To moje pierwsze spotkanie ze Skarpetką, ale Benjamina Chauda znamy w naszym domu bardzo dobrze. Nie wiem, co ma w sobie jego kreska, ale udało mu się oczarować oboje moich dzieci: córka kocha ilustrowane przez niego książeczki "Pomelo", syn zagustował w serii o Ajszy, Bincie, Lalo i Babo. Tak że kiedy otworzyłam "Feralne urodziny ze Skarpetką" i zobaczyłam jego nazwisko (tym razem solo!), od razu poczułam się swojsko. A kiedy sprawdziłam, że i tę książeczkę tłumaczyła niezastąpiona Katarzyna Skalska, wiedziałam, że to będzie dobra lektura (pani Katarzyno, z tego miejsca dziękujemy za wszystkie piękne tłumaczenia, które można czytać dziesiątki razy bez znudzenia i które tak oczarowały moje dzieci).
Poznajemy głównego bohatera (który pisze w pierwszej osobie i pozostaje dla czytelnika bezimienny) w momencie, gdy wraz ze swoim nieodłącznym towarzyszem, ciapowatym królikiem Skarpetką, wybiera się na urodziny ukochanej koleżanki Julii. Czeka nas więc dziecięce love story, oczywiście z happy endem. Ale zanim ten nastąpi, bohater będzie musiał zmierzyć się z czymś gorszym niż ziejące ogniem smoki i broniący dostępu do wieży księżniczki rycerze: nieśmiałością i wstydem. Bo już od pierwszej strony można się domyślić, że mamy do czynienia z małym introwertykiem, który nie do końca sobie radzi w relacjach międzyludzkich.
I oto przydarza mu się koszmar każdego introwertyka, coś, co bywa tematem introwertycznych koszmarów: po długich i przemyślanych przygotowaniach wybiera się na urodziny do Julii, gdzie nie dość, że jest pełno innych dzieci, to jeszcze nikt poza nim nie jest przebrany. Sytuacja pogarsza się z każdą minutą, aż w końcu zawstydzony chłopiec ucieka na drzewo przed domem.
Przez całą książkę siedzimy w głowie małego bohatera, śledzimy jego wewnętrzne zmagania z rzeczywistością, która układa się kompletnie nie po jego myśli, i uczucia, nad którymi próbuje zapanować. Wypowiada w sumie dwa słowa, i to tylko do Skarpetki. Z historii wyłania się obraz dziecka wycofanego, kompletnie zagubionego w sytuacjach społecznych. Ale też wszystko, co złe, dzieje się też wyłącznie w głowie chłopca. Żadne dziecko go nie wyśmiewa, nie dokucza mu. Na ich twarzach widać wyłącznie zdziwienie i przyjazne uśmiechy. Ich największym grzechem jest patrzenie na niego.
Wiem, co czuje chłopiec. Sama chowałam się po kątach na przyjęciach. Dlatego szczególnie doceniam reakcję innych dzieci, tak bardzo przyjazną i inkluzywną. Zamiast wytykać bohatera palcami za odmienność (co nie zdziwiłoby pewnie nikogo), dzieci podchwytują jego pomysł i również się przebierają. A Julia wspina się dla niego na drzewo. Nie widzimy, czy chłopiec ostatecznie dołącza do pozostałych dzieci - nie jest to istotne -ważne, że dziewczynka przełamuje jego izolację i pokazuje, że jest akceptowany. Bardzo krzepiąca historia dla wszelkich odludków.
Książka wydana została w dużym, niestandardowym formacie, tak że nie zmieści się na typowej półce, za to bardzo ładnie będzie wyglądać wyeksponowana w domowej książkowej wystawce i z pewnością nadaje się na prezent. Ilustracje Benjamina Chauda, jak już wspominałam, znamy i kochamy, jego styl niezmiennie urzeka (uważny obserwator dostrzeże w nawiązania do innych książek ilustrowanych przez Chauda - moje dzieci uwielbiają tego typu wstawki). Polecam wszystkim małym czytelnikom - śmiałym i nieśmiałym.
Joanna Pietrulewicz
Benjamin Chaud, Feralne urodziny ze Skarpetką, Zakamarki, Poznań 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz