cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 30 sierpnia 2018

Artystyczna popularyzacja nauki w Naszej Księgarni


Publikacje popularnonaukowe z domieszką sztuk plastycznych (często w odwrotnych proporcjach) królują na rynku książki dziecięcej, widzi to chyba każdy zainteresowany. Jednak przeważnie wydawnictwa te nie są nazywane po imieniu: atlasami, leksykonami, encyklopediami, zbiorami ciekawostek, cóż, często książka stanowi twórcze interpretacje danej kwestii naukowej, może więc autorzy obawiają się posądzenia o brak profesjonalizmu i dlatego nie używają fachowych etykiet. Przypuszczam też, że redaktorzy i autorzy unikają kategoryzacji swoich książek, by powaga nie odstraszyła małych czytelników. My natomiast czujemy się zagubieni w miszmaszu wiedzy i obrazków, tylko stara dobra literatura piękna pozostała sobą, a pojęcie "książka dla dzieci" stało się workiem bez dna i jakichkolwiek granic (gatunkowych, wieku czytelnika...), z którego można wyciągnąć cokolwiek, nigdy nie wiadomo, co.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia publikuje wiele cyklów, i choć nie ma wyodrębnionej serii popularnonaukowej czy encyklopedycznej, to bogato ilustrowane książki popularnonaukowe są jedną z wyraźniejszych linii wydawniczych. Książki te w niektórych przypadkach są projektami jednorazowymi, kiedy indziej po jakimś czasie okazuje się, że łączą się w cykl z kolejnymi dziełkami tych samych ilustratorów, autorów albo ilustratorów będących zarazem autorami. W ten sposób można klasyfikować "Jak to działa? Ciało człowieka" Nikoli Kucharskiej, książkę nawiązującą do "Jak to działa? Zwierzęta" tej samej ilustratorki, oraz "Jajo. Jajka w gnieździe i kosmosie, czyli kogel-mogel dla dociekliwych" Elizy Piotrowskiej i Asi Gwis, publikację wydaną rok po wizualnie bardzo zbliżonym tytule "Grzyby. Dziwne fakty z życia grzybów, o których nie mieliście pojęcia" Liliany Fabisińskiej i Asi Gwis. Trzecią pozycją, jaką tu omówię, jest "Co widzimy w gwiazdach. Ilustrowany przewodnik po nocnym niebie" Kelsey Oseid, wydanie pod każdym względem indywidualne. Na przykładzie tych trzech nowości przybliżę różne ścieżki wydawnicze Naszej Księgarni, reprezentujące odmienne typy popularyzacji nauki, ale jednakowe podejście do ilustracji. Trudno bowiem pominąć fakt, że w każdej z wymienionych publikacji dochodzi do ingerencji sztuk plastycznych w funkcję informacyjną, która jest przecież naczelną cechą literatury użytkowej.
Książkę "Jajo. Jajka w gnieździe i kosmosie, czyli kogel-mogel dla dociekliwych" napisała Eliza Piotrowska, pisarka, spod której pióra wyszło wiele krótkich utworów literackich, jak czarujący zbiór opowiadań "Paproch" (wyd. Hokus-Pokus). Bardzo mnie zdziwiło, że autorka zajmująca się literaturą piękną, a ostatnio najczęściej biografiami świętych i seriami wesołych książeczek dla przedszkolaków, przygotowała kompendium wiedzy o jajkach, bo tak zapowiadała się ta publikacja. Początkowo myślałam wręcz, że to tylko zbieżność nazwisk, jednak katalog Biblioteki Narodowej rozwiał moje wątpliwości – to ta sama Eliza Piotrowska, która stworzyła "Ciocię Jadzię". "Jajo" zilustrowała dotąd nam nieznana Asia Gwis, przy czym ilustratorka występuje tu jako współautorka, a jej koncepcja graficzna jest klamrą spajającą "Jajo" ze wspomnianymi "Grzybami".
Książka zawiera wiadomości z tak rozmaitych dziedzin, że każdego czymś zainteresuje, ale chyba nikogo nie zainteresuje w całości. Jednych porwą informacje ornitologiczne, u innych z uznaniem spotkają się elementy etnografii (zwyczaje wielkanocne, sposoby zdobienia pisanek), ciekawostki językowe (powiedzenia z udziałem jaj), prezentacja jaja jako inspiracji artystów i architektów czy varia (ovofobia, alergie, jaja w kosmosie). Pozycję tę jako całość czyta się trudno i na głos, i indywidualnie, często ją odkładaliśmy, niektóre strony syn przejrzał tylko pobieżnie. W końcu raczej rzadko czyta się "cięgiem" encyklopedię albo słownik, prędzej ogląda się wszystkie po kolei obrazki. Użytkowanie "Jaja. Jajek w gnieździe i kosmosie..." jako leksykonu jest jednak utrudnione z powodu braku indeksu czy wyraźnego podziału na zagadnienia – spis treści zdradza je tylko częściowo, przeważnie proponując żartobliwe czy niedosłowne nagłówki. Mimo formalnej obecności w spisie treści nie uznaję tych części książki za rozdziały, raczej hasła, rozumiane bardzo swobodnie, bo czasem skoncentrowane wokół konkretnej kwestii lub dyscypliny naukowej, a niekiedy oparte na luźnym skojarzeniu autorki.
Segment tekstu dotyczący danego zagadnienia (i ilustracji) rozmieszczony jest na dwóch stronach i poszatkowany na krótkie ciekawostki, niestety nie zawsze uporządkowane. Czasami bowiem trudno się zorientować, co najpierw czytać, na przykład na lewej karcie opisane są gniazda i jaja mrówek, a na prawej znajduje się fragment: "Owady (...) one też znoszą jaja". Czyżby więc omówione wcześniej mrówki nie były owadami? Czytelnik może się poczuć zagubiony, źle coś zrozumieć lub zniechęcić do dalszego czytania. Zwłaszcza, gdy w tajemnice jaj stara się wniknąć dziecko. Czy to ono jest planowanym odbiorcą? Trudno ocenić wiek adresata książki, bo autorka pisze o fobii Hitchcocka, którego nazwisko dzieciom przecież nic nie mówi, a jednocześnie używa sformułowań charakterystycznych dla języka bajek, na przykład: "pan ryba i pani ryba" (dalej opis rozmnażania ryb).
Typ ilustracji wykonywanych przez Asię Gwis jest ryzykowny w publikacji dla najmłodszych, kojarzy się raczej z ilustracją prasową w periodykach dla dorosłych, ma w sobie coś z eksperymentu., dojrzałej gry stylistykami i kolorami. W przypadku wielkoformatowej książki obrazkowej to, że grafika spodoba się dziecku, jest warunkiem zainteresowania go treścią publikacji. Te ilustracje są niewątpliwie artystyczne, charakterystyczne, ale też nie odpowiadają w pełni popularnonaukowej treści, ponieważ są nacechowane stylistycznie – zahaczają o karykaturę. Mam wrażenie, że wartość artystyczna przerasta tu funkcję informacyjną, wizja plastyczna góruje nad porządkiem merytorycznym i brakuje równowagi między poziomem tekstu a pułapem ilustracji – pierwszy odpowiada możliwościom dziecka, a drugi gustom plastycznym rodzica. Mój syn na przykład nie docenił oryginalnych kolaży, oczy ludzkie wycięte z fotografii i wstawione w rysunkowe twarze uznał za "straszne". Oboje natomiast mieliśmy wrażenie, że książka niepotrzebnie została wydana w tak gigantycznym, niemal plakatowym formacie. Zarówno ilustracje jak czcionki wydały nam się zbyt duże.


Percepcji i oczekiwaniom młodego, liczącego na zabawę czytelnika bardziej odpowiada humorystyczny atlas anatomii "Jak to działa? Ciało człowieka". Książka Nikoli Kucharskiej zaskoczyła mnie przede wszystkim tym, że tak naprawdę nie jest książką Nikoli Kucharskiej, przynajmniej nie autorską, jak wskazywałaby okładka. Dopiero na ostatniej stronie publikacji dokładnie określono jej autorów: "ilustracje, okładka, komiksy: Nikola Kucharska, teksty: Joanna Kończak, Katarzyna Piętka". Strona tytułowa co prawda streszcza te informacje, ale w tłumie literek początkowo je przegapiliśmy. Taka okładkowa nieścisłość w wydawnictwie jednak edukacyjnym (bo popularyzacja nauki jest przecież typem działalności edukacyjnej) nie wróżyła dobrze. Niestety w miarę postępowania lektury moje wrażenie pogłębiało się: dużo tu niedokładności i niekonsekwencji, zdobywanie wiedzy jest dla tej książki raczej pretekstem niż celem. To artystyczna wariacja, jakby mazanie po podręcznikowych modelach ciała, z których coś tam niby zostało, ale "podrobione" fragmenty przeplatają się z rzeczywistą anatomią i odkrycie, co jest prawdziwe, dla kilkulatka będzie zabawą w "znajdź 10 różnic". To wiąże się z koniecznością posiadania jakiegoś porównania, na przykład podręcznika do przyrody. Wyróżnienie granatowym tuszem fikcyjnych fragmentów tekstu i ilustracji (czasem granatowe są też te prawdziwe!) nie wystarczyło dwunastolatkowi starającemu się rozdzielić dwie sfery książki, zresztą i dla mnie podobieństwo tekstu głównego (czarna czcionka) i jednorodna grafika całości (fikcji i faktów) utrudniają odbiór. Trudno było nam się skoncentrować, wyławiać co ma być żartem, a co należy zapamiętać,. Komentarze i uzupełnienia prędko zaczęły dominować nad podstawowymi informacjami.
Słowem najlepiej opisującym charakter tego atlasu jest "dowolność": zwariowane elementy ciała mogą wystąpić zamiast prawdziwych lub obok nich, poziom szczegółowości budowy anatomicznej nie jest stopniowany, czasem widzimy wszystko dokładnie, kiedy indziej ogólnie, za to z drobiazgowymi opisami. Tekstu jest tu w ogóle bardzo dużo, roi się od strzałek prowadzących do małych szczegółów na ilustracjach. Najprzyjemniejszą w odbiorze częścią książki okazały się więc, czemu trudno się dziwić, rozkładówki komiksowe. Oczywiście są to jedynie nasze wrażenia, inny czytelnik może dostrzec w tej dydaktyce na wesoło jakąś skuteczną metodę, może nauczanie wybiórcze, zapamiętywanie tylko samodzielnie wybranych fragmentów, dygresji? A jest w czym szperać, bo książka, choć niezbyt gruba, ma duży format i pojemne w treść karty.
Już strona tytułowa służy przedstawieniu bohaterów, w tym Klary, narratorki, której "dziadek wie wszystko na każdy temat i dużo mi opowiada o tym, co robią lekarze i o innych takich rzeczach". To ona dodaje do fachowych modeli anatomicznych (zazwyczaj przedstawiających ją samą) narysowanych przez dziadka własne, zupełnie niepoważne komentarze. Zanim to nastąpi, patrzymy na rozkładówkę głoszącą "Część 1: Ja i moja rodzina". Jest to wielka plansza komiksowa, na której członkowie rodziny siedzą przy stole, niektórzy spacerują po domu, a prawie wszyscy rozmawiają, stosując frazeologizmy wykorzystujące części ciała ("wyjść ze skóry", "chodzić z głową w chmurach", "mieć muchy w nosie", "zachodzić w głowę"). Podobna luźna scenka otwiera kolejne części książki: drugą – "Zmysły i mózg", trzecią – "Zdrowy tryb życia" oraz czwartą – "U lekarza". Działy te trzeba samodzielnie wyśledzić, ponieważ w publikacji nie zamieszczono spisu treści. Kolejne części składają się z kilku (od trzech do sześciu) podrozdziałów, rozrysowanych w formie schematów ludzkiego ciała (lub jego części) albo serii małych grafik, a zatytułowanych: "Ja, Klara", "W brzuchu mamy", "Po co nam geny", "Etapy życia" (część 1.), "Węch", "Wzrok", "Smak", "Słuch", "Układ nerwowy", "Mózg" (część 2.), "Co z tym jedzeniem?", "Oddychanie", "Mięśnie", "O krwi i sercu" (część 3.), "Skóra i zmysł dotyku", "Nasi dzielni obrońcy", "Szkielet i kości" (część 4.). Po numerowanych częściach książki następuje jeszcze bardzo drobiazgowa i ciekawa rozkładówka "Szpital" z numerowanymi, opisanymi pod obrazkiem pomieszczeniami, a na dwóch ostatnich stronach zamieszczono równie interesujące dodatki: "Zawody dla pasjonatów medycyny" oraz "Inspirujące osoby" (Hipokrates, Florence Nightingale, Gertrude B. Elion, Louis Pasteur, Wilhelm Roentgen, Zbigniew Religa). Formalnie zagadnienia są więc dobrane i ułożone jak najbardziej prawidłowo – właśnie te informacje okazują się ciekawe i pożądane dla dziecka, które chce wiedzieć, co ma w środku i marzy o zawodzie lekarza (albo podobnym). By wyczytać wszystkie notatki i wypatrzyć co trzeba na obrazkach, ten adept medycyny nie może być jednak zbyt młody (powyżej 8 lat), a w momencie zakończeniu etapu nauczana początkowego (czwarta-piąta klasa) przypuszczalnie będzie już na tę książkę za duży. Atlas "Jak to działa? Ciało człowieka" mieści również atrakcyjne dla dziecka w tym wieku wielkie pokłady fantazji i zabaw słowotwórczych, bo też Klara dorysowuje do dziadkowych wykresów między innymi: "brzuchorozciągacz", "supernapęd wzmacniający siłę kichania", "przetwornik ruchu na dobry nastrój", "fabrykę bąkozapachów (uzależnionych od zjedzonego pokarmu", "włącznik bekania bezdźwięcznego", "centrum bekania (pomaga usuwać nadmiar powietrza z żołądka", "drapliwość gardłową", "bakterie zasmradzające pot".
Kelsey Oseid, autorka publikacji "Co widzimy w gwiazdach. Ilustrowany przewodnik po nocnym niebie", została przedstawiona na końcu swojej książki w formie autoportretu i krótkiej notatki, rozpoczynającej się od słów "jest północnoamerykańską malarką i graficzką". Znów więc mamy do czynienia z pracą popularnonaukową przygotowaną przez laika w dziedzinie nauki, a specjalistę w zakresie ilustracji i ogólnie książki dla dzieci. Tym razem jednak otrzymujemy produkt w dużym stopniu profesjonalny (czy w pełni, ocenić może student lub absolwent astronomii), w którym grafika jedynie wspiera treść. Ilustracje bowiem rozbudzają i podtrzymują uwagę czytelnika i kontakt z nim, zapewniają odpowiednią atmosferę, trochę wyciszają, są tłem (choć niezwykle ważnym), uprzyjemniają zdobywanie skomplikowanej wiedzy nie zagłuszając właściwej treści przewodnika. W niektórych podrozdziałach ilustracje pełnią funkcję grafiki poglądowej i bardzo dobrze spisują się w tej roli, ponieważ są proste i wyraźne. Zupełnie jak tekst, a polska wersja książki jest dziełem Magdaleny Korobkiewicz (przekład) i Karoliny Bąkowskiej (konsultacja naukowa).

Książka została podzielona na 7 właściwych rozdziałów ("Gwiazdozbiory", "Droga Mleczna", "Księżyc", "Słońce", "Planety", "Planetoidy, komety i meteory", "Przestrzeń kosmiczna"), opatrzona wstępem, planszą-piramidą (na wzór tej żywieniowej) "Nasze miejsce w przestrzeni kosmicznej" oraz bardzo tu potrzebnym indeksem. Czcionki używane w opisach ilustracji oraz w tekście głównym są czytelne i estetyczne, w odpowiednich momentach zastosowano pogrubienia. Atrakcyjny, niemal kwadratowy format, gruby, nie nazbyt błyszczący papier, twarda oprawa z tłoczonym, srebrno-perłowym napisem i gwiezdnymi elementami na okładce – wszystko to umila dziecku lekturę i podnosi standard książki jako ładnego przedmiotu. Będzie ona eleganckim elementem wystroju pokoju dziecięcego, ale przede wszystkim mądrym przewodnikiem po kosmosie.
Autorka "Co widzimy w gwiazdach" posługuje się przejrzystymi, twardymi danymi, opisując je ładnym, przystępnym, ale konkretnym językiem. Nie uświadczymy tu językowych "milusińskich", jak w naszym domu określamy przymilne zwroty kierowane do dzieci, uproszczenia, banalne porównania. Mimo skrzętnej rzeczowości tekst ma swój styl i "klimat", wynikające głównie z umiejętnego przeplatania nauk przyrodniczych, do których zalicza się astronomia, z humanistycznymi: historią, językoznawstwem (pochodzenie nazw planet, gwiazd i innych obiektów), filozofią, badaniami literackimi (mitologia). Zakorzenienie myślenia o wszechświecie i badań kosmosu w historii cywilizacji wypadło tu bardzo naturalnie i interesująco. Poza wiedzą stricte astronomiczną dziecko zyskuje ogólne pojęcie o złożoności nauki, przenikaniu się jej dyscyplin, staje się małym człowiekiem odrodzenia.
Mój syn wychowywał się na atlasach i encyklopediach wydawnictw National Geographic i Larousse, kto je zna choć trochę ten wie, że są pełne zdjęć. Właśnie to w pierwszej kolejności odróżnia je od omawianych pozycji popularnonaukowych Naszej Księgarni i innych modnych ostatnio książek z zakresu nauk przyrodniczych i ścisłych, a właściwie publikacji będących adaptacją tych nauk, tworzonych przez pisarzy i ilustratorów, a nie naukowców. Czyżby fotografie, rzuty spod mikroskopu były passé? Czy na czasie jest, by dzieci zaczynały naukę od wariacji na temat wiedzy? Według mnie to nie jest odpowiednia kolejność, ale póki dziecko nie zostanie uczniem, rodzic może eksperymentować. Oby tylko książki, które powinny być urozmaiceniem edukacji, nie zniekształciły samego procesu zdobywania wiedzy, nie spowodowały chaosu i nie nastawiły oczekiwań dziecka na nauczanie obrazkowe.
Z jednej strony, krzepiącym jest, że stajemy się świadkami zmian w książce dla dzieci, rozkwitania czegoś nowego: literatura użytkowa zawsze bywała stawiana w opozycji do literatury pięknej, tymczasem obecnie możemy obserwować narodziny pięknej literatury (para)użytkowej. Nasze dzieci w pierwszych latach życia doświadczają więcej sztuk plastycznych (w różnych stylistykach), niż wielu reprezentantów pokolenia naszego i naszych rodziców przez całe życie. To musi zaowocować wyrafinowanymi gustami i dbałością o estetykę świata. Z drugiej strony, dostrzegam pułapkę ukrytą w popularności publikacji tworzonych przez osoby niebędące profesjonalistami w danej dziedzinie. Czyniąc ze swoich książek zabawki, autorzy w pewien sposób sami siebie dyskredytują, dostarczając pożywki twierdzeniom, że książka dla dzieci to taki gorszy, niepoważny produkt, przydatny tylko do zabawy dla maluchów, zanim zajmą się prawdziwymi książkami, to jest "łączącymi pokolenia" pozycjami z liczącego kilkadziesiąt lat kanonu lektur szkolnych. Wtedy mija czas rodzicielskich eksperymentów, dzieci, zwłaszcza te nastoletnie, mają czytać same, tylko że nawykłe do prostych treści towarzyszących rozbudowanym obrazom mogą stracić zainteresowanie książkami, w tym podręcznikami.

Bożena Itoya

Eliza Piotrowska (napisała), Asia Gwis (narysowała), Jajo. Jajka w gnieździe i kosmosie, czyli kogel-mogel dla dociekliwych, konsultacja ornitologiczna: Jacek Antczak, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Jak to działa? Ciało człowieka, ilustracje, okładka, komiksy: Nikola Kucharska, teksty: Joanna Kończak, Katarzyna Piętka, konsultacja merytoryczna: Marta Krawiec, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Kelsey Oseid, Co widzimy w gwiazdach. Ilustrowany przewodnik po nocnym niebie, przełożyła Magdalena Korobkiewicz, konsultacja naukowa Karolina Bąkowska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.

1 komentarz:

  1. Warto kupować dzieciom książki edukacyjne. To świetny sposób na to, aby poszerzać jego wiedzę i horyzonty. Ja kupuję taką literaturę w księgarni internetowej https://ksiegarnia-melchior.pl/. Mają tam bardzo duży wybór.

    OdpowiedzUsuń