieważ są
nacechowane stylistycznie – zahaczają o karykaturę. Mam wrażenie,
że wartość artystyczna przerasta tu funkcję informacyjną, wizja
plastyczna góruje nad porządkiem merytorycznym i brakuje równowagi
między poziomem tekstu a pułapem ilustracji – pierwszy odpowiada
możliwościom dziecka, a drugi gustom plastycznym rodzica. Mój syn
na przykład nie docenił oryginalnych kolaży, oczy ludzkie wycięte
z fotografii i wstawione w rysunkowe twarze uznał za "straszne".
Oboje natomiast mieliśmy wrażenie, że książka niepotrzebnie
została wydana w tak gigantycznym, niemal plakatowym formacie.
Zarówno ilustracje jak czcionki wydały nam się zbyt duże.
Percepcji
i oczekiwaniom młodego, liczącego na zabawę czytelnika bardziej
odpowiada humorystyczny atlas anatomii "Jak to działa?
Ciało człowieka". Książka Nikoli Kucharskiej
zaskoczyła mnie przede wszystkim tym, że tak naprawdę nie jest
książką Nikoli Kucharskiej, przynajmniej nie autorską, jak
wskazywałaby okładka. Dopiero na ostatniej stronie publikacji
dokładnie określono jej autorów: "ilustracje, okładka,
komiksy: Nikola Kucharska, teksty: Joanna Kończak, Katarzyna
Piętka". Strona tytułowa co prawda streszcza te informacje,
ale w tłumie literek początkowo je przegapiliśmy. Taka okładkowa
nieścisłość w wydawnictwie jednak edukacyjnym (bo popularyzacja
nauki jest przecież typem działalności edukacyjnej) nie wróżyła
dobrze. Niestety w miarę postępowania lektury moje wrażenie
pogłębiało się: dużo tu niedokładności i niekonsekwencji,
zdobywanie wiedzy jest dla tej książki raczej pretekstem niż
celem. To artystyczna wariacja, jakby mazanie po podręcznikowych
modelach ciała, z których coś tam niby zostało, ale "podrobione"
fragmenty przeplatają się z rzeczywistą anatomią i odkrycie, co
jest prawdziwe, dla kilkulatka będzie zabawą w "znajdź 10
różnic". To wiąże się z koniecznością posiadania jakiegoś
porównania, na przykład podręcznika do przyrody. Wyróżnienie
granatowym tuszem fikcyjnych fragmentów tekstu i ilustracji (czasem
granatowe są też te prawdziwe!) nie wystarczyło dwunastolatkowi
starającemu się rozdzielić dwie sfery książki, zresztą i dla
mnie podobieństwo tekstu głównego (czarna czcionka) i jednorodna
grafika całości (fikcji i faktów) utrudniają odbiór. Trudno było
nam się skoncentrować, wyławiać co ma być żartem, a co należy
zapamiętać,. Komentarze i uzupełnienia prędko zaczęły dominować
nad podstawowymi informacjami.
Słowem
najlepiej opisującym charakter tego atlasu jest "dowolność":
zwariowane elementy ciała mogą wystąpić zamiast prawdziwych lub
obok nich, poziom szczegółowości budowy anatomicznej nie jest
stopniowany, czasem widzimy wszystko dokładnie, kiedy indziej
ogólnie, za to z drobiazgowymi opisami. Tekstu jest tu w ogóle
bardzo dużo, roi się od strzałek prowadzących do małych
szczegółów na ilustracjach. Najprzyjemniejszą w odbiorze częścią
książki okazały się więc, czemu trudno się dziwić, rozkładówki
komiksowe. Oczywiście są to jedynie nasze wrażenia, inny czytelnik
może dostrzec w tej dydaktyce na wesoło jakąś skuteczną metodę,
może nauczanie wybiórcze, zapamiętywanie tylko samodzielnie
wybranych fragmentów, dygresji? A jest w czym szperać, bo książka,
choć niezbyt gruba, ma duży format i pojemne w treść karty.
Już
strona tytułowa służy przedstawieniu bohaterów, w tym Klary,
narratorki, której "dziadek wie wszystko na każdy temat i dużo
mi opowiada o tym, co robią lekarze i o innych takich rzeczach".
To ona dodaje do fachowych modeli anatomicznych (zazwyczaj
przedstawiających ją samą) narysowanych przez dziadka własne,
zupełnie niepoważne komentarze. Zanim to nastąpi, patrzymy na
rozkładówkę głoszącą "Część 1: Ja i moja rodzina".
Jest to wielka plansza komiksowa, na której członkowie rodziny
siedzą przy stole, niektórzy spacerują po domu, a prawie wszyscy
rozmawiają, stosując frazeologizmy wykorzystujące części ciała
("wyjść ze skóry", "chodzić z głową w chmurach",
"mieć muchy w nosie", "zachodzić w głowę").
Podobna luźna scenka otwiera kolejne części książki: drugą –
"Zmysły i mózg", trzecią – "Zdrowy tryb życia"
oraz czwartą – "U lekarza". Działy te trzeba
samodzielnie wyśledzić, ponieważ w publikacji nie zamieszczono
spisu treści. Kolejne części składają się z kilku (od trzech do
sześciu) podrozdziałów, rozrysowanych w formie schematów
ludzkiego ciała (lub jego części) albo serii małych grafik, a
zatytułowanych: "Ja, Klara", "W brzuchu mamy",
"Po co nam geny", "Etapy życia" (część 1.),
"Węch", "Wzrok", "Smak", "Słuch",
"Układ nerwowy", "Mózg" (część 2.), "Co
z tym jedzeniem?", "Oddychanie", "Mięśnie",
"O krwi i sercu" (część 3.), "Skóra i zmysł
dotyku", "Nasi dzielni obrońcy", "Szkielet i
kości" (część 4.). Po numerowanych częściach książki
następuje jeszcze bardzo drobiazgowa i ciekawa rozkładówka
"Szpital" z numerowanymi, opisanymi pod obrazkiem
pomieszczeniami, a na dwóch ostatnich stronach zamieszczono równie
interesujące dodatki: "Zawody dla pasjonatów medycyny"
oraz "Inspirujące osoby" (Hipokrates, Florence
Nightingale, Gertrude B. Elion, Louis Pasteur, Wilhelm Roentgen,
Zbigniew Religa). Formalnie zagadnienia są więc dobrane i ułożone
jak najbardziej prawidłowo – właśnie te informacje okazują się
ciekawe i pożądane dla dziecka, które chce wiedzieć, co ma w
środku i marzy o zawodzie lekarza (albo podobnym). By wyczytać
wszystkie notatki i wypatrzyć co trzeba na obrazkach, ten adept
medycyny nie może być jednak zbyt młody (powyżej 8 lat), a w
momencie zakończeniu etapu nauczana początkowego (czwarta-piąta
klasa) przypuszczalnie będzie już na tę książkę za duży. Atlas
"Jak to działa? Ciało człowieka" mieści również
atrakcyjne dla dziecka w tym wieku wielkie pokłady fantazji i zabaw
słowotwórczych, bo też Klara dorysowuje do dziadkowych wykresów
między innymi: "brzuchorozciągacz", "supernapęd
wzmacniający siłę kichania", "przetwornik ruchu na dobry
nastrój", "fabrykę bąkozapachów (uzależnionych od
zjedzonego pokarmu", "włącznik bekania bezdźwięcznego",
"centrum bekania (pomaga usuwać nadmiar powietrza z żołądka",
"drapliwość gardłową", "bakterie zasmradzające
pot".
Kelsey
Oseid, autorka publikacji "Co widzimy w gwiazdach.
Ilustrowany przewodnik po nocnym niebie", została
przedstawiona na końcu swojej książki w formie autoportretu i
krótkiej notatki, rozpoczynającej się od słów "jest
północnoamerykańską malarką i graficzką". Znów więc mamy
do czynienia z pracą popularnonaukową przygotowaną przez laika w
dziedzinie nauki, a specjalistę w zakresie ilustracji i ogólnie
książki dla dzieci. Tym razem jednak otrzymujemy produkt w dużym
stopniu profesjonalny (czy w pełni, ocenić może student lub
absolwent astronomii), w którym grafika jedynie wspiera treść.
Ilustracje bowiem rozbudzają i podtrzymują uwagę czytelnika i
kontakt z nim, zapewniają odpowiednią atmosferę, trochę
wyciszają, są tłem (choć niezwykle ważnym), uprzyjemniają
zdobywanie skomplikowanej wiedzy nie zagłuszając właściwej treści
przewodnika. W niektórych podrozdziałach ilustracje pełnią
funkcję grafiki poglądowej i bardzo dobrze spisują się w tej
roli, ponieważ są proste i wyraźne. Zupełnie jak tekst, a polska
wersja książki jest dziełem Magdaleny Korobkiewicz (przekład) i
Karoliny Bąkowskiej (konsultacja naukowa).
Książka
została podzielona na 7 właściwych rozdziałów ("Gwiazdozbiory",
"Droga Mleczna", "Księżyc", "Słońce",
"Planety", "Planetoidy, komety i meteory",
"Przestrzeń kosmiczna"), opatrzona wstępem,
planszą-piramidą (na wzór tej żywieniowej) "Nasze miejsce w
przestrzeni kosmicznej" oraz bardzo tu potrzebnym indeksem.
Czcionki używane w opisach ilustracji oraz w tekście głównym są
czytelne i estetyczne, w odpowiednich momentach zastosowano
pogrubienia. Atrakcyjny, niemal kwadratowy format, gruby, nie nazbyt
błyszczący papier, twarda oprawa z tłoczonym, srebrno-perłowym
napisem i gwiezdnymi elementami na okładce – wszystko to umila
dziecku lekturę i podnosi standard książki jako ładnego
przedmiotu. Będzie ona eleganckim elementem wystroju pokoju
dziecięcego, ale przede wszystkim mądrym przewodnikiem po kosmosie.
Autorka
"Co widzimy w gwiazdach" posługuje się przejrzystymi,
twardymi danymi, opisując je ładnym, przystępnym, ale konkretnym
językiem. Nie uświadczymy tu językowych "milusińskich",
jak w naszym domu określamy przymilne zwroty kierowane do dzieci,
uproszczenia, banalne porównania. Mimo skrzętnej rzeczowości tekst
ma swój styl i "klimat", wynikające głównie z
umiejętnego przeplatania nauk przyrodniczych, do których zalicza
się astronomia, z humanistycznymi: historią, językoznawstwem
(pochodzenie nazw planet, gwiazd i innych obiektów), filozofią,
badaniami literackimi (mitologia). Zakorzenienie myślenia o
wszechświecie i badań kosmosu w historii cywilizacji wypadło tu
bardzo naturalnie i interesująco. Poza wiedzą stricte
astronomiczną dziecko zyskuje ogólne pojęcie o złożoności
nauki, przenikaniu się jej dyscyplin, staje się małym człowiekiem
odrodzenia.
Mój
syn wychowywał się na atlasach i encyklopediach wydawnictw National
Geographic i Larousse, kto je zna choć trochę ten wie, że są
pełne zdjęć. Właśnie to w pierwszej kolejności odróżnia je od
omawianych pozycji popularnonaukowych Naszej Księgarni i innych
modnych ostatnio książek z zakresu nauk przyrodniczych i ścisłych,
a właściwie publikacji będących adaptacją tych nauk, tworzonych
przez pisarzy i ilustratorów, a nie naukowców. Czyżby fotografie,
rzuty spod mikroskopu były passé?
Czy na czasie jest, by dzieci zaczynały naukę od wariacji na
temat wiedzy? Według mnie to nie jest odpowiednia kolejność, ale
póki dziecko nie zostanie uczniem, rodzic może eksperymentować.
Oby tylko książki, które powinny być urozmaiceniem edukacji, nie
zniekształciły samego procesu zdobywania wiedzy, nie spowodowały
chaosu i nie nastawiły oczekiwań dziecka na nauczanie obrazkowe.
Z
jednej strony, krzepiącym jest, że stajemy się świadkami zmian w
książce dla dzieci, rozkwitania czegoś nowego: literatura użytkowa
zawsze bywała stawiana w opozycji do literatury pięknej, tymczasem
obecnie możemy obserwować narodziny pięknej literatury
(para)użytkowej. Nasze dzieci w pierwszych latach życia
doświadczają więcej sztuk plastycznych (w różnych stylistykach),
niż wielu reprezentantów pokolenia naszego i naszych rodziców
przez całe życie. To musi zaowocować wyrafinowanymi gustami i
dbałością o estetykę świata. Z drugiej strony, dostrzegam
pułapkę ukrytą w popularności publikacji tworzonych przez osoby
niebędące profesjonalistami w danej dziedzinie. Czyniąc ze swoich
książek zabawki, autorzy w pewien sposób sami siebie dyskredytują,
dostarczając pożywki twierdzeniom, że książka dla dzieci to taki
gorszy, niepoważny produkt, przydatny tylko do zabawy dla maluchów,
zanim zajmą się prawdziwymi książkami, to jest "łączącymi
pokolenia" pozycjami z liczącego kilkadziesiąt lat kanonu
lektur szkolnych. Wtedy mija czas rodzicielskich eksperymentów,
dzieci, zwłaszcza te nastoletnie, mają czytać same, tylko że
nawykłe do prostych treści towarzyszących rozbudowanym obrazom
mogą stracić zainteresowanie książkami, w tym podręcznikami.
Bożena
Itoya
Eliza
Piotrowska (napisała), Asia Gwis (narysowała), Jajo. Jajka w
gnieździe i kosmosie, czyli kogel-mogel dla dociekliwych,
konsultacja ornitologiczna: Jacek Antczak, Wydawnictwo Nasza
Księgarnia, Warszawa 2018.
Jak
to działa? Ciało człowieka, ilustracje, okładka, komiksy: Nikola
Kucharska, teksty: Joanna Kończak, Katarzyna Piętka, konsultacja
merytoryczna: Marta Krawiec, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa
2018.
Kelsey
Oseid, Co widzimy w gwiazdach. Ilustrowany przewodnik po nocnym
niebie, przełożyła Magdalena Korobkiewicz, konsultacja naukowa
Karolina Bąkowska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Warto kupować dzieciom książki edukacyjne. To świetny sposób na to, aby poszerzać jego wiedzę i horyzonty. Ja kupuję taką literaturę w księgarni internetowej https://ksiegarnia-melchior.pl/. Mają tam bardzo duży wybór.
OdpowiedzUsuń