"Metryka
nocnika" Iwony Wierzby jest książką zarazem rozrywkową i
popularnonaukową. Autorka przyjęła przy tym zupełnie niepopularne
spojrzenie na wiedzę. Bo czy ktoś inny wpadł na pomysł napisania
poważnej historii tak dyskretnego naczynia, mebla i pomieszczenia,
jak te opisywane zbiorczo słowem "toaleta" czy "WC"?
Tu nie ma tabu, ale czytelnik nie pada trupem na wyobrażenie zapachu
roznoszącego się po ulicach miast pozbawionych kanalizacji i
toalet. Sytuację w dużym stopniu ratują stylowe ilustracje
Marianny Sztymy, gdyby nie były tak starodawne i niedosłowne, chyba
jednak nie dotrwałabym do końca lektury. Ciągle zresztą trudno mi
uwierzyć, że dałam się przekonać twórczyniom "Metryki
nocnika" do przeczytania i obejrzenia blisko 100 stron o
ekskrementach i ich przechowywaniu. Cóż, książka ta ma same dobre
strony, gdy już przyzwyczaić się do odrażającego tematu: jest
rzeczowa, konkretna, uporządkowana niczym życie największego
pedanta, w pełni konsekwentna, napisana dobrą polszczyzną,
subtelnie artystyczna, dopracowana graficznie i typograficznie, po
prostu perfekcyjna w zaplanowanej formie.
Znalazłam
jednak jeden słaby punkt "Metryki nocnika". Mianowicie na
czas tej lektury musiałam nieco zmienić nawyki czytelnicze, bo gdy,
jak zwykle, czytałam przy jedzeniu, w autobusie czy w sali kinowej
przed zgaszeniem świateł, to dziwnie czułam się albo ja, albo
siedzące obok mnie osoby. To jednak kloaczna lektura. A czemu nas
krępuje? Otóż mamy tu dostojny tytuł i formę przyjęte dla
kwestii przyziemnej, dość wstydliwej, ale jakże prawdziwie
recenzującej naszą cywilizację jako młodą adeptkę kultury
osobistej i higieny. Tu dowiecie się o naszej wspaniałej
przeszłości, europejskich (i nie tylko) czasach królewien w
pięknych sukniach i rycerzy w błyszczących zbrojach tego, o czym
nie wspominają romanse, historyczne powieści czy kinowe hity.
Książka
zawiera dobry, zwięzły wstęp, przybliżający nie tylko tematykę
publikacji, ale też jej konwencję, podejście autorki do kwestii
posiadania nocnika (i późniejszych ustępów). A jest to podejście
antropologiczne, bo też Iwona Wierzba niewątpliwie popularyzuje
dyscyplinę nazywaną antropologią kulturową (zaliczaną do nauk
społecznych, ewentualnie kulturoznawczych). Właściwa treść
"Metryki nocnika" została ułożona chronologicznie,
podzielona na sześć rozdziałów, z których każdy rozpoczyna się
czytelnym i ciekawym kalendarium dziejów ludzkości, uwzględniającym
również przełomy "toaletowe". Jest to frapująca
lektura, pełna ciekawostek, anegdot, faktów, historycznych postaci
i miejsc. Skutecznie porządkuje myślenie nastolatka o historii
kultury i może stanowić ciekawe uzupełnienie innych jego
czytelniczych przygód, choćby tej z "Boso ale w ostrogach"
Stanisława Grzesiuka, gdzie opis warunków sanitarnych na
warszawskiej ulicy Tatrzańskiej otwiera książkę, charakteryzując
czasy. Naście lat temu, na przełomie XX i XXI wieku, zdarzyło mi
się odwiedzić kolegów wynajmujących przy ulicy Tatrzańskiej
mieszkanie, kojarzące się raczej z pokojem, pozbawione toalety czy
choćby umywalki, do których trzeba było spacerować na korytarz. W
czasach szkoły podstawowej natomiast, w stolicy naszego kraju,
wielokrotnie bywałam w miejscach wyposażonych tylko w tradycyjne
drewniane wygódki – na działkach czy u znajomych. Ta historia
wcale nie jest więc taka odległa i niepojęta. Czytając "Metrykę
nocnika" największy szok kulturowy przeżyłam w momencie, gdy
zrozumiałam, że Iwona Wierzba musi tłumaczyć, czym jest
"wychodek", bo czytelnicy należący do pokolenia mojego
syna prawdopodobnie nigdy czegoś takiego nie widzieli i nie zobaczą
(choć TOI TOI'e są elementem ich codzienności).
Wiedzę
zdobytą w książce utrwala opatulająca ją gra planszowa, ukryta
na odwrocie obwoluty. Szukanie ukrytych skarbów w rozmaitych
produktach to ulubione zajęcie dzieci niezależnie od pokolenia, ta
plansza-niespodzianka przypomniała mi dawne radości, była jak
"historyjka" w gumie Kaczor Donald albo naklejka w wafelku
Kukuruku. "Grywalność" planszówki oczywiście
sprawdziliśmy, rozgrywka była ciekawa i wesoła, bo "toaletowe"
przyczyny zatrzymywania się na dwie kolejki czy przyspieszenia o
kilka pól z pewnością nie powtórzyły się w żadnej innej grze.
Dodatkową zabawę uczyniliśmy sobie z doboru pionków i kostki (nie
są załączone do książki), które musiały pasować do tematyki
"Metryki nocnika". Spróbujcie koniecznie tej rozrywkowej
popularyzacji nauki.
Bożena
Itoya
Iwona
Wierzba, Metryka nocnika, ilustracje Marianna Sztyma, Wydawnictwo
Albus, Poznań 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz